ZUS ukarał niepełnosprawnego

ZUS niszczy niepełnosprawnego. 34-letni Robert Kujawski z Łodzi jeździ na wózku inwalidzkim. Żyje za niespełna 800 zł miesięcznie. Niedawno dowiedział się, że jest winny ZUS-owi aż 50 tys. zł! Urzędnicy uznali, że pan Robert przez lata pobierał niewłaściwe świadczenie i teraz musi wszystko zwrócić. Mężczyzna nie widzi szans na spłacenie takiego długu.

- Nie byłem świadomy, że nienależenie pobieram świadczenie, że kogoś oszukuję. Nie wiem, czy do końca życia to spłacę. Minie 30 - 40 lat, jeśli będą mi po 100 zł zabierali – mówi Robert Kujawski.

- Jako urzędnik nie miałabym odwagi napisać pisma, w którym żądam takich rzeczy od niepełnosprawnego, cierpiącego i samotnego człowieka, bo ZUS to wszystko wie – dodaje Małgorzata Różycka, wolontariuszka, która pomaga panu Robertowi.

W 1997 roku zmarła matka pana Roberta. Mężczyzna został sierotą. Ponieważ uczył się w szkole gastronomicznej, dostał rentę po matce. Niedługo potem doszło do wypadku, po którym pan Robert do końca życia będzie jeździł na wózku inwalidzkim. Pan Robert miał wtedy 23 lata.

- Złamałem kręgosłup spadając z pierwszego piętra, wchodziłem po rusztowaniu i spadłem na plecy. Musiałem tam wejść, bo klucz został mieszkaniu, a zatrzasnęły się drzwi – opowiada pan Robert.  

- Ciągle muszę czuwać nad tym, czy on wszystko ma. On z wielkimi oporami zgłasza swoje potrzeby, nadal nie prosi o nic – mówi Małgorzata Różycka, która pomaga panu Robertowi.

- Pan Robert miał przyznaną rentę rodzinną pod warunkiem kontynuowania nauki. Okazało się, że tej kontynuacji nie było – wyjaśnia Monika Kiełczyńska z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Łodzi.

Pan Robert przez kilka miesięcy szkołę zaniedbał. Po wypadku półtora roku spędził w ośrodku opiekuńczo-rehabilitacyjnym. Rentę automatycznie ZUS przedłużył. Pan Robert uczył się żyć na nowo. Sam. I właśnie samotność najbardziej mu doskwierała.

- Ja nie byłem świadomy, że mnie skreślili z listu uczniów, bo my wtedy chodziliśmy na praktyki. Fakt, że je zaniedbałem, ale nie wiedziałem, że mnie skreślili z listy uczniów. Ja nie miałem świadomości, czy to jest renta przedłużona czy przyznana na nowo – twierdzi pan Robert.

- To są dwa świadczenia. Renta rodzina, która została mu przyznana pierwszy raz w 1998 roku pod warunkiem kontynuowania nauki, a następnie od 2001 roku renta rodzinna bez względu na wiek, gdzie przesłanką nie jest już kontynuowanie nauki, tylko orzeczenie niezdolności do pracy, które musiało powstać w czasie, kiedy ta nauka była kontynuowana – mówi Monika Kiełczyńska z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Łodzi.

Ponieważ pan Robert przez kilka miesięcy nie uczęszczał do szkoły, ZUS stwierdził, że żadna renta mężczyźnie się nie należała i dwa lata temu odebrał panu Robertowi pieniądze. Niepełnosprawny mężczyzna żył za 400 zł zasiłku z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i… jadł suchą kaszę, bo na więcej nie było go stać.

- Robert otrzymywał tylko zasiłek z MOPS- i po opłaceniu mieszkania, zostawało mu na życie 70 zł – wyjaśnia Elżbieta Łacina z Fundacji Dbam o Zdrowie.

- Byłem bardzo słaby. Nie miałem nawet sił, żeby ugotować sobie tej kaszy. Byłem głodny, więc jadłem na sucho – opowiada pan Robert.

Dlaczego przez 10 lat ZUS nie odkrył, że ta renta jest niesłusznie pobierana?

- Bo nie było powodu weryfikować tego świadczenia. Taka okoliczność pojawiła się, kiedy pan Robert zwrócił się do zakładu o rentę socjalną. Wtedy szkoła wysłała informację, że ten zaprzestał nauki – mówi Monika Kiełczyńska z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Łodzi.

Dzięki pomoc wolontariuszy, pan Robert uzyskał rentę specjalną od prezesa ZUS. To  niespełna 800 złotych. Z tej decyzji niepełnosprawny mężczyzna nie cieszył się długo. Miesiąc później ZUS przypomniał sobie o nienależnie pobieranej przez lata rencie i nakazał panu Robertowi zwrot 50 tysięcy złotych. Pieniądze zaczął potrącać z renty.

- W tym momencie ZUS nie widzi już trudnej sytuacji, którą widział prezes ZUS-u przyznając mi to świadczenie – komentuje pan Robert. 

Sprawa trafiła do sądu. ZUS wstrzymał potrącenia z renty pana Roberta. Mężczyzna wierzy, że pieniędzy nie będzie musiał oddawać. Już teraz nie stać go na wykupienie leków i opatrunków.

- Po operacji biodra zostały mi rany, które ciągle się pogłębiały. Muszę mieć specjalistyczne opatrunki, które miesięcznie kosztują 1500 zł. Ja nie mam z czego oddać tych pieniędzy.

Jeżeli będę musiał zapłacić rachunki i za leki, to nie wystarczy już na jedzenie – podsumowuje pan Robert.*

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl