"Zap… cię zanim dziecko skończy 2 lata"

Łukasz R. dzwoni do swojej żony kilkanaście razy dziennie. Wyzywa ją od suk, szmat i grozi, że zatłucze ją kijem lub wbije nóż w plecy. Para jest w trakcie rozwodu oraz walki o dziecko. Pani Aleksandra żyje w ciągłym strachu. Łukasz R. twierdzi, że robi to z… miłości do dziecka.

„Słuchaj gnido, szmaciaro za… cię. Jak usłyszę od swojego dziecka, że ma jakiś nakaz albo zakaz od twoich rodziców, to ich sk… za…! Jak śmiesz mi sprawy zakładać o nękanie, ty tępa  chamko” – to fragment nagrania, jakie Łukasz R. zostawił na poczcie głosowej swojej żony.

Poznali się w 2010 roku. Zamieszkali razem, po kilku miesiącach okazało się, że pani Aleksandra jest w ciąży. Chcieli być rodziną. Pobrali się, ale małżeństwo nie przetrwało nawet roku.

- W sierpniu urodził się nasz syn Adam i od tamtego momentu zaczęło się dziać. Zaczęło mu wszystko przeszkadzać: że nie powinnam karmić dziecka piersią, bo moje mleko śmierdzi, że  źle go ubieram, nie tu kładę. Gdy doszły wulgarne wyzwiska, uznałam, że tak nie może być – opowiada pani Aleksandra.

Kobieta złożyła pozew o rozwód, sprawa jest w toku. Dziecko zostało z matką. Łukasz R. odwiedzał Adasia, ale, jak twierdzi pani Aleksandra, każda wizyta kończyła się podobnie.

- Po tym, jak zaczął wyzywać mnie od k… i szmat, a dziecko spało obok, kazałam mu wyjść. Od tamtego momentu przestał do nas wchodzić – mówi pani Aleksandra.

- Chodziło o dwa zdarzenia. Podczas jednego doszło do naruszenia nietykalności cielesnej i zniewagi pokrzywdzonej, drugie zdarzenie, kilka dni później, dotyczyło już tylko zniewagi. Mężczyzna został skazany na osiem miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 godzin miesięcznie – informuje Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie.

- Uderzył mnie, patrzcie, to jest podstawa! To jest kit, jak nic! Sąd wierzy jej, powiedziałem do sądu: jesteś debilem i wyszedłem – mówi Łukasz R., mąż pani Aleksandry.

Jednak wyrok nie powstrzymał 32-letniego Łukasza R. Mężczyzna zaczął być coraz bardziej agresywny.

- Nie jeden raz mówił, że mnie za… kijem bejsbolowym, wbije nóż w plecy, samochodu na noc nie zostawię pod domem, bo groził, że mi hamulce uszkodzi – opowiada pani Aleksandra.

- Dzwoni i mówi: odłóż suko telefon, nie do ciebie dzwonię. I tak siedem razy w ciągu  piętnastu minut, a bywały dni ze osiemdziesiąt razy – opowiada Danuta Żurawska, matka pani Aleksandry.

- Chociaż tyle człowiek może zrobić, żeby kogoś op… codziennie, bo nic innego nie może. Ja nie dopuszczę, żeby ona nie dawała mi się z dzieckiem spotykać, ja patrzę przez pryzmat dziecka. Wolę ją zeszmacić dziesięć razy, a z dzieckiem się spotykać. Jej krzywda mnie nie interesuje – twierdzi Łukasz R. mąż pani Aleksandry.

Pani Aleksandra złożyła zawiadomienie do prokuratury. Przekazała organom ścigania maile, SMS-y, nagrania na pocztę głosową. Miała nadzieję, że prokuratura jej pomoże, ale decyzja prokuratury w Szczecinku była zadziwiająca – umorzenie.

- Sprawa została umorzona wobec stwierdzenia, że czyny te nie wyczerpują znamion przestępstwa – informuje Jerzy Sajchta, zastępca Prokuratora Rejonowego w Szczecinku.

A Łukasz R. zostawia takie wiadomości na poczcie głosowej pani Aleksandry:

„Cwana sk… odbieraj telefon. Nie pozwolę ci. Charakter dziecka wyrabia się do trzeciego roku życia, sk…, bo będzie taki jak ty, zaj…, zap… cię, jak będzie trzeba, zanim dziecko skończy dwa lata, żebyś sk…wpływu na niego nie miała”. 

- Oczekuję, żeby prokuratura dała mu zakaz zbliżania i kontaktów, żeby wreszcie przestał, żebym mogła z dzieckiem normalnie wychodzić z domu – mówi pani Aleksandra.

Kobieta złożyła zażalenie na decyzję prokuratury. Czeka na rozstrzygnięcie sądu w sprawie nękania oraz rozwodu i opieki nad Adasiem.

- On udaje rozżalonego ojca, a tak naprawdę tego dziecka nie chce. Nie uważa go za własnego syna, już raz wystąpił o zaprzeczenie ojcostwa.
Sędzia tego nie przyjęła, teraz rzekomo pobrał jakieś próbki. Nie pracuje, bo nie chce płacić alimentów. W pewnym momencie będę musiała uciekać albo czekać, aż coś się najgorszego stanie – mówi pani Aleksandra.

- Sam mu pobrałem wymaz z policzka, sprawdziłem, dostałem wynik testu, że to jest mój syn i się ekstra ucieszyłem. Ja jestem na zasadzie takiego listonosza: kasa, ubranka, mnie to k… przestało cieszyć, mnie to upadla – twierdzi Łukasz R.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl