Spór w szkole - zmyślony gwałt
„Dzieci krzywdzą dzieci”, „Dziewięciolatki zgwałciły kolegę?” - te tytuły prasowe wstrząsnęły wsią Moniaki na Lubelszczyźnie w listopadzie 2012 roku. Ofiarą miał być pierwszoklasista, a oprawcami czterej chłopcy z klasy trzeciej. W naszym programie matki broniły dzieci twierdząc, że są niewinne. I miały rację. Kilka dni temu sąd umorzył postępowanie w tej sprawie. Komu zależało na wywołaniu skandalu?
W listopadzie 2012 roku pokazaliśmy historię, która wstrząsnęła wsią Moniaki na Lubelszczyźnie. Czterech 9-latków było podejrzanych o gwałt przy użyciu kija od szczotki. Do zdarzenia miało dojść w szkolnej łazience, a ofiarą miał być pierwszoklasista.
W listopadzie do naszej redakcji zgłosiły się matki podejrzanych dziewięciolatków. Pani Anna – matka bliźniąt oraz panie Marzena i Mariola. Wszystkie wierzyły w niewinność swoich synów.
- Codziennie z nim o tym rozmawiam. Mówi, że jest niewinny, że nie brał udziału w żadnym incydencie – opowiadała wówczas Mariola Chlebicka, której syna oczyszczono z zarzutów.
- Byłam z nimi u psychologa. Jeden i drugi był przesłuchiwany i nic. Więc twierdzę, że moich chłopców tam nie było – dodawała Anna Skórska, której synów oczyszczono z zarzutów.
W grudniu w sądzie rodzinnym przesłuchano podejrzanych: chłopca, który miał być ofiarą i świadków. Ostatecznie, kilka dni temu, sąd potwierdził to, co matki podejrzanych wiedziały od początku i umorzył sprawę.
- Sąd umorzył to postępowanie, uznając że zebrane dowody są na tyle niewiarygodne i niespójne, że nie pozwoliły na ustalenie, że doszło do takiego zdarzenia – mówi Artur Ozimek z Sądu Okręgowego w Lublinie.
- Jest kilka przyczyn umorzenia. Między innymi to, że zeznania świadka mijają się z zeznaniami pokrzywdzonego, także nie było obdukcji. Lekarz na oddziale stwierdził, że żaden gwałt, żadna przemoc tam nie miała miejsca – dodaje Anna Skórska, której synów oczyszczono z zarzutów.
Dziś, kiedy chłopców oczyszczono z zarzutów pojawia się pytanie: jak to możliwe, że ta domniemana afera musiała się skończyć w sądzie.
- Nie było wcześniej żadnego zgłoszenia, żadnego sygnału o niebezpieczeństwie, nie ma nic takiego w dziennikach uwag – mówiła w listopadzie dyrektor szkoły.
- Nauczyciel z tej szkoły rozdmuchał to wszystko. Dowiadując się, że dziecku stała się krzywda nie dążył do tego, żeby wyjaśnić to w szkole. To wszystko od razu zaczęło iść w stronę policji, że panuje w szkole fala, że nasza szkoła jest niebezpieczna – opowiada Anna Skórska, której synów oczyszczono z zarzutów.
Wspomniany nauczyciel jest skonfliktowany z dyrektorką szkoły i, jak mówią matki, robi sporo, by stworzyć wrażenie, że w szkole panuje terror. W sprawie domniemanego gwałtu prowadził nawet swoje prywatne śledztwo.
Moje dzieci chodzą do tej szkoły i opowiadają mi, co się dzieje na lekcjach z owym panem, jak się zachowuje. On prowadził swoje prywatne dochodzenia w tej sprawie i tak jakby osądził już z góry to wszystko – mówi matka dzieci, które uczą się w szkole w Moniakach.
- Nie potwierdzę tego – powiedział nam wspomniany nauczyciel.
- Wiem, że przesłuchiwał. Rozmawiałam z dziećmi z tej klasy i potwierdziły to – mówi Anna Skórska, której synów oczyszczono z zarzutów.
- Zgłosiłam to policji. Uważałam, że nie wolno nam przesłuchiwać dzieci – mówi dyrektor szkoły.
W listopadzie i wczoraj próbowaliśmy porozmawiać z rodziną chłopca, który miał być ofiarą incydentu. Niestety, nie chciał się wypowiedzieć.
- Bardzo szybko nam dzieci dorosły… Jeden syn stał się zamknięty w sobie, on miał być oprawcą, a stał się ofiarą - podsumowuje Anna Skórska, której synów oczyszczono z zarzutów.*
* skrót materiału
Autor: Michał Bebło