Płaci za kradzione audi

Pan Mirosław kupił za ponad 40 tys. zł audi, które okazało się kradzione. Oszust ścigany jest listem gończym, a samochód ma wrócić do pierwszego właściciela. Problem w tym, że mężczyzna odebrać go nie chce. Pan Mirosław musi więc opiekować się nie swoim audi. Dbać, by nie zostało zniszczone ani ukradzione. Za strzeżony parking zapłacił już około 2500 zł.

- Jakby mi samochód się znalazł, to ja bym w te pędy wsiadała i jechała po niego. A on nie wykazuje żadnego zainteresowania – mówi Renata Krzak, żona pana Mirosława.

Jeszcze kilka miesięcy temu audi należało do Mirosława Krzaka z Krakowa. Dziś pan Mirosław musi go zwrócić prawowitemu właścicielowi. Problem w tym, że właściciel po samochód się nie zgłasza. A pana Mirosława strzeżony parking miał kosztować 250 zł miesięcznie.

- Ja chcę się go pozbyć, żeby ten cały właściciel się po niego zgłosił, miał odwagę przyjechać po niego – mówi pan Mirosław.

- Syn za granicą jest, już 4 lata tu nie mieszka. My dostaliśmy dopiero niedawno powiadomienie. Tamten pan powiedział, że syn ma zapłacić za ten postój. Syn do adwokata pójdzie, będziemy się odwoływać, z jakiej racji on ma płacić tyle pieniędzy – powiedziała matka Tomasza W., właściciela samochodu.

Historię pana Mirosława i samochodu, który kupił na początku ubiegłego roku pokazywaliśmy kilka miesięcy temu.  Dla pana Mirosława miał to być samochód marzeń. Był przez trzy miesiące. Do momentu, kiedy w jego domu pojawiła się policja z nakazem wydania samochodu.

- Wizyta policji następuje w kwietniu, po 2 miesiącach zjawiają się panowie funkcjonariusze i uświadamiają mi, że samochód jest kradziony – mówił wówczas pan Mirosław.

W marcu ubiegłego roku pan Mirosław kupił samochód marki Audi w jednym z łódzkich komisów. Wydał na niego wszystkie swoje oszczędności, ponad 40 tysięcy złotych. Auto po zakupie zarejestrował w Krakowie.

Okazało się, że pierwszym właścicielem samochodu był Tomasz W. Ten użyczył auto Witoldowi Rydzyńskiemu, a z kolei Witold Rydzyński – dziś poszukiwany listem gończym - sfałszował dokumenty i na ich podstawie sprzedał auto osobie prywatnej. Ta  wstawiła samochód do komisu. Ostatecznie komis sprzedał go panu Mirosławowi. Teraz pan Mirosław musi zwrócić auto prawowitemu właścicielowi.

- Po rozmowie z panią prokurator uzyskałem samochód, jako jego opiekun bez możliwości użytkowania samochodu – mówił pan Mirosław. 

Audi musi wrócić do prawowitego właściciela, ale ten samochodu nie odbiera. Pan Mirosław musi trzymać samochód na parkingu strzeżonym, bo jeśli auto ukradną lub zniszczą, to on za to zapłaci. Pierwszy właściciel samochodu, Tomasz W. unika jednak kontaktów z panem Mirosławem już od kilku miesięcy.

- Interweniowałem u pani prokurator dwa razy, zapewniała mnie, że wysyła do niego funkcjonariuszy policji, żeby go ponaglili. Potem wysłała pismo – mówi pan Mirosław.

Udało nam się porozmawiać z matką Tomasza W.:

Reporterka: Będzie syn jutro?
Matka: Ma przyjechać, na policję.
Reporterka: Mówiła pani, że jest za granicą.
Matka: No, mówiłam pani, że… (jąka się) mieszka w Zduńskiej Woli z dziewczyną.
Reporterka: Proszę zadzwonić do niego może, ja mogę tam podjechać i porozmawiać. 

- Ja muszę się skontaktować z adwokatem, proszę podać swój numer telefonu, jeżeli będę chciał się z panią skontaktować, to się odezwę. Teraz nie mam nic do powiedzenia – powiedział przez telefon Tomasz W.

- Na dzień jutrzejszy (8 stycznia – przyp. red.) ten pan został wezwany do prokuratury. Pan Krzak może złożyć oświadczenie do prokuratury, że nie chce mieć tego pojazdu na przechowanie i wtedy go odbierzemy – mówi Tomasz Sukiennik z Prokuratury Rejonowej w Zduńskiej Woli.

Pan Mirosław założył sprawę w sądzie przeciwko komisowi, w którym kupił samochód. Problem w tym, że komis do żadnej winy się nie poczuwa. 

- Założenie sprawy w sądzie kosztowało 7400 zł plus opłaty za parking 2500 zł. Wraz z ceną samochodu jestem już jest do tyłu o 50 000 zł – mówi pan Mirosław.*

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl