Jest dach, nie będzie zasiłku

Urzędnicy zabrali niepełnosprawnemu małżeństwu 456 złotych zasiłku, czyli ich jedyne źródło utrzymania. Powód? Rodzina sprzedała pole, by wyremontować zgniły, przeciekający dach. Pieniądze, choć wydane w całości na remont, są dla urzędników przychodem i zasiłek trzeba było odebrać.

- Przepis mówi, że zasiłek dostają ci, którzy nie mają innych źródeł dochodu. Ponieważ oni mieli to nieszczęście, że dostali 16 tysięcy, żeby wyremontować dach, to jest to ich dochód. Totalny absurd - mówi Karol Cebula, publicysta, wydawca tygodnika Strzelec Opolski.

Gabriela i Henryk Bartoszowie mieszkają w starym domu we wsi Centawa koło Kędzierzyna-Koźla. Oboje mają orzeczenia o niepełnosprawności. Mężczyzna ma także decyzję o niezdolności do pracy, a jego żona od lat jest na bezrobociu. Do tej pory utrzymywali się jedynie z 456 złotych zasiłku, które otrzymywali od pomocy społecznej.

- Ten dom wybudowali moi pradziadkowie. On ma ponad 200 lat. On ciągle wymaga remontu – opowiada pani Gabriela.

W listopadzie ubiegłego roku Bartoszowie sprzedali za 16 tysięcy złotych dwuhektarowe pole rolne, żeby móc naprawić przeciekający i zgniły dach w ich domu. Kwotę, którą otrzymali za ojcowiznę w całości przeznaczyli na remont dachu. Małżeństwo ma na to dowody w postaci rachunków i faktur.

- Była dachówka cementowo-wapienna, która miała 60 lat. Zaczęła pękać, zaciekać. Gdyby nie było remontu, to zawaliłoby się – mówi pani Gabriela.

- Więźba była wymieniana, bo częściowo przegniła, tam gdzie były zacieki – mówi dodaje pan Henryk.

Kiedy Ośrodek Pomocy Społecznej dowiedział się o sprzedaży pola, nagle wstrzymał rodzinie zasiłek. Według urzędników, małżonkowie uzyskali jednorazowy dochód ze sprzedaży gruntu. Okazuje się, że urzędnicy postąpili zgodnie z obowiązującym prawem. Rozmawiamy z Kornelią Majnusz z Ośrodka Pomocy Społecznej w Jemielnicy.

Urzędnik: Uzyskali dochód jednorazowy.
Reporter: Ale przekazali go na remont dachu.
Urzędnik: W naszej ustawie nic nie ma na ten temat. To był ich dochód.
Reporter: Mimo że przekazali go na remont dachu?
Urzędnik: To nie ma znaczenia.
Reporter: Co ci ludzie mają zrobić?
Urzędnik: Nie znam odpowiedzi na to pytanie.

- Panie z opieki powiedziały mi, że jak się nie ma pieniążków, to się nie remontuje. A ja mówię: dobrze, a jak mi się dach zawali, to dacie mi mieszkanie socjalne? Nic nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła. Te przepisy powinny się zmienić, są chore, krzywdzące – rozpacza pani Gabriela.

- 456 złotych to jest tyle, że można jakoś wegetować, ale jak nie ma nic, to nie jest to możliwe – mówi pan Henryk.

- W takiej sytuacji ci ludzie mieli tylko dwie możliwości:  albo żyć pod cieknącym dachem, który w konsekwencji musiałby się zawalić, albo mając dach ułożyć się do śmierci, bo nie mają z czego żyć. To jest tragiczne – podsumowuje Karol Cebula, publicysta, wydawca tygodnika Strzelec Opolski.

Decyzja Ośrodka Pomocy Społecznej i obowiązujące przepisy doprowadziły do tego, że małżeństwo nie ma ani grosza. Rodzina nie mogła nawet ubiegać się o dofinansowanie na węgiel, bo nie przysługuje jej żadna pomoc. Została zmuszona do zbierania puszek. Skup surowców płaci jednak za nie niewiele.

- Dostaję około 3 złotych za kilogram puszek, a na kilogram trzeba ich trochę pozbierać, ponad 60 sztuk. Zawsze na chleb się znajdzie – mówi pan Henryk.

- Chciałam iść do pracy w Centrum Integracji Społecznej. Była okazja, ale pomoc społeczna musiałaby mi dofinansować 270 złotych. Byłam się pytać, czy mi dofinansują. Usłyszałam, że nie, bo mam dochód. Oni nie rozumieją, że dochód jest na dachu – dodaje pani Gabriela.

Z pomocą przyszedł kilka dni temu wójt gminy Jemielnica, który postanowił pomóc skrzywdzonej rodzinie. Na trzy miesiące załatwił pani Gabrieli pracę. Jest to jednak rozwiązanie tymczasowe i niestety nie wiadomo, co będzie za kwartał.

- Mogłem jedynie zwrócić się do Urzędu Pracy o przyznanie środków na roboty publiczne dla osób, które są bez pracy. I jedno miejsce otrzymałem.
Ja muszę im pomóc. Będę chodził i prosił – zapowiada Joachim Jelito, wójt gminy Jemielnica.

Państwo Bartoszowie napisali skargę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Opolu. Liczą, że SKO zmieni decyzję odbierającą im zasiłek. Wszystko wskazuje jednak na to, że przynajmniej do końca tego roku rodzina nie otrzyma żadnej zapomogi

- Jak tak można człowieka zostawić? Psy w schronisku mają lepiej, bo mają ciepło i co zjeść. Więźniowie też mają lepiej. Człowiek chce godnie żyć, po ludzku – podsumowuje pani Gabriela.*

* skrót matriału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl