Pokochała gangstera. Zginęła

Wydarzenia z Sanoka, gdzie uzbrojony gangster Andrzej B. zabarykadował się w mieszkaniu ze swoją 17-letnią dziewczyną śledziła cała Polska. Oboje nie żyją. Kamila była zakochana w Andrzeju B. Mieszkała z nim, ale utrzymywała kontakt z rodziną. Była pełną życia i planów na przyszłość nastolatką. Jej bliscy nie wierzą, by sama się zastrzeliła. Rodzice chcieli pomóc w negocjacjach, ale zatrzymano ich na posterunku.

Kochała psy, była pełna życia, miała plany na przyszłość. Tak 17-letnią Kamilę Maliborską wspominają najbliżsi. Kiedy blisko dwa lata temu poznała 32-letniego Andrzeja B., rodzice byli przerażeni. Myśleli, że ten związek to przejaw buntu nastolatki, ale Kamila bardzo poważnie traktowała nową znajomość.

- Kończyła szkołę zaocznie, miała bardzo dobre stopnie. Chciała jak najlepiej, żeby w życiu coś później osiągnąć. Była zawsze otwarta do ludzi.
Jak przyjeżdżałem, to dzwoniła do mnie, że przyjedzie, pytała czy jakieś sałatki ma zrobić. Nie mogę sobie wyobrazić, że jej już nie ma – rozpacza Dawid Maliborski, brat Kamili.

- Ja pracuję za granicą. Wracam tylko na miesięczny urlop. Córka miała lepsze relacje z moją żoną, ale mnie tak samo kochała i ja ją kochałem. Zawsze, jak przyjeżdżałem to czekała na mnie w domu – mówi Marian Maliborski, ojciec Kamili.

Ukochany Kamili był dobrze znany lokalnej policji. Był notowany za handel narkotykami, jazdę po pijanemu, rozbój i nielegalne posiadanie broni. Czy Kamila wiedziała o przeszłości mężczyzny? Znajomi twierdzą, że musiała wiedzieć. Wiedziała również o byłych partnerkach Andrzeja B., z którymi miał dwójkę dzieci. Zdaniem sąsiadów znęcał się nad każdą z nich.

- Z pierwszą dziewczyną, z którą się wprowadził, były awantury od początku, kłótnie, wyzwiska. Potem była druga, mieli córkę malutką. Była sprawa w sądzie, bo pobił żonę. Ale z tą dziewczyną było inaczej, ona był kimś wyjątkowym, bo spokojny był. Czasem nawet nie było słychać, że w domu była. On wychodził rano, wracał wieczorem, nic się nie działo, normalna, spokojna rodzina – mówi Danuta Dolna, sąsiadka Andrzeja B.

- On był dobrym człowiekiem, zniszczyło go towarzystwo, może narkotyki, może alkohol. W pewnym momencie to wszystko posypało się, może nie dawał rady, może ja też na wiele rzeczy nie chciałam się godzić, odeszłam. Było jak było, o zmarłym źle się nie mówi – opowiada żona Andrzeja B.

- Ja o jego kryminalnej przeszłości nie wiedziałem. Ja jestem od swojej żony straszy 12 lat i córka zawsze się tym zasłaniała. Liczyłem, że z biegiem czasu córce otworzą się oczy i wróci do domu. Zresztą jeszcze we wtorek mówiła, bo ma u nas swój pokój, że chce, żebyśmy ten pokój pomalowali na zielono, bo jak wróci… - rozpacza Marian Maliborski, ojciec Kamili.

- Każdy wiedział w czym się obraca. Wiadomo, że to mafia i wiadomo z czym to się wiąże. Ja go znałem, to się nie bałem, ale wiadomo było, że tak skończy. Takie porachunki tak się kończą – mówi jeden z mieszkańców Leska.

W czwartek w południe policjanci pojawili się w Sanoku pod blokiem Andrzeja B. przy ul. Cegielnianej 14. Podejrzewali go o zamordowanie dzień wcześniej w Międzybrodziu 29-letniego Krystiana L., pseudonim „Lala”. Z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie była to egzekucja, ale dokonana na niewłaściwej osobie.

