Miał pierwszeństwo, ale winny!

Jacek Nitecki roztrzaskał swój motocykl o samochód stojący w poprzek jego pasa ruchu. Kierowca auta zamierzał skręcić w lewo i zagrodził drogę motocykliście. Mimo to biegli uznali, że winny wypadkowi jest pan Jacek. Dlaczego? Ich zdaniem samochód stał, a więc można było go wyminąć. Pan Jacek jest sparaliżowany. Po wypadku nie dostał ani renty, ani odszkodowania.

- Kierowca stał, nie wykonywał manewru, więc nie zajechał drogi, nie wymusił pierwszeństwa. Tak orzekł biegły – tłumaczy Dariusz Kwiatkowski z Prokuratury Rejonowej w Kole.

Jacek Nitecki ma 38 lat, żonę, syna. Zawsze był człowiekiem aktywnym. Jego pasją były motocykle. 19 maja 2011 roku w jednej chwili całe jego życie legło w gruzach.

- Jechałem od strony torów kolejowych i na wysokości sklepu spożywczego fiat Punto zajechał mi drogę skręcając do tego sklepu – opowiada pan Jacek.

Notatka policyjna po wypadku wskazała jednoznacznie, że winę ponosi kierujący fiatem Punto. Tego samego zdania są obecni wówczas przed sklepem świadkowie.

- Oni musieli się chyba zagadać, bo zatrzymali się przy tej bramie i w pewnym momencie ruszyli, zaczęli skręcać – mówi Regina Rajchel, świadek wypadku.

- Ja z nim rozmawiałem, sam nie wie, czemu ruszył. Mówi, że widział go i nie wie, czemu ruszył – dodaje Karol Woliński, świadek wypadku.

Pan Jacek ledwie uszedł z życiem. Przez kilka tygodni był w śpiączce. W szpitalu spędził siedem miesięcy. Diagnoza – złamany kręgosłup z uszkodzonym rdzeniem.

- Jest to porażenie czterokończynowe, w najlepszym wypadku można siedzieć na wózku, w najgorszym człowiek jest podpięty do respiratora – mówi pan Jacek.

Tymczasem ruszyło śledztwo. Prokurator powołał biegłego, a ten uznał, że... całą winę za wypadek ponosi motocyklista. Bo to on powinien uniknąć zderzenia. To, że auto pojawiło się na jego pasie nie miało znaczenia.

- Wyłączną winę ponosi motocyklista, który zachowywał się nieprawidłowo. Jechał z prędkością przekraczającą dopuszczalną w tym miejscu, a więc 50 km/h. Biegły wyliczył tę prędkość na co najmniej 84 km/h – mówi Dariusz Kwiatkowski z Prokuratury Rejonowej w Kole.

- Ja jechałem prostą drogą, ja nie musiałem nigdzie skręcać, nie musiałem nikomu ustępować pierwszeństwa – odpiera zarzuty pan Jacek.

- Biegły wyliczył, że gdyby jechał wolniej, to bez problemu zatrzymałby się przed tym pojazdem, a w ostateczności ominął go z lewej strony. On już w tym momencie stał, był przeszkodą, a taką przeszkodę, zgodnie z przepisami ruchu drogowego, kierujący winien ominąć – dodaje Dariusz Kwiatkowski z Prokuratury Rejonowej w Kole.

Ku zdumieniu pana Jacka, prokuratura na podstawie opinii biegłego sprawę wypadku umorzyła. Pan Jacek i jego pełnomocnicy się z tym nie zgodzili.

- W naszej ocenie te ustalenia były niekompletne, w szczególności ustalenia stanu faktycznego dokonane przez biegłego nie uwzględniały tego, że skręcając kierujący fiatem Punto powinien był zachować szczególną ostrożność – mówi Bartłomiej Krupa z firmy odszkodowawczej Votum, która reprezentowała pana Jacka.

Sąd nakazał kontynuować śledztwo. Niecały miesiąc później prokurator jednak ponownie sprawę umorzył. Państwo Niteccy mają żal, że tym razem ich pełnomocnik się nie odwołał.

- Nawet nie podjęli tej walki, a zapewniali nas, że się nie poddadzą, że to jest duża sprawa, że warto o to walczyć – mówi Daria Nitecka, żona pana Jacka.

- Nie dostałem odszkodowania, nie mam żadnej renty z tego tytułu, zostałem na lodzie – podsumowuje pan Jacek.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl