Wyłudziła ponad 2 mln i zniknęła

Marzyli o zysku, zostali z długami. Co najmniej kilkadziesiąt osób zaciągnęło kredyty i oddawało pieniądze Joannie K. Kobieta twierdziła, że wpłaci je na tajemnicze konto w banku, które gwarantuje zysk. W ten sposób wyłudziła fortunę, a później zniknęła. Policja ściga ją listem gończym, a poszkodowani toną w długach.

- 100 tysięcy złotych, 74 tysięcy, 150 tysięcy, 60 tysięcy, 90 tysięcy, 20 tysięcy – wyliczają swoje zadłużenie poszkodowani przez Joannę K.

Milicz, niewielkie miasto w województwie dolnośląskim, a w nim sklep odzieżowy, w którym swoją działalność prowadziła Joanna K. Stworzyła piramidę finansową.  Zebrała od ludzi pieniądze i zniknęła.

- Mądrze mówiła, takimi pojęciami bankowymi, umiała zamydlić oczy – mówi jedna z poszkodowanych.

- Ona pieniędzy nie ma. Miała z tego 5 tysięcy zł miesięcznie. To była spółka z jakąś tam z banku. Te pieniądze szły tam i tamta miała kombinować. A tamta się usunęła i ci zostali na lodzie, bez pieniędzy – twierdzi teść Joanny K.

System oszustwa był prosty. Joanna K. namawiała ludzi do wzięcia dla niej kredytów w kilku bankach naraz. Pieniądze miała inwestować. W zamian obiecywała prowizję oraz gwarancję na piśmie, że to ona będzie kredyty spłacać.  Każdy, kto polecił kolejnego klienta, również dostawał dodatkową gratyfikację.

- Ona brała całość gotówki i odliczała kilka procent. Dostawałem 500 zł, 1000 zł. W sumie około 20 procent pożyczki – mówi Adam Kaczmarek, który zaciągnął kredyty dla Joanny K.

- Stworzyła piramidę finansową, nawiała inne osoby do tego, żeby zaciągały kredyty przedstawiając się jako pracownik NBP. Informowała, że pieniądze będą wpłacone na tajne konto w banku i inwestowane, obiecywała procenty od tej kwoty – opowiada Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

- Wchodziło się do banku z panią Joanną, a pani, co udzielała kredytu, pytała ile ma dać. Pytała nie mnie, tylko panią Joannę – mówi Arkadiusz Soliński, który zaciągnął kredyty dla Joanny K.

O kłopotach pani Katarzyny nie wie nawet jej najbliższa rodzina. Kobieta pożyczyła dla Joanny K. ponad sto tysięcy złotych. Dziś spłaca dług.

- Twierdziła, że kredyty są bardzo legalne i nie mamy się czego obawiać, Mówiła, że w ciągu pół roku kredyty będą spłacone i jeszcze mamy na nich zarobić – mówi Katarzyna Jucha.

- W tej chwili, gdyby nie pomogli mi rodzice, miałbym 4 tysiące złotych raty, a zarabiam dwa tysiące – mówi Arkadiusz Soliński, poszkodowany przez Joannę K.

W ubiegłym roku Joanna K. przestała kredyty spłacać i zniknęła. A ludzie zostali z kredytami do spłacenia, windykacją i komornikami na głowie. Prokuratura poszukuje Joanny K. listem gończym. Podejrzanym w sprawie o oszustwo jest też jej mąż. Poszkodowanych osób ciągle przybywa, a suma wyłudzonych kredytów ciągle rośnie. Obecne zgłoszenia opiewają na ponad 2 miliony złotych!

- Tak mnie przekonywała, że ma dziecko, rodzinę, teściów, że nie mogłaby nas oszukać, bo zdaje sobie sprawę, że mogłaby pójść za to do więzienia – opowiada Katarzyna Jucha, poszkodowana przez Joannę K.

- Szanse na to, że te osoby na skutek postępowania cywilnego odzyskają swoje pieniądze są bardzo małe – mówi Elżbieta  Karpowicz-Klebieko, prawnik.*

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl