Zapłaciła - nie budują

Nowy dom w dwa miesiące za 60 tysięcy złotych. Taką ofertą skusił panią Justynę właściciel firmy budowlanej - Jarosław Z. Minęły już prawie dwa lata, a powstał zaledwie szkielet budynku, w dodatku pełen usterek. Dziś na budowie nić się już nie dzieje. Kobieta została bez pieniędzy i dachu nad głową.

Rozmowa z Jarosławem Z.:

Reporterka: Co pan na to? Podpisał pan porozumienie, dom nieskończony, ogromne wady w budowie? Czy pan zdaje sobie sprawę, że ona miała kilka prób samobójczych?
Jarosław Z.: Ale proszę panią, dlaczego mnie to ma obchodzić?

Pani Justyna Paszkowska ma 35 lat. Od dziecka chciała być weterynarzem. Większość swojego życia poświęciła jednak opiece nad chorym wujkiem. Po jego śmierci dostała dom. Sprzedała go, a pieniądze postanowiła przeznaczyć na budowę własnego domu i hotelu dla zwierząt.

- Skończyłam szkołę policealną jako technik weterynarii i zapragnęłam zbudować mały hotelik, skończyć kurs tresury psów, pracować na wsi – opowiada.

Pani Justyna kupiła działkę pod budowę niewielkiego domu w Dobrzejowicach niedaleko Torunia. Dom miała zbudować firma Jarosława Z. z Torunia. Do wyboru tej firmy skusiła panią Justynę niska cena. Za materiały budowlane oraz robociznę miała zapłacić 60 tysięcy złotych.

Pani Justyna podpisała umowę z właścicielem firmy, Jarosławem Z. prawie dwa lata temu. Dom miał być zbudowany w przeciągu dwóch miesięcy. Kobieta w tym czasie zamieszkała w przyczepie kempingowej. Niestety, czas mijał, a zamiast spełnienia marzeń, mnożyły się kłopoty.

- Wpłaciłam mu 15 tysięcy złotych pierwszej zaliczki. Zanim skończył fundamenty, powiedział, że potrzebuje drugiej zaliczki. Dałam mu kolejnych 20 tysięcy. Od tego momentu zaczęły się problemy. Zniknął na dwa miesiące, nie odbierał telefonów, nie odpisywał na SMS-y – mówi Justyna Paszkowska.

- Musieli robić przerwy, bo choroba, wykręty. Długo trwało zanim w ogóle zaczęli budowę. A jak już zaczęli, to nie była to praca jak na budowie: od godziny 6. Przyjeżdżali na godzinę 10. Najpierw śniadanie, potem pokręcili się, a dopiero później było trochę pracy i z powrotem do domu – opowiada Elwira Rochowiak, siostra pani Justyny.

Pani Justyna ma dziś zaledwie szkielet domu, za który zapłaciła już 48 tysięcy złotych. Niestety, nie może go wykończyć, bo dom ma wiele usterek.

- Kierownik budowy miał zastrzeżenia. Zaczęło się od fundamentów. Za płytko je wykopał, chciał zaoszczędzić na materiale. Musiała powstać opinia rzeczoznawcy. Uznał on, że dom trzeba rozebrać lub wzmocnić fundamenty – mówi pani Justyna.

Zrozpaczona kobieta o pomoc poprosiła adwokata, dzięki któremu kilka miesięcy temu  Jarosław Z. podpisał porozumienie. Mężczyzna zgodził się skończyć dom. Jak twierdzi adwokat pani Justyny, porozumienie było jasne: pani Justyna nie ponosi już żadnych kosztów, a Jarosław Z., jeśli domu nie ukończy, musi zapłacić 100 tysięcy złotych kary.

- Powiedziałem mu, że umów należy dotrzymywać, żeby był jeśli nie dobrym budowlańcem, to chociaż gentelmanem. Chyba to drugie określenie zadziałało, bo podpisał umowę i przystąpił do dokończenia tej budowy. Jednak po tygodniu znów pojawiły się problemy – mówi Henryk Maciejewski, adwokat pani Justyny.

- Siostra załamała się, niedawno miała nawet myśli samobójcze. Mimo podpisania ugody, znowu stanęło na niczym. On po prostu szuka naiwnych. Obawiam się, że siostra popadnie w depresję albo w jakieś inne choroby – mówi Elwira Rochowiak, siostra pani Justyny.

- On powiedział, że go to nie interesuje, że ma sześcioro dzieci i wszystko na żonę przepisane. Pieniędzy mi nie zwrócił. Nie odbiera telefonów. Zapewne innym też buduje domy i szuka takich klientów jak ja – dodaje pani Justyna.

Postanowiliśmy sami sprawdzić, czy firma działa dalej na rynku. Zadzwoniliśmy do Jarosława Z.

- Dzień dobry. Dowiedziałem się, nie wiem czy dobrze, że mogę skontaktować się z panem w sprawie budowy domu?
- Tak, tak, słucham.
- Ile czasu to by trwało?
- Około dwóch miesięcy.
- A jaki byłby koszt?
- 300 metrów na gotowo, ze wszystkim już, ogrzewaniem, elektryką, ze wszystkim … około 230 tys. zł.

Ponieważ Jarosław Z. nie wywiązał się z umowy zawartej z panią Justyną, adwokat kobiety wysłał mu wezwanie do zapłaty ustalonej wcześniej kary, czyli ponad stu tysięcy złotych. Jarosław Z. powiedział nam, że nie zapłaci, bo nie ma z czego.

- Najprawdopodobniej będzie sprawa sądowa. Ja mówię, że jeżeli materiały będą kupione przez panią Justynę, to budowa będzie skończona – dodał Jarosław Z.

- Skierujemy sprawę do egzekucji komorniczej. Jeżeli pan Jarosław nie będzie zamożnym człowiekiem, to przez całe życie nie będzie mógł nic mieć. Winien jest 100 tysięcy złotych plus ustawowe odsetki - 13 procent w skali roku. Będziemy starali się to egzekwować – mówi Henryk Maciejewski, adwokat pani Justyny.

Pani Justyna nie ma pracy, domu, pieniędzy i coraz mniej nadziei na spełnienie marzeń.   

- On sobie nie zdaje sprawy… Ja już nie mam zielonego pojęcia, ile kosztował mnie ten dom. To, na co pracowałam przez całe życie, zostało zniszczone – rozpacza pani Justyna. *

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl