Zmarł 6-latek. Ważył 6 kilogramów

Gdy 6-letni Oskar umierał, ważył zaledwie 6 kilogramów. Czy można było go uratować? Chłopiec chorował na dziecięce porażenie mózgowe, ale lekarze twierdzą, że to nie przekreślało jego szans na życie. Rodzice zapewniają, że o dziecko dbali. O jego niepokojącym wyglądzie była alarmowana pomoc społeczna. Wszystko na nic...

- To normalna rodzina opiekująca się dzieckiem na miarę swoich możliwości. Myśmy niczego niepokojącego nie zauważyli - mówi sąsiad rodziców Oskara.

Chłopiec mieszkał w Lubsku koło Zielonej Góry. Zmarł 17 lutego. Jego niska waga natychmiast wywołała podejrzenie, że zmarł z niedożywienia.

- Uważam, że tym dzieckiem należało się tylko prawidłowo opiekować, odżywiać, te dzieci żyją. Ostatni raz widziałam go w dniu śmierci. Ona przyjechała do mnie, do tego gabinetu. Był w stanie skrajnego odwodnienia, w stanie ciężkim. Powiedziała matka do mnie, że od trzech dni nie je, dziś już i pić nie chce. Kazałam jej natychmiast jechać do szpitala - opowiada Bogumiła Oświecimska-Ryś, pediatra, która opiekowała się Oskarem.

- To jest obraz, który na zawsze w nas zostanie. Choroba podstawowa tego dziecka nie mogła być jedyną przyczyną stanu tego dziecka - mówi Rafał Kołsut, ordynator oddziału dziecięcego szpitala w Żarach, gdzie trafił Oskar.

- Zadzwoniłam na oddział, zapytałam czy Oskar dotarł do szpitala. Odpowiedziano mi, że dotarł, ale martwy - dodaje Bogumiła Oświecimska-Ryś, pediatra, która opiekowała się Oskarem.

Już we wrześniu dyrektor przedszkola, do którego chodził Oskar interweniowała w sądzie rodzinnym i opiece społecznej. Alarmowała o dramatycznym stanie chłopca.

- Zmierzyliśmy, zważyliśmy Oskara, wówczas ważył 8 kilogramów i mierzył około 90 centymetrów. Napisaliśmy apel do sądu rodzinnego w Żarach o rozpatrzenie sytuacji Oskara i zajęcie się jego sytuacją. Wysłaliśmy też  pismo do Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lubsku - opowiada Agnieszka Boszko-Szczęśniak, dyrektor Przedszkola nr 2 w Lubsku.

- W przedszkolu jest pielęgniarka i rehabilitantka. Są to osoby mogące precyzyjnie określić stan dziecka. Pracownik socjalny rozmawiał z mamą tego dziecka i lekarzem. Uzyskał informację, że przy tego rodzaju chorobach stan zewnętrzny Oskarka będzie mniej więcej taki, jaki jest - mówi Roman Działa, kierownik Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lubsku.

Oskar był w przedszkolu ostatni raz  12 lutego. Co działo się z chłopcem w ostatnich dniach jego życia? To wie tylko rodzina. Próbowaliśmy o tym rozmawiać z matką Oskara.

- Ja go nie głodziłam. Dziecko miało w domu co jeść. Ja dbałam o nie, tak samo wszyscy domownicy. To już trzeba zadać pytanie lekarzom, dlaczego tak się stało, że on spadł z wagi. Ja go karmiłam. Proszę rozmawiać z lekarzem, bo waga Oskara cały czas się wahała - powiedziała matka Oskara.

- Ostatni raz był w przedszkolu we wtorek (zmarł w niedzielę - przyp. red), czyli co się z nim działo przez te kilka dni. Czy wymiotował, czy miał biegunkę? Uważam, że matka zareagowała zbyt późno - mówi Bogumiła Oświecimska-Ryś, pediatra, która opiekowała się Oskarem.

Lekarka mówi o zaniedbaniach opiekunów. Rodzina Oskara pyta, dlaczego lekarka nie wezwała pogotowia ratunkowego, zamiast wysyłać matkę z umierającym chłopcem do szpitala?

Czy można było dziecko uratować? To ustala teraz prokurator. Pojawiają się jednak pytania o działalność pomocy społecznej w Lubsku. Ten ośrodek zajmował się Oskarem, ale także tutejsi pracownicy socjalni opiekowali się kobietą z Grabkowa, która kilka tygodni temu spaliła noworodka w piecu. Czy to zbieg okoliczności, czy porażka pomocy społecznej?

- Może to jedynie świadczyć, jak trudna jest praca pracownika opieki społecznej i z jakimi problemami się borykamy. Cały czas zadaję sobie pytanie, czy zawinił człowiek czy choroba? - mówi Roman Działa, kierownik Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lubsku.*

* skrót materiału

Autor: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl