Oszukała całą Polskę. Proces Katarzyny W.
Ruszył proces Katarzyny W., oskarżonej o zamordowanie półrocznej córki Magdy. Rok temu kobieta zwodziła całą Polskę twierdząc, że dziecko zostało porwane. Dziś nie przyznaje się do morderstwa. Utrzymuje, że był to wypadek. Grozi jej nawet dożywocie. O winie Katarzyny W. przekonani są mieszkańcy Sosnowca, gdzie doszło do tragedii. Jej znajoma podejrzewa, że zbrodnię planowała już, gdy była w ciąży.
- Ludzie latami cierpią, jak tracą dzieci, a nie mija miesiąc i już jest uśmiech na twarzy – mówi mieszkanka osiedla Katarzyny W.
Detektyw Rutkowski: Co się stało? To był wypadek? Spadła ci?
Katarzyna W.: To był taki duży próg w sypialni. Ja z nią wychodziłam, ona była w kaftaniku. Detektyw Rutkowski: Spadła ci?
Katarzyna W.: Nie wiem kiedy. Ten kocyk był śliski.
Te dramatyczne słowa Katarzyny W. wypowiedziane w rozmowie z detektywem Rutkowskim zapamiętała cała Polska. Kobieta, która wcześniej upozorowała porwanie dziecka, twierdzi, że Magda wypadła jej z rąk.
- Kontakt spowodował bardzo duże wątpliwości co do jej osoby. Katarzyna W. nie zachowywała się, jak matka, która utraciła dziecko. Katarzyna W. nie zachowywała się, jak matka, której porwano dziecko – mówił później Krzysztof Rutkowski.
Katarzyna W. najpierw utrzymuje, że została napadnięta przez mężczyznę, który wyrwał jej 6-miesięczną Magdę. Dziecka poszukują wszyscy, ulotki ze zdjęciem Madzi roznoszą również osoby z osiedla, na którym mieszkają rodzice Katarzyny W. Na konferencjach prasowych kobieta udaje zrozpaczoną.
- Błagam, błagam, o to, żebyście oddali mi dzieciątko, żeby ono już było w domu – apeluje.
- Pamiętam taki moment, to było w pierwszy dzień po porwaniu: lekarz z pogotowia ratunkowego w Sosnowcu powiedział poza kamerą: wie pan, różne rzeczy się zdarzają, jestem lekarzem od tylu lat. Równie dobrze mogła sama to zrobić – opowiada Przemysław Białkowski, dziennikarz Polsat News, który zajmował się sprawą.
Opinie biegłych nie pozostawiają złudzeń. Katarzyna W. najpierw chciała otruć Madzię. Gdy to się nie udało, rzuciła córeczką o podłogę, a potem ją dusiła. Właściciel domu przy ulicy Floriańskiej, w którym mieszkali Katarzyna W. i jej mąż Bartłomiej mówi o pozatykanych wywietrznikach.
- Ja myślę, że ona zaplanowała to już, jak była w ciąży. Wiedziałam o jej wcześniejszej ciąży. Mówiła, że ją usunie, że dobrze, żeby tej ciąży nie było. I usunęła – opowiada koleżanka Katarzyny W.
O Katarzynie W. chcemy porozmawiać z jej rodziną. Jednak nawet teściowa kobiety, która nie unikała do tej pory kontaktów z mediami, teraz nie chce się wypowiedzieć do kamery. Koleżanka Katarzyny W. mówi o jej trudnym dzieciństwie.
- Źle się działo, widać było po Kasi, że było źle. Ja też do niej jeździłam, też widziałam, jak to wyglądało w domu, jak ona reagowała na ojca.
Od razu uciekała do drugiego pokoju – opowiada koleżanka Katarzyny W.
- Przypadki przemocy domowej, ojców-katów zdarzają się, ale to nie przesądza o tym, że dzieci wychowywane w takim środowisku zdolne są do takich strasznych czynów, jakie dokonała matka Madzi, jeżeli dokonała – mówi Barbara Gujska, psycholog ze Stowarzyszenia Stop Manipulacji.
- Ile osób takie rzeczy robi? Idą, skrobią d…, zabijają! To wyście się przyczepili do kobiety. Kupę ludzi tak robi, jest wiele jest aborcji – powiedziała znajoma rodziny Katarzyny W.
Katarzyna W. utrzymuje, że zabicie Madzi było dziełem przypadku. Jej znajomi są innego zdania.
- Ja jestem o tym przekonana. Większość mojej rodziny, ta, co znała ją, mówi, że ona to zrobiła. Ona tego dziecka nie chciała – mówi koleżanka Katarzyny W.
- Były setki zniczy, były maskotki. Na jednym z nich, to chyba najbardziej utkwiło mi w pamięci, było napisane: Zgnij w lochach, perfidna matko! Tak ludzie reagowali, tak przelewali na papier swoje emocje – dodaje Przemysław Białkowski, dziennikarz Polsat News.*
* skrót materiału
Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba