Uratowała syna, ale „znieważyła” lekarkę
Guz i obrzęk mózgu, a nie przemęczenie! Pan Tomasz trafił do szpitala z Międzyrzeczu z ostrym bólem głowy. Lekarka Hanna M. uznała, że jest… zmęczony i odesłała go do domu. Trzy godziny później mężczyzna zemdlał. Żyje tylko dzięki swojej matce. Gdy ponownie trafił na oddział, pani Mieczysława w ostrej wymianie zdań wymusiła na doktor Hannie M. przeprowadzenie badań. Uratowała syna, ale jej sprawa jest w prokuraturze, bo podobno znieważyła lekarkę…
- Ja odpowiedzialności się nie boję. Moim zdaniem postąpiłam słusznie, ratowałam życie mojego syna! – mówi Mieczysława Rembas.
Na szpitalny oddział ratunkowy w Międzyrzeczu w listopadzie zeszłego roku trafia 30-letni Tomasz Rembas. Karetkę wezwała matka zaniepokojona silnymi zawrotami i bólami głowy syna. Ku ich zdziwieniu lekarka dyżurująca Hanna M. nie chciała przeprowadzić żadnych badań i po około 30 minutach odesłała mężczyznę do domu.
- Moje pytanie brzmiało, czy dostał jakiś zastrzyk albo tabletki przeciwbólowe? Stwierdził, że nie, że pani doktor tylko wypytała go i stwierdziła, że to jest przemęczenie. Trzy godziny później syn stracił przytomność w przedpokoju – opowiada Mieczysława Rembas, matka pana Tomasza.
Pani Mieczysława drugi raz zadzwoniła na pogotowie i jej syn ponownie został zabrany do szpitala. Kobieta pojechała za karetką.
- Pani doktor spytała, co mnie u syna zaniepokoiło, że po raz drugi wezwałam karetkę. Odpowiadam, że widzę, że syn cierpi, wymiotuje, że stracił przytomność. Powiedziała, że nic takiego nie widzi, że zrobi te badania, żeby mi udowodnić, że synowi nic nie jest, a mnie obciąży kosztami za pogotowie i badania – opowiada pani Mieczysława.
- Zbyt wiele nie pamiętam. Tylko jakieś krzyki, mamę – dodaje Tomasz Rembas.
Dopiero po ostrej wymianie zdań lekarka zdecydowała się przeprowadzić badania. Postawiona przez nią diagnoza: guz i silny obrzęk mózgu była dla pani Mieczysławy szokiem. Jej syna przewieziono do szpitala w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie ze względu na bardzo silny obrzęk mózgu operację przeprowadzono dopiero po dwóch dniach. To uratowało mu życie.
- Guz, który mu wycięli, poszedł do badania. Stwierdzono, że jest drugi stopień nowotworu, tylko że nie ma przerzutów i Tomasza czeka jeszcze leczenie w Zielonej Górze na onkologii – opowiada pani Mieczysława.
- Badanie wykazało jednoznacznie, że jej syn ma obrzęk i guza mózgu. Czyli miała rację, walcząc o jego zdrowie – mówi Dariusz Brożek, dziennikarz Gazety Lubuskiej.
Nie tylko pani Mieczysława ma pretensje do międzyrzeckiego SOR-u. Trzy lata temu z otwartym złamaniem obojczyka na oddział trafił Arkadiusz Daras. Mężczyzna miał wypadek motocyklowy. Na operację musiał czekać kilka dni.
- Lekarz stwierdził, że złamanie jest dość poważne i nie da się z tym nic zrobić, w grę wchodzi jedynie operacja. Z tym że żadnego lekarza nie było i miało nie być w najbliższym czasie, dopiero w poniedziałek. Oni tam ludzi traktują jak zwierzęta, byłem świadkiem. Jest bardzo długi czas oczekiwania i słaby kontakt z nimi. „Czekać, czekać i czekać” – opowiada pan Arkadiusz.
Kiedy okazało się, że stan pana Tomasza jest poważny, panią Mieczysławę spotkała jeszcze jedna przykra niespodzianka. Lekarka z pogotowia złożyła na nią doniesienie do prokuratury.
- Zawiadomienie dotyczyło znieważenia funkcjonariusza publicznego, a więc w tym wypadku jej samej. Związane było z wulgaryzmami, jakie były kierowane pod jej adresem, podczas wykonywania czynności służbowych – informuje Robert Trela, zastępca prokuratora rejonowego w Międzyrzeczu.
- Zabolało mnie, że doktor powiedziała, że synowi nic nie jest, bo widziałam, że on cierpi. Może wtedy powiedziałam coś, czego nie powinnam. Jednak nigdy w życiu, powtarzam jeszcze raz, nigdy w życiu nie ubliżyłam pani doktor – mówi pani Mieczysława.
- Kobieta działała pod wpływem emocji i chroniła dobro wyższe. Myślę, że każda matka postąpiłaby podobnie w tej sytuacji – komentuje Dariusz Brożek, dziennikarz Gazety Lubuskiej.
Kierownictwo szpitala odmówiło nam udzielenia informacji w tej sprawie. Udało nam się dotrzeć do Hanny M., lekarki pogotowia w Międzyrzeczu, która oskarża panią Mieczysławę.
- Proszę mnie nie naciskać! Ja nie udzielam informacji ani przed kamerą, ani poza kamerą. - Nie chcę udzielać komentarzy! Proszę to zrozumieć. Wszystko, co miałam do powiedzenia, powiedziałam prokuratorowi. Dopóki sprawa nie zostanie rozstrzygnięta w prokuraturze, nie udzielam żadnych informacji – powiedziała doktor Hanna M.
W prokuraturze w Międzyrzeczu toczą się obecnie dwa postępowania. Jedno w sprawie lekarki, a drugie pani Mieczysławy. Matce pacjenta za znieważenie funkcjonariusza publicznego może grozić do roku więzienia.
- Ja nie popuszczę, bo Tomek ma dopiero 30 lat. Jeżeli ja bym nie wpłynęła na to, jeżeli ja bym nie prosiła, nie dążyła do tego, żeby pani doktor zrobiła badanie, to w tej chwili mojego Tomka już by nie było wśród żywych – podsumowuje pani Mieczysława.
Reporterka: Martyna Grzenkowicz