Błagali o pogotowie – zmarła

Rodzina kilka razy wzywała pogotowie do pani Izabeli. Kobieta walczyła z silnym bólem w klatce piersiowej. Dyspozytor uznał, że to objawy grypy i radził wezwać lekarza. Zