Wartownik opuszczony przez wojsko

Wstyd dla Wojska Polskiego. Tam, gdzie dewizą jest Bóg, Honor, Ojczyzna, nie liczy się człowiek. Robert Golisz został rażony piorunem, gdy pełnił wartę w jednostce wojskowej w Puszczy Mariańskiej. Ma uszkodzony mózg. Nie jest w stanie sam podnieść się z łóżka czy skorzystać z toalety. Nigdy nie będzie samodzielny. Jego rodzice od siedmiu lat walczą w wojskiem o zadośćuczynienie i godną rentę, bo armia uznała, że 500 zł miesięcznie im w zupełności wystarczy…

- Oni się niczym nie przejmują. Był wypadek, radźcie sobie sami – mówi o postawie wojska Alicja Golisz, matka pana Roberta.

W 1999 roku dwudziestopięcioletni wówczas Robert Golisz pracował w jednostce wojskowej w Puszczy Mariańskiej koło Skierniewic. Był pracownikiem cywilnym. Podczas jego służby nad jednostką przeszła burza. Piorun uderzył w budkę wartowniczą, w której musiał stać przez całą służbę pan Robert.

- Dowódca warty się bał i dlatego nie zdejmował nikogo z posterunku. Widziałem jego czapkę, była poszarpana, łańcuszek miał wtopiony w szyję, był cały czarny – opowiada pracownik jednostki wojskowej, w której pracował pan Robert.

- Po lewej stronie nad okiem było widać czaszkę, nieprzytomny był. Nie pamiętam, co było dalej – dodaje Alicja Golisz, matka pana Roberta.

Lekarze przez długi czas walczyli o życie pana Roberta. Mężczyzna przeszedł trzykrotną sepsę. Ma uszkodzony mózg. Przez pierwsze lata po wypadku pan Robert był u swojej żony. W 2006 roku opiekę nad nim przejęli rodzice.

- Był roślinką, a teraz z pomocą moją i małżonki zaczyna się poruszać, ale zawsze musi mu ktoś w tym pomagać. Walczymy cały czas, a co się uda, nie wiemy – rozpacza Mieczysław Golisz, ojciec pana Roberta.

62-letni pan Mieczysław pracuje jako dozorca. 56-letnia pani Alicja nie może pracować, bo syn wymaga całodobowej opieki. Jedyne świadczenie, jakie otrzymuje od wojska pan Robert to 500 złotych renty wyrównawczej zasądzone przez sąd pracy.

- To starcza jedynie na pampersy.  Oni sobie żarty z nas robią, chcą nas wykończyć nerwowo. Ja dzwonię do majora i mówię, że nie dostałam nawet tych 500 złotych i słyszę, że jeżeli mam pretensje, to mam iść do sądu, a on mi odsetki zapłaci. Jaka to jest rozmowa? – pyta Alicja Golisz, matka pana Roberta.

Państwo Goliszowie nie mogą pogodzić się z postawą dowództwa jednostki, w której pracował ich syn. Zdaniem pani Alicji i pana Mieczysława to jednostka ponosi winę za to, co się stało.

- Ten wypadek zdecydowanie był zdarzeniem losowym i jednostka nie miała na to żadnego wpływu – twierdzi Maciej Bogdan, oficer prasowy jednostki 4226 w Puszczy Mariańskiej.

- Jaki to jest nieszczęśliwy wypadek, jak oni przenieśli budkę i przybili do drzewa? – pyta Alicja Golisz matka pana Roberta.

- Każdy uczeń mający w szkole fizykę wie, że problemem w czasie burzy jest napięcie, a w budce znajdowało się napięcie 220 V w postaci dzwonka – mówi Remigiusz Gołębiowski, pełnomocnik rodziny Goliszów.

- Obok tej budki stały dwie albo trzy sosny. Dwie na pewno zostały wycięte, a budka została przeniesiona w inne miejsce, bliżej bramy wjazdowej – opowiada pracownik jednostki wojskowej, w której pracował pan Robert.

Rodzice pana Roberta nie mogą pogodzić się z taką postawą dowództwa jednostki. Postanowili oddać sprawę do sądu.

- Domagamy się zadośćuczynienia w kwocie 300 tysięcy złotych za doznane krzywdy, żądamy również 3900 zł renty na okoliczność leczenia i rehabilitacji syna – mówi Mieczysław Golisz, ojciec pana Roberta.

- Jak jednostka dowiedziała się, że zakładamy sprawę o zadośćuczynienie, to zdecydowali, że dadzą mi pożyczkę bezzwrotną. To miało być tak, że zaczęłabym ją spłacać, a później miałam napisać podanie o jej umorzenie, a oni by się na to zgodzili. Tylko jaką ja mam gwarancję, że to umorzą – opowiada Alicja Golisz, matka pana Roberta.

Sprawa sądowa ciągnie się już siedem lat. Przeszła przez kilka sądów i instancji. Właśnie po raz trzeci zaczęła się od nowa.

- Nie ulega wątpliwości, że sytuacja jest przykra dla tego człowieka. My współczujemy i doceniamy wysiłek, jaki rodzice wkładają w rehabilitację, ale jednocześnie realizujemy zapisy prawa. Sąd rozsądzi, czy ta kwota jest zasadna. Jeśli ją zwiększy, to my się do tego zastosujemy – mówi Maciej Bogdan, oficer prasowy jednostki 4226 w Puszczy Mariańskiej.

- Jak nas zabraknie, to który ośrodek weźmie syna? Nie wiem, co będzie dalej – rozpacza Alicja Golisz matka pana Roberta.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl