Kłótnia na drodze. Strzał adwokata!

Adwokat postrzelił nastolatka. Latem 2011 roku 53-letni Włodzimierz W. zabrał na przejażdżkę rowerową swoją znajomą i… pistolet. Nie zawahał się go użyć, gdy w lesie spotkał dwóch nastoletnich braci. Prawnik twierdzi, że strzelił ze strachu, bo mu grożono. Postrzelony w nogę Bartek mówi, że to adwokat był agresywny. Chłopak za groźby wobec Włodzimierza W. stanął przed sądem, sprawę postrzelenia… umorzono.

Bartek Kościelski pokazuje nam zdjęcie RTG zrobione po kilku miesiącach od wyjścia ze szpitala: - Widać, mam ponad 100 kuleczek w nodze, tych odłamków – mówi.

- Z tego wynika, że można wyciągnąć broń i strzelać do ludzi. Niektórzy nie ponoszą za to konsekwencji – mówi Zbigniew Kościelski, ojciec Bartosza.

100 odłamków pocisku w nodze i zakrwawione dżinsy - to pamiątka po pewnym niedzielnym spotkaniu na drodze w Skłudzewie niedaleko Torunia. W tej historii pewne jest tylko to, że spotkali się na niej 53-letni adwokat Włodzimierz W. i 17-letni Bartek.

- Mamy człowieka z pozycją, kontaktami, doświadczeniem i wiedzą przeciwko nastolatkowi, który ani kontaktów, ani takich możliwości nie ma – mówi Małgorzata Oberlan, dziennikarka „Nowości - Dziennika Toruńskiego”.

Co się wydarzyło 28 sierpnia 2011 roku? Wersje są dwie - sprzeczne.

- Jechaliśmy za rowerzystami, mój brat zatrąbił na nich, wtedy pan się odwrócił i nas wyzwał. Mój brat coś mu odpowiedział i tyle. Pojechaliśmy dalej. Samochód zaczął się jednak psuć. Zjechaliśmy w leśną drogę. Po pewnym czasie usłyszałem głosy, zobaczyłem tych rowerzystów. Ten pan trzymał reklamówkę w lewej ręce, rower miał oparty o siebie. Wyciągnął ten pistolet. Mówi: co wy od nas chcecie? Zapytałem, o co chodzi? Wymierzył oburącz i strzelił – twierdzi Bartosz Kościelski.

O przedstawienie swojej wersji poprosiliśmy adwokata Włodzimierza W. Odmówił rozmowy przed kamerą. Co się stało według niego? Oto fragment jego zeznań:

„Samochód przejechał obok nas bardzo szybko. Omal nas nie potrącił (...) Ja, patrząc na to krzyknąłem do kierowcy coś w tym stylu: „Chłopie jak jedziesz”. Z wnętrza samochodu w naszym kierunku usłyszałem wulgaryzmy (...) My jechaliśmy powoli dalej rowerami (..) W pewnym momencie zauważyłem, że z drogi leśnej wychodzą dwaj mężczyźni.”

- Jeżeli ja w lesie jestem z kobietą i na mnie wychodzi dwóch lujów i facet do mnie mówi: „Czekam na ciebie sk…., zaraz ci z…, chodź tu”, a wcześniej mnie wyzywa, wcześniej mówi, że mnie z… i mi p…, wszystkie możliwe epitety i wszystkie odmiany tego słowa padają, to na co ja mam czekać? – dodał adwokat Włodzimierz W. w rozmowie telefonicznej.

- Jeżeli ktoś czuje się zagrożony, czy czegoś się obawia, to moim zdaniem po pierwsze bierze ze sobą telefon komórkowy, a nie rewolwer. A ten pan nie wziął ze sobą ani dokumentów, ani komórki, ani kanapek na drogę, tylko wziął ze sobą rewolwer – mówi Małgorzata Oberlan, dziennikarka „Nowości - Dziennika Toruńskiego”.

17-letni Bartek trafił do szpitala. Strzelcem okazał się toruński adwokat, wieloletni prokurator i sędzia. Sprawa postrzału trafiła do prokuratury. Po 4 miesiącach ją umorzono!

Rozmawiamy z Arturem Krause, rzecznikiem Prokuratury Okręgowej w Toruniu.

Reporterka:  W ocenie prokuratora adwokat Włodzimierz W. mógł się czuć na tyle zagrożony, żeby strzelać do Bartka?
Rzecznik: Tak właśnie, na takiej tezie oparte jest postanowienie o umorzeniu tego postępowania. Prokurator uznał, że zachowano reguły ostrożności wymagane dla użycia broni, że pokrzywdzonym Bartoszowi K. i jego znajomym, rodzinie należy odmówić wiary, dlatego że zeznawali nieprawdę.

- Ten adwokat pracował w Toruniu jako prokurator, jako sędzia, a obecnie jest adwokatem, więc i w prokuraturze, i w sądach ma swoich znajomych. Starają mu się za wszelką cenę pomóc – uważa Zbigniew Kościelski, ojciec Bartka.

Bartek przyznaje, że popełnił jeden błąd: skłamał, kto prowadził auto, bo chciał bronić niemającego prawa jazdy brata. Ma za to oddzielne postępowanie. Dziwi go jednak, że to całkowicie przekreśla jego wiarygodność.

- Tak uznał prokurator. W chwili, kiedy prowadził postępowanie, zakres prawdziwości tych zeznań nie był do końca znany – mówi Artur Krause, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu.

To jednak nie koniec. Tuż po umorzeniu śledztwa o postrzał, prokuratura skierowała do sądu sprawę przeciwko Bartkowi. O to, że rzekomo groził adwokatowi.

- Nie groziłem, to była chwila. Zdążyłem tylko wyjść, zapytałem się i zaraz padł strzał – twierdz Bartek.

- Finał tej sprawy jest taki, że pan W. nigdy nie stanie przed sądem, ponieważ jego sprawa postrzelenia nastolatka zostaje umorzona przez prokuraturę, natomiast nastolatek i jego brat przed sądami stają i odpowiadają – podsumowuje Małgorzata Oberlan, dziennikarka „Nowości - Dziennika Toruńskiego”.

Chcieliśmy towarzyszyć Bartkowi z kamerą w sądzie na kolejnej rozprawie. Mimo nalegań bliskich Bartka, zostaliśmy wyproszeni.

- Kto ma znajomości, władzę, ten wygrywa. Zwykli ludzie są przez prawo niszczeni, obraca się wszystko przeciwko nim – mówi Zbigniew Kościelski, ojciec Bartka.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl