Bez pensji za pracę w Niemczech

Wysłali do Niemiec i nie zapłacili za pracę. Prawie 300 pracowników lubelskiej firmy budowlanej Unipol-Wschód walczy o swoje pieniądze. Robotnicy twierdzą, że od kilku miesięcy nie dostali pensji, a władze firmy unikają z nimi kontaktu. Sprawę bada prokuratura. Unipol-Wschód przeniósł się do Warszawy. Podobno nadal rekrutuje pracowników na zagraniczne kontrakty.

- Unipol, a kiedyś Unidex. To jest ta sama firma, tylko inna nazwa. Ci sami ludzie. Nie płacą ludziom pieniędzy i zwijają się. Mnie 10 tysięcy złotych. Mi z synem 26 tysięcy złotych. Ja mam z synem 30 tysięcy… - mówili byli pracownicy firmy, zebrani pod jej dawną siedzibą.

- Jest to firma budowlana. Głównie podwykonawca innych firm wykonywających duże kontrakty. Pod jej lubelskim adresem działała wcześniej spółka Unidex, która ogłosiła upadłość. Poszkodowanych może być blisko 300 osób. W firmie od kilku miesięcy nie są wypłacane wynagrodzenia za pracę. Ostatni nakaz płacowy opiewał na sumę ponad pół miliona złotych  – informuje Michał Drewniak z Państwowej Inspekcji Pracy w Lublinie.

Byli pracownicy, którzy przyjechali z całego kraju na spotkanie z władzami spółki, zastali zamknięte drzwi. A na nich informację, że biuro przeniesiono do Warszawy.

- Biuro przeniesione. Nowego adresu ani telefonu nie ma. Kontaktu z nimi nie ma od dwóch miesięcy – mówią poszkodowani pracownicy.

- Przeprowadziłem analizę kontraktów, na których pracowałem razem z zebranymi ludźmi. Z góry firma musiała wiedzieć, że nie będą w stanie wypłacić nam pieniążków. Koszty zakwaterowania, ZUS-ów i opłat przewyższały sumę kontraktu – dodaje Marcin Rybicki, były kierownik budowy w firmie Unipol-Wschód.

Pan Mieczysław przeprowadził się rok temu z żoną i roczną córeczką do Opola Lubelskiego. Tylko po to, żeby móc pracować w Unipolu. Firma, jak twierdzi, zalega mu z wypłatami od sierpnia. W sumie prawie 3 tysiące euro. Teraz nie ma nawet na chleb.

- Przyjechaliśmy tutaj za chlebem. Dziecko teraz nie ma na mleko – mówi pan Mieczysław.

- Ja nie pracuję, nie mam żadnego dochodu. Mamy straszne długi – dodaje Anna Frączek, żona pana Mieczysława.

Zrozpaczeni pracownicy postanowili zawiadomić prokuraturę o oszustwie. W naszej obecności napisali zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa.

- Wpłynęły zawiadomienia z przeróżnych miejsc w kraju. Wszystkie te zawiadomienia będą połączone i prowadzone w ramach jednego postępowania – zapowiada Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Udało nam się odnaleźć w podlubelskiej miejscowości prezesa spółki, Urszulę W.  Kobieta twierdzi, że prezesem była do listopada ubiegłego roku. Udziały odsprzedała i nie interesuje jej, co teraz dzieje się z firmą:

- Ja nie jestem prezesem od 3 miesięcy.
- Nie ma pani sobie nic do zarzucenia?
- Mam. Być może nie zostały wypłacone wszystkie pieniądze pracownikom, ale proszę mnie nie łączyć z firmą od listopada.
- Od sierpnia nie był płacony czynsz za wasz lokal.
- Niemożliwe. Ci panowie to co by chcieli? Wynagrodzenie, diety, nadgodziny… Ile oni by chcieli zarabiać?

- Firma Unipol nie płaci nam od sierpnia czynszu. Próbowaliśmy zawrzeć porozumienie z Unipolem, ale nie wywiązuje się z żadnych ustaleń. Składamy pozew do sądu – zapowiada Beata Drewienkowska z administracji budynku, od którego Unipol wynajmował biura.
 
Firma Unipol - Wschód nie upadła. Podobno nadal rekrutuje pracowników na zagraniczne kontrakty. Andrzej Ż, który w dokumentach spółki figuruje jako prokurent, nie miał odwagi z nami porozmawiać.

- Ja nie jestem odpowiednią osobą, nie jestem prokurentem, dziękuję bardzo. Za chwilę zadzwonię na policję. Proszę nie kręcić, bo będzie pan miał problemy, zgłoszę, że pan mnie napastuje – powiedział Andrzej Ż.

- Dalej wysyłają ludzi do Niemiec. 100 euro zaliczki i potem nie ma jak wrócić. Nabór trwa – mówi jeden z byłych pracowników Unipolu – Wschód. *

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl