Od pobicia w szkole do inwalidztwa
Pan Mateusz jest przykuty do wózka inwalidzkiego i wymaga stałej opieki. Mężczyzna walczy o odszkodowanie. Wcześniej był bowiem pełnym sił nastolatkiem. 13 lat temu został ciężko pobity w szkole. Przeszedł kilka operacji. Po pewnym czasie pan Mateusz zaczął skarżyć się na ból brzucha. Niestety, lekarze nie rozpoznali zapalenia wyrostka. Toksyny rozlały się po całym organizmie i spowodowały inwalidztwo mężczyzny.
- W Polsce albo są pieniądze i się żyje, albo się umiera – mówi Andrzej Kwaczyński, ojciec pana Mateusza.
Mateusz Kwaczyński ma 25 lat. Mieszka w małej miejscowości Górsko niedaleko Leszna. Mężczyzna urodził się zdrowy. Niestety, dziś jest osobą niepełnosprawną, przykutą do wózka inwalidzkiego.
Pan Mateusz 13 lat temu był pogodnym chłopakiem. Niestety, w szkole nie czuł się najlepiej. Jak twierdzi pan Mateusz, kilku jego kolegów znęcało się nad nim w szkole. Gdy już nie mógł tego znieść, poskarżył się jednej z nauczycielek. Kilka dni później koledzy zemścili się.
- Ciągnęli mnie po schodach za ręce i nogi. Głową uderzałem o betonowe stopnie. Pokój nauczycielski był zamknięty, nauczyciele nie chodzili po korytarzu – opowiada Mateusz.
- On miał guza, ale krwi nie było. Powiedzieli mu, że ma nic nie mówić – dodaje Barbara Kwaczyńska, matka pana Mateusza.
Chłopak czuł się coraz gorzej. Pogarszał mu się wzrok. Przechodził operacje głowy.
- Zacząłem słabo widzieć, sypałem cukier obok szklanki – wspomina Mateusz.
Rodzice postanowili prześladowców syna ukarać. Sprawę skierowali do sądu. Niestety, winę udowodniono tylko jednemu z nich, Patrykowi C. Kara była też niewielka. Chłopak miał poprawić się w nauce i zachowaniu.
Rodzice pana Mateusza zaczęli w sądzie także walczyć z gminą o zadośćuczynienie za wyrządzoną krzywdę, bo szkoła podlegała gminie. Czas mijał, a pan Mateusz z powodu słabego wzroku chodził do specjalistycznej szkoły. Tam zaczął skarżyć się na ból brzucha. Niestety, ani pielęgniarce, ani później lekarzom, a nawet pogotowiu ratunkowemu nie udało się rozpoznać zapalenia wyrostka.
- W następstwie tego pobicia Mateusz miał zaaplikowany dren. Poprzez rozlanie tego wyrostka doszło do zakażenia całego organizmu. Będziemy wnosić o zadośćuczynienie, świadczenia rentowe wobec tych ośrodków, które zawiniły. Na skutek tych zaniedbań, błędów medycznych Mateusz utracił całkowitą zdolność do pracy, po drugie ma większe potrzeby leczenia – mówi Andrzej Gryczka z Kancelarii Prawnej AnLex w Warszawie.
W ciężkim stanie pan Mateusz trafił do szpitala. Przez kilka lat przeszedł kilkanaście operacji. Zapadł w śpiączkę. Na jego ciele pojawiły się odleżyny.
- Po pobiciu miałem zastawkę w głowie i dren do otrzewnej. Jak się wyrostek rozlał, to wdało się zakażanie i sepsa. Oni mi całe ciało czyścili z toksyn – opowiada pan Mateusz.
Po zakończeniu sprawy w sądzie o odszkodowanie od gminy, rodzina otrzymała zamiast żądanych 200 000 zł jedynie 10 000. Sąd uznał bowiem, że za tak zły stan zdrowia pana Mateusza w całości nie odpowiada szkoła.
- Co to jest te 10 tysięcy? To tyle, ile wydałem jeżdżąc z synem po Poznaniu, po biegłych sądowych. To nie było tanie, już nie mówię o moim zdrowiu. To jest śmiechu warte – mówi Andrzej Kwaczyński, ojciec pana Mateusza.
Dziś pan Mateusz w ciężkim stanie walczy o przetrwanie i pieniądze na leczenie. Jak twierdzi, jest ofiarą błędów popełnianych przez trzynaście lat. Błędów, za które on i jego rodzina płacą do dziś.
- Chciałbym stanąć na nogach, rodzicom pomóc i nie być dla nich ciężarem. Chciałbym być samodzielny, nie chcę leżeć – mówi pan Mateusz. *
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz