Udusili i obcięli nogi

Sebastian Kulik pił z Włodzimierzem B. i dwoma kolegami. Doszło do awantury. Mężczyzna został pobity do nieprzytomności. Gdy zaczął ją odzyskiwać, oprawcy go udusili. Ciało Sebastiana postanowili ukryć w studzience na posesji Włodzimierza B. Ponieważ się nie mieściło, obcięli mu nogi.

Sebastian Kulik miał 27 lat. Mieszkał w Opocznie. Nie był święty. Wiódł burzliwe życie. Pięć lat temu odbył wojskowe szkolenie w jednej z jednostek specjalnych. Po opuszczeniu koszar mundur szybko zamienił jednak na więzienny drelich.

- To nie jest tak, że on przychodził pijany i się zataczał, ale był wtedy bardzo agresywny. Startował z rękami. Nie odeszłam, bo go bardzo kochałam – rozpacza Monika Baran, wdowa po zamordowanym Sebastianie.

W 2011 roku Sebastian trafił do więzienia za pobicie. Kiedy wyszedł, jego małżeństwo już nie istniało. Mężczyzna postanowił zacząć życie od nowa. Wtedy na jego drodze pojawił się 70-letni Włodzimierz B.

- Potrafił z byle czego awanturę stwarzać. Bywał agresywny. Taką Kaśkę, jak przechodziła, to napastował. Kiedyś ją zaatakował siekierą, z wiatrówki zastrzelił psa – opowiada sąsiad Włodzimierza B.

- Rzucał kamieniami w sąsiadów, łańcuchami się odgrażał, z dubeltówką chodził. Każdy się go bał na ulicy – dodaje Dorota Kucharska – Krajewska, ciotka zamordowanego Sebastiana.

- Jak leki brał, to był spokojny. Nie było opcji, by ich nie brał. On mógł kolacji nie zjeść, a leki wziął – twierdzi Stefania B., była żona Włodzimierza B.

W październiku 2011 roku Włodzimierz B. wynajął Sebastianowi budynek na swojej posesji. W zamian za jedzenie i dach nad głową, Sebastian miał pomagać mu w gospodarstwie. Obaj nadużywali alkoholu. Zimą zaczęło dochodzić między nimi do kłótni. 22 stycznia 2012 roku Sebastian po prostu zniknął.

- Powiedział, że wyjeżdża do Warszawy do pracy, że da znać czy dojechał, gdzie pracuje. Więcej już się nie odezwał – mówią Małgorzata i Jerzy Kulikowie, rodzice Sebastiana.

- Policjantka cały czas twierdziła, że brat się bawi i jeszcze będzie miał z tego dobrą uciechę – dodaje Mateusz Kulik, brat Sebastiana.

Działania poszukiwawcze opoczyńscy policjanci rozpoczęli 8 dni po zaginięciu. Okazało się, że jako ostatni kontakt z Sebastianem miał najprawdopodobniej Włodzimierz B. Dalsze działania wydawały się oczywiste. A jednak…

- Policja przyjechała i stanęła przed bramą Włodzimierza B. Włączyli koguty, pan B. nie wychodził, psy były spuszczone. Policjant powiedział, że jest mu bardzo zimno i przyjadą później. Od zgłoszenia zaginięcia musiały minąć 2-3 dni, żeby zrobiono to przeszukanie. Ta rodzina jest powiązana z policją. Myślę, że miało to związek – opowiada Mateusz Kulik, brat Sebastiana.

- Pan B. prowadzał policjantów tam, gdzie chciał. Szli za nim. Po prostu olali sobie tę sprawę – twierdzi sąsiad Włodzimierza B.

- W pokoju były zwinięte dywany i mokra podłoga. Nie zainteresowało to policjantów – mówi Dorota Kucharska – Krajewska, ciotka Sebastiana.

- Synowa Włodzimierza B. pracuje u nas na komendzie, a jego żona pracowała w niej – dodaje Małgorzata Kulik, matka Sebastiana.

Co na to Stefania B., była żona Włodzimierza B.?

- Ja z nimi wódki nie piłam, ani ich k… nie byłam. Ja tylko ciężko pracowałam tam i pieniądze za to brałam – mówi.

28 marca 2012 roku policjanci z komendy wojewódzkiej w Łodzi postanowili ponownie przeszukać posesję. Tym razem do akcji użyto specjalnie wyszkolonego psa. Po kilku minutach tajemnica zaginięcia Sebastiana się rozwiązała. Prawda okazała się krwawa i wyjątkowo mroczna.

- Wyjęli ciało ze studzienki. Miało obcięte nogi, bo się nie mieściło. Jak znaleźli mojego syna, policjantka, która prowadziła sprawę wsiadła do syna pana B., odjechała – opowiada Małgorzata Kulik, matka zamordowanego Sebastiana.

- Nogi zostały spalone w piecu od centralnego ogrzewania – dodaje Jerzy Kulik, ojciec mężczyzny.
Policja nie chciała komentować zarzutów rodziny Sebastiana, co do jakości ich pracy, bo sprawa jeszcze się toczy. W dniu odnalezienia zwłok

Włodzimierz B. został zatrzymany. Razem z nim do aresztu trafili Zbigniew J. i Michał L. – dobrzy koledzy Sebastiana. Wszyscy trzej otrzymali zarzut zabójstwa. Dwóch nie przyznaje się do winy. Jeden zdecydował się jednak opowiedzieć śledczym, co dokładnie się stało.

- Jeden uderzył Sebastiana w twarz kluczem hydraulicznym, ten stracił przytomność. Wrzucili go do wanny. Kiedy odzyskiwał przytomność, w trójkę go trzymali. Włodzimierz B. miał go dusić sznurkiem, a oni go trzymali - mówi Dorota Kucharska – Krajewska, ciotka Sebastiana.

- Prokurator nie uznał, żeby było to zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Uduszenie jest klasyczną postacią wielu zabójstw. Odcięcie nóg nie nastąpiło za życia ofiary, więc nie można go traktować jako szczególnego okrucieństwa. Był to element ukrycia zwłok, które w całości nie chciały się zmieścić w określonej studzience – tłumaczy Witold Błaszczyk z Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.

W kwietniu zeszłego roku prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia przez policjantów z Opoczna obowiązków służbowych. Nie wiadomo jednak, czy którykolwiek z funkcjonariuszy usłyszy w tej sprawie zarzuty. Przebieg czynności poszukiwawczych kontrolowała też Komenda Główna Policji. Policjanci nie ujawniają jednak, jakie są wyniki wewnętrznego śledztwa.

- Chodzą różne pogłoski, że pan B. wyjdzie z więzienia, że zniszczy nas syn pana B. Boję się – przyznaje Mateusz Kulik, brat Sebastiana.

- Nikt z rodziny nie usłyszał nawet słowa przepraszam. Niech lepiej komenda opoczyńska sobie kupi dwa psy, będzie taniej, niż utrzymywanie takich policjantów – podsumowuje Jerzy Kulik, ojciec Sebastiana.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl