Spaliła noworodka - sprawa umorzona
Szok. Kobieta, która po porodzie spaliła ciało noworodka w piecu, nie poniesie żadnej kary. Magdalena P. twierdzi, że dziecko urodziło się żywe, ale po kilkudziesięciu minutach zmarło. Prokuratura umorzyła śledztwo, bo nie ma ciała i nie może sprawdzić, jak noworodek zginął. Dlaczego matka postanowiła go spalić? Dlaczego wcześniej ukrywała swoją ciążę?
- To jest prawda stara jak świat: jak nie ma ciała, to nie ma przestępstwa i w tym wypadku można powiedzieć, że to jest idealne odwzorowanie tej sprawy – mówi Wojciech Zieliński, prokurator rejonowy w Wodzisławiu Śląskim, który prowadził sprawę.
Do tragedii doszło rok temu w Gorzycach koło Wodzisławia Śląskiego, gdzie Magdalena P. mieszkała.
- Przecież każdy potwierdzi, że dziecko było i go nie ma. To jakim cudem ona nic z tego nie będzie miała? – pyta jedna z mieszkanek Gorzyc.
- Tyle dzieci wychowała, to czemu? My byśmy pomogli, co jej odbiło? – zastanawia się teściowa Magdaleny P.
Historia Magdaleny P. ujrzała światło dzienne w lutym ubiegłego roku. Wszystko zaczęło się od anonimowego telefonu do ośrodka pomocy społecznej.
- Zadzwoniła do nas osoba, nie wiemy, czy to sąsiadka czy znajoma. Powiedziała, że widziała, że pani Magdalena była w ciąży, a w tej chwili widzi, że tej ciąży nie ma i nie ma też dziecka – mówi Janina Dąbrowa, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Gorzycach.
Rodzina Magdaleny P. twierdzi, że nic nie słyszała, gdy kobieta rodziła.
- Nic nie było słychać. My tak raczej na dole jesteśmy, a ona u góry. To jest takie głuche, jak drzwi są zamknięte czy telewizor włączony – mówi teściowa Magdaleny P.
- Według relacji podejrzana, dziecko urodziło się żywe, była to dziewczynka i żyła przez godzinę. Gdy podejrzana wróciła z łazienki, stwierdziła, że dziecko nie oddycha, nie żyje – informuje Wojciech Zieliński, prokurator rejonowy w Wodzisławiu Śląskim, który prowadził sprawę.
- Z dalszej opowieści tej pani wynika, że napaliła w piecu i je tam spaliła – dodaje Tomasz Raudner, redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich.
Magdalena P. wychowywała trójkę dzieci. Sama, bo mąż pracował za granicą. Mieszkała z teściami. Cieszyła się dobrą opinią. Ciążą się nie chwaliła.
- Mojej koleżance powiedziała, że jak by tak wszystko pozjadała po dzieciach, jak ona, to też byłaby taka gruba. Mi się wydawała taka obojętna na to, że straciła dziecko. Tydzień po tym porodzie była chrzestną dziecka jej siostry – mówi jedna z mieszkanek Gorzyc.
Magdalena P. została zatrzymana. Prokurator przedstawił jej zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka.
- Podejrzana przyznała się do tego zarzutu, złożyła obszerne wyjaśnienia w tutejszej prokuraturze. Nie stosowano w stosunku do niej żadnych środków izolacyjnych, zapobiegawczych z uwagi na fakt, iż jest matką trojga dzieci w wieku szkolnym, zajmuje się domem, jej mąż przebywa za granicą, dodatkowo podejrzana zajmowała się swoimi teściami. Została zwolniona do domu – tłumaczy Wojciech Zieliński, prokurator rejonowy w Wodzisławiu Śląskim, który prowadził sprawę.
Śledczy próbowali znaleźć odpowiedź na pytanie, co naprawdę wydarzyło się w domu Magdaleny P. Po 10 miesiącach, wobec braku podstaw do oskarżenia, śledztwo jednak umorzono! Magdalenie P. nic nie grozi.
- Nie wiemy, co naprawdę było powodem śmierci dziecka. To, że ono żyło po urodzeniu, jest tylko relacją podejrzanej. Zakładając, że jej wierzymy, nie wiemy, co było powodem śmierci. Ta pani w tym momencie pozostaje bezkarna. Jeżeli pozbędziemy się dowodu w tej sprawie, to tak naprawdę organy ścigania są bezradne – przyznaje Wojciech Zieliński, prokurator rejonowy w Wodzisławiu Śląskim, który prowadził sprawę.
- Dla mnie jest to bardzo dziwne, bo płynie z tego nauka, że jeżeli kobieta zacznie rodzić w samotności i stwierdzi, że dziecko zmarło, to może sobie je wyrzucić i uniknie kary. Bo ciała nie można znaleźć? Dla mnie to niepojęte – mówi Tomasz Raudner, redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich.
Mieszkańcy Gorzyc są w szoku. Postępowanie Magdaleny P. starają się jednak usprawiedliwić.
- Dziećmi się dobrze zajmowała, czyste chodziły, zadbane. Nie mogłabym na nią złego słowa powiedzieć – mówi jedna z mieszkanek Gorzyc. A dwie inne mieszkanki dodają: Mąż w ogóle się nią nie interesował, nie dość, że tu dzieci, to jeszcze gdzieś tam inne. W Holandii miał, w Raciborzu ze dwoje. A ona sama bez środków do życia.
Magdalena P. wyprowadziła się z Gorzyc. Chcieliśmy z nią porozmawiać. Nasza wizyta spotkała się z agresją jej bliskich.
- Nie ma jej w domu i nie będzie! Nie można się z nią skontaktować! Dla nas to jest tragedia, nie można, dziękuję, do widzenia – powiedziała matka Magdaleny P.
Co stało się tego feralnego dnia, wie tylko Magdalena P. W ciężkich sytuacjach warto pamiętać o tym, że jest alternatywa - okna życia. Zostawienie w nim dziecka nie niesie za sobą żadnych konsekwencji prawnych.
- Można przynieść dziecko o każdej porze dnia i nocy. Czasem ktoś może się czuć skrępowany, że nie będzie anonimowy. Można wtedy nawet wybrać godziny nocne – mówi siostra Janina Wenta ze Zgromadzenia Sióstr Szkolnych De Notre Dame z Gliwic.*
* skrót materiału
Reporterka: Irmina Brachacz