- Musieli pokłócić się. Może o pieniądze poszło. Oni bardzo dobrze się znali, najlepsi koledzy byli, został jeszcze jeden w Lesku. Jeden zginał, drugi się zabił, jeszcze jednego zlikwidują i będzie spokój w Lesku – mówi jeden z mieszkańców  tej miejscowości.

Sanok, 11.01.2013r., godzina 12

- Mężczyzna, prawdopodobnie spodziewając się, że jest podejrzewany prze policjantów, na widok nieoznakowanego samochodu oddał w jego kierunku strzały – informował wówczas Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiej policji.

- Żona około godziny 10 rozmawiała z córką i wszystko było w porządku, nic nie zapowiadało tragedii. Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że nastąpiła jakaś strzelanina na tej ulicy, żona próbowała kilkanaście razy połączyć się, nie było odzewu – opowiada Marian Maliborski, ojciec Kamili.

Sanok, 11.01.2013r., godzina 17

- Pojechaliśmy na komendę, żeby spróbować z policjantami porozmawiać, żeby nas tam wpuścili. Zostaliśmy zatrzymani i przesłuchani, zatrzymano nas tam do 3 w nocy aż to wszystko się skończyło. Dobrze, że na komendzie było włączone radio, z radia się więcej dowiadywaliśmy, niż policjanci chcieli nam powiedzieć – mówi Marian Maliborski, ojciec Kamili.

- Chodziło przede wszystko o ocalenie życia tejże osoby. Żadnych ograniczeń tutaj nie powinno być. Być może przyjdzie nam ocenić nieskorzystanie z oferty rodziców, jako błąd – komentuje Paweł Moczydłowski, kryminolog.

Sanok, 11.01.2013r., godzina 1.20

- Gdy  zaczęła się akcja, był głośny huk. Wyważenie drzwi, wrzucenie dwóch granatów hukowych i krótka seria z karabinów, gdy strzelali do psa. Pies zaatakował policjantów, musieli go zastrzelić – opowiada Robert Dolny, sąsiad Andrzeja B.

- Jak zaczęli wyważać te drzwi, wchodzić tam, to ta dziewczyna strasznie krzyczała. Dziewczyna żyła i to nie jedna osoba mówi, nie tylko ja – twierdzi mieszkanka bloku przy ul. Cegielnianej.

- Nie wierzę w samobójstwo córki. Byłem dziś na oględzinach zwłok, córka ma ranę postrzałową z prawej strony głowy, a jest leworęczna. To jest niemożliwością – rozpacza Marian Malborski, 

Sekcja zwłok wykazała, że para miała umrzeć na krótko przed interwencją policji od ran postrzałowych głowy. Prawdopodobnie Andrzej B. najpierw zabił Kamilę, na końcu popełnił samobójstwo. Tę wersje wydarzeń wciąż potwierdza policja. Po kontrowersyjnej akcji antyterrorystów wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. 

- Kamila go bardzo kochała, po prostu zakochała się w niewłaściwej osobie. Nie wiem, dlaczego on to zrobił. Gdyby ją naprawdę kochał, to by ją wypuścił. Albo ją tak kochał, że ją zabił. Myślał, że jeżeli on jej nie będzie miał, to nikt jej nie będzie miał. Na pewno ona tam dobrowolnie nie przebywała – uważa Beata Inglot, bliska znajoma rodziny Maliborskich.

- Ona miała z nami tak dobry kontakt, że gdyby chciała popełnić samobójstwo z własnej woli, to by jakiegoś SMS-a wysłała albo kartkę zostawiła, cokolwiek. A tu nie ma nic. Pani prokurator mówiła, że leżeli na łóżku, byli ubrani jak do ślubu, a córka nigdy w sukienkach nie chodziła. Miała ubrany ładny sweterek, a że on był w garniturze, to wariata może sobie strugać. Jak dziecko zastrzelił, to później mógł się odstrzelić na elegancko. (…) Mieli się pobrać, gdy skończy 18 lat, ale nie skończy – rozpacza Marian Maliborski, ojciec Kamili. *

* skrót materiału

Reporterki: Agnieszka Zalewska, Angelika Trela

azalewska@polsat.com.pl