Ojciec nie żył - alimenty do zwrotu

Ilona Szołtysek z Bytomia sama wychowuje trojkę dzieci. Kobieta ledwo wiąże koniec z końcem. Gdy okazało się, że musi oddać ponad 2000 zł alimentów pobieranych na dzieci z funduszu alimentacyjnego, poprosiła nas o pomoc. Według urzędników pani Ilona pobrała te alimenty bezprawnie, bo ojciec dzieci nie żył. Problem w tym, że ani kobieta, ani urzędnicy o tym nie wiedzieli.

Pani Ilona szuka pracy, ale o tę w Bytomiu nie jest łatwo. Często musi odmawiać dzieciom wszystkiego.

- Ani na basen, ani do kina, ani na lody, bo ciągle brakuje. Boli mnie to, że nie umiem dać dzieciom tego, co by chciały. Gdy przychodzą pieniądze, to układam je w kupki, rozdzielam co na co. To jest  taka rozmowa z dziećmi: dzisiaj dostaniesz ty, na drugi miesiąc ty. Nie da się inaczej  – rozpacza.

Pani Ilona nie ma pieniędzy. Już ma zadłużone mieszkanie, a w zeszłym roku okazało się, że musi również oddać alimenty pobierane na dzieci z funduszu alimentacyjnego. Ponad 2000 zł. Według urzędników pani Ilona pobrała te alimenty bezprawnie, bo ojciec dzieci nie żył. Problem w tym, że ani kobieta, ani urzędnicy o tym nie wiedzieli.

- Złożyłam wniosek o podwyższenie alimentów. We wrześniu była pierwsza rozprawa. Sędzia stwierdziła, że muszę odnaleźć ojca dzieci. Rozpłakałam się. Polska jest duża, plakaty mam rozwieszać? W grudniu dostałam wezwanie do sekretariatu, do wydziału dla nieletnich i tam się dowiedziałam, że pan S. nie żyje. Rozpoznano go po liniach papilarnych, bo twarz była zmasakrowana – opowiada pani Ilona.

Pani Ilona próbowała odwołać  się od decyzji, ale niestety nic to nie dało. Kobieta jest załamana. Miesięcznie ma 1400 zł dla siebie i trójki dzieci. Nie stać jej na spłatę alimentów, bo nie będą mieli co jeść. Zagubiona w gąszczu przepisów poprosiła nas o pomoc.

- Ja się nie czuję winna. Przecież za te pieniądze domu sobie nie postawiłam, wszystko przeznaczyłam na dzieci. Nawet nie wiem ile jest teraz odsetek – mówi pani Ilona.

- Zgodnie z przepisami, jeśli ktoś bezprawnie pobrał świadczenia, to musi je zwrócić. Przepisy przewidują jednak możliwość złagodzenia kary poprzez umorzenie, rozłożenie na raty – tłumaczy prof. Czesław Martysz, prezes Samorządowego Kolegium Odwoławczego.

W sprawie panie Ilony umawiamy się w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Bytomiu. Okazało się, że być może uda się pomóc pani Ilonie umorzyć dług.

Reporterka: Czy pani Ilona może złożyć ponowny wniosek? Zacznie zbierać wszystkie rachunki z apteki, ze sklepu… To będzie dla państwa dowód?
Bogumiła Włudarczyk, MOPR w Bytomiu: To nie jest aż tak tragicznie, żebyśmy byli aż tak okrutni, żeby do każdego rachunku się upierać, natomiast potrzebne są nam różne dokumenty: za prąd, jeżeli ma pani jakieś wydatki na leki, zakup węgla…
Reporterka: Czy uda się umorzyć ten dług?
Bogumiła Włudarczyk, MOPR w Bytomiu: Szanse zawsze są, natomiast dopiero po zgromadzeniu dokumentacji można mówić o tym, w jaki sposób ocenimy tej pani sytuację.  Bez współpracy ze strony pani Ilony my nic nie zrobimy.

- Często w orzeczeniach wojewódzkiego sądu administracyjnego jest wręcz wskazówka, że należy w tej sytuacji zwrócić się do urzędu o rozłożenie należności na raty, bądź też o umorzenie należności -  mówi Iwona Kusio-Szalak, radca prawny.

- Teraz widzę światełko w tunelu, jak mi pani dyrektor uświadomiła. Po rozmowie z inną urzędniczką, nie miałam nadziei w ogóle – mówi pani Ilona.

PS. W trakcie naszej wizyty, okazało się, że pani Ilona może dostać dodatek mieszkaniowy, co pomoże jej wyjść z zadłużenia w spółdzielni. *

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl