Odszkodowane - droga prze mękę
Samochód zniszczony - odszkodowania brak. Pani Agnieszka zaparkowała swojego peugeota na jednej z poznańskich ulic. Gdy wróciła, auto było doszczętnie zniszczone. Runął na nie potężny komin starej kotłowni należącej do PKP. Budynek rozbierała firma pana Mirosława, ubezpieczona w Ergo Hestii. Pani Agnieszka walczyła o pieniądze prawie rok.
- Jeszcze roku temu stały tutaj budynki PKP razem z tym feralnym kominem, który pewnego poniedziałkowego popołudnia zawalił się na mój samochód – pokazuje nam miejsce zdarzenia pani Agnieszka.
- Dla mnie to był szok, że ubezpieczenie tego nie obejmuje, bo ja cały czas rozbieram budynki – mówi Mirosław Ruszkowski, właściciel firmy rozbiórkowej.
Pani Agnieszka jest pracownicą jednej z poznańskich uczelni. W marcu ubiegłego roku w godzinach popołudniowych kobieta jechała na zajęcia. Samochód zaparkowała na ulicy Przemysłowej.
- Znalazłam ostatnie miejsce przed strefą płatnego postoju. Nie było żadnej taśmy zabezpieczającej, żadnej informacji o niebezpieczeństwie. Wieczorem otrzymałam telefon od policji, że powinnam jak najszybciej udać się na miejsce, w którym pozostawiłam samochód – wspomina pani Agnieszka.
- Doszło do poważnego wypadku, można powiedzieć katastrofy budowlanej. Podczas prac rozbiórkowych starej kotłowi operator koparki uderzył w stojący przy kotłowni komin, który częściowo upadł na ulice Przemysłową i zniszczył zaparkowany tam samochód – informuje Andrzej Borowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Budynek należał do PKP. Rozbiórkę prowadziła firma pan Mirosława, która ubezpieczona jest w Ergo Hestii. Ubezpieczyciel uznał, że pani Agnieszce nie wypłaci ani złotówki. Stwierdzono, że polisa, jaką ma pan Mirosław na firmę rozbiórkową, obejmuje uwaga: „sprzedaż detaliczną prowadzoną przez domy sprzedaży wysyłkowej i internet”.
- Gdy ubezpieczałem firmę, to dałem zaświadczenie o wpisie do działalności i na tym zaświadczeniu było wszystko napisane: jaka działalność, że zajmuję się robotami rozbiórkowymi – wyjaśnia Mirosław Ruszkowski, właściciel firmy rozbiórkowej.
- To był 10-letni Peugeot 206 z pełnym wyposażeniem, klimatyzacją, abs. Został wyceniony na 7900 zł. Dla mnie w pewnym sensie jest to strata dorobku życia, bo długo na ten samochód pracowałam – mówi pani Agnieszka.
- Błąd, jeżeli gdzieś powstał, to nie z mojej winy, tylko przy wypisywaniu polisy – dodaje Mirosław Ruszkowski, właściciel firmy rozbiórkowej.
Idziemy więc do pośredniczki, która ubezpieczała firmę pana Mirosława. Kobieta niechętnie z nami rozmawia. Przekonuje jednak, że błąd na pewno nie powstał w jej biurze.
- Ja jestem tylko pośrednikiem. To jest sprawa Hestii i pana Ruszkowskiego. Jeśli Hestia uzna, że to był mój błąd, za który powinnam zapłacić, to ja jestem ubezpieczona od odpowiedzialności cywilnej. Reszta to nie moja sprawa - powiedziała pośredniczka, która ubezpieczała firmę pana Mirosława.
Pani Agnieszka już prawie rok walczy o wypłatę blisko 8 tysięcy złotych. Z przedstawicielem Ergo Hestii chcieliśmy porozmawiać przed kamerą. Otrzymaliśmy odpowiedź, że w tej sprawie zbierane są dodatkowe wyjaśnienia i spotkanie przed kamerą nie jest możliwe.
- Zwróciłam się do prawnika, który kontynuował korespondencję z Ergo Hestia. Nadeszła odpowiedź, która zrzucała odpowiedzialność na PKP – opowiada właścicielka zniszczonego samochodu.
- Firma ubezpieczeniowa zmienia zdanie, raz mówi coś innego, później coś innego. Przykro nam, że próbuje się wymigać od odpowiedzialności – mówi Piotr Kryszak, rzecznik prasowy PKP, Oddział Gospodarowania Nieruchomościami w Poznaniu.
Sprawę badał Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego. Uznał m.in., że teren rozbiórki był źle zabezpieczony. Pana Mirosława ukarano mandatem. Ustalenia inspektora znalazły się w prokuraturze, która w czerwcu umorzyła dochodzenie.
- Przyczyną zawalenia komina było to, że był on niewłaściwie zespolony z budynkiem. Obok komina trwały oczywiście prace rozbiórkowe, operator koparki wykonywał swoje czynności i właśnie podczas tych prac doszło do oderwania się komina od budynku i zawalenia na samochód – informuje Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
- Całe szczęście, że nikt nie zginął, bo było bardzo blisko tragedii. Na szczęście w samochodzie nikogo nie było i na szczęście o tej porze tym chodnikiem nikt nie przechodził – zauważa Piotr Żytnicki, dziennikarz Gazety Wyborczej.
- Jeśli ktoś by zginął, również sprawa zostałaby umorzona, ponieważ do zawalenia budynku doszło z przyczyn niezależnych od ludzi, a więc nie możemy odpowiedzialności karnej za to zdarzenie przypisać komukolwiek – dodaje Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Pani Agnieszka przed sądem będzie domagała się odszkodowania. Czeka na termin pierwszej rozprawy. Ma nadzieję, że sąd ustali, jakie były dokładnie przyczyny wypadku. Kobieta ma małe dziecko, mówi, że samochód jest jej niezbędny.
Kiedy kończyliśmy realizację materiału, zadzwoniła do nas pani Agnieszka z informacją, że dostała e-mail z nową decyzją ubezpieczyciela. Ubezpieczyciel właśnie zmienił zdanie. Tym razem decyzja jest pozytywna dla kobiety.
To fragment odpowiedzi, jaką otrzymaliśmy od Ergo Hestii:
„Rzeczywiście agent zawierający umowę w imieniu Ergo Hestii omyłkowo nie ujął w formularzu wszystkich rodzajów działalności do umowy z ubezpieczonym.”
- Trudno mi uwierzyć w to, co się stało. Przez prawie rok próbowałam dochodzić swoich praw. Zrozumiałam, że jeśli chodzi o Ergo Hestię, to na odszkodowanie nie mam, co liczyć. A tu nagle…, czy to cud? Ergo Hestia jednak wypłaciła mi odszkodowanie – cieszy się pani Agnieszka.
Reporter: Grzegorz Kowalski