Groził, bił, w końcu zabił

Gdy wpadł w szał, jego bliscy trzy razy dzwonili na policję. Ostrzegali, że zabije Wiolettę, ale pomoc nie nadeszła. Jacek G. zadał jej kilkanaście ciosów nożem. Przed śmiercią kobieta zdążyła po raz ostatni zadzwonić na policję... Mężczyzna był wcześniej skazany za znęcanie się nad żoną, a policja kilka razy zakładała rodzinie niebieską kartę.

- W poniedziałek była jeszcze policja trzy razy. Powinni go postawić do pionu albo coś, żeby nie doszło do tragedii – mówi Maria Machnik, sąsiadka Wioletty i Jacka G.

Częstochowscy policjanci z najdłuższym stażem mówią, że ta historia nimi wstrząsnęła. 37-letnia Wioletta G. z Wrzosowej koło Częstochowy 23 stycznia zadzwoniła na policję i poinformowała, że właśnie kilkanaście razy mąż pchnął ją nożem.

- Kobieta łamanym głosem, bardzo cichym już  mówiła, że została pchnięta nożem przez swojego męża. Zdążyła podać imię, nazwisko i adres – mówi Joanna Lazar, rzecznik policji w Częstochowie.

- Ona leżała, krew była wszędzie, a dziecko darło się, aż się zanosiło – mówi Henryk Gumułka, ojciec Jacka G.

- Ona się nawet w nocy rzuca, płacze, rączkami trzepie. Przecież ona była wyciągnięta spod matki, płakała – dodaje Józefa Gumułka, matka Jacka G.

Pani Wioletta i 47-letni Jacek G. poznali się pięć lat temu w zakładzie - MPK w Częstochowie. Mężczyzna pracował tam jako ślusarz, ona myła tramwaje, a potem była kontrolerką biletów. Chcieli być razem. Nawet wbrew jej rodzinie i wspólnym znajomym.

-  Myśmy pytali: co ona robi, co ona robi. Jednego alkoholika miała, za drugiego się bierze? Nieraz przychodził pobity.  Kilka lat wcześniej miał szczękę podrutowaną po bójce – opowiada jeden z pracowników MPK w Częstochowie.

- Mówiłam, prosiłam: Wiola, zastanów się, bo to człowiek nie do życia. Jesteś młoda, mogłabyś sobie innego mężczyznę poszukać, ale tego typa? – wspomina Józefa Gumułka, matka Jacka G.

Teściowa pani Wioletty mówi, że synowa liczyła, że Jacek G. się zmieni. Jednak, gdy przeprowadzili się razem z córką pani Wioletty z pierwszego małżeństwa do Wrzosowej koło Częstochowy, czar prysł. Mężczyzna wpadł w złe towarzystwo, zaczął pić i znęcać się nad żoną oraz pasierbicą. Nie zmieniło tego nawet wspólne dziecko – Jagoda.

- W ścianę trzaskała, o pomoc wołała – mówi Romuald Piątkowski, sąsiad Wioletty i Jacka G.

- Nawet z tą małą w nocy przylatywała. To nie był człowiek do życia. To tylko koledzy, pijaństwo, więcej nic. Szkoda było tego dziecka, że go na świat wydali i teraz zostawili samego – mówi Józefa Gumułka, matka Jacka G.

- Policjanci stwierdzili przemocy wobec żony. Sporządzone zostały trzy Niebieskie Karty w przeciągu 2011 i 2012 roku – dodaje Joanna Lazar, rzecznik policji w Częstochowie.

Po jednej z awantur Jacek G. trafia na dwa miesiące do aresztu. Żona zeznaje przeciwko niemu. Jednak po krótkim czasie korzysta z prawa do odmowy zeznań. Wioletta G. zabrała do grobu tajemnicę, dlaczego się wycofała.

- Najpierw złożyła kategoryczne zawiadomienie karne, była konsekwentna, doszło do tymczasowego aresztowania Jacka G. Po upływie kilku miesięcy całkowicie zmienia swoją postawę. Wszystkie zeznania znikają, nie mamy zeznań obciążających – opowiada Romuald Basiński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.

- Sąd uznał sprawstwo i winę oskarżonego. Wymierzył mu półtora roku pozbawienia wolności, którego wykonanie zawiesił na okres trzech lat oraz orzekł dozór kuratora w tej sprawie – mówi Bogusław Zając, rzecznik Sądu Okręgowego w Częstochowie.

Gdy Jacek G. wyszedł z aresztu, znowu zaczęły się awantury. Kobieta postanowiła od niego uciec. Krewna Jacka G., która udzieliła jej schronienia też była pobita. Wioletta G. z dziewczynkami trafiła do hostelu w Ośrodku Interwencji Kryzysowej.

- Ona była w jednym ośrodku, potem przesłali ją do drugiego ośrodka. W tym drugim ośrodku mogła być tylko trzy miesiące – twierdzi kuzynka Jacka G.

- Trudno to skonfrontować. Słowo przeciwko słowu. Jest udzielenie jej dalszej pomocy i z tej pomocy nie korzysta - mówi Maciej Hasik, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Częstochowie.

17 stycznia Wioletta G. wraca z Ośrodka Interwencji Kryzysowej do swego męża. Dzień później pijany Jacek G. wszczyna awanturę.

- Wioletta pierwszy raz zadzwoniła, drugi raz my, a za trzecim mąż powiedział: albo przyjedziecie, albo… - twierdzi Józefa Gumułka, matka Jacka G.

- Dzwoniłam na policję w czasie tej awantury. Policjant powiedział bym zadzwoniła, jak się uspokoją – dodaje kuzynka Jacka G.

- Policjant, który interweniuje zawsze sprawdza czy jest stosowana przemoc. Czy są jakiekolwiek symptomy. To było sprawdzone. Żadna z osób, która była obecna, a przede wszystkim pani Wioleta, nic nie mówiła, nie dała żadnych sygnałów – mówi Joanna Lazar, rzecznik policji w Częstochowie.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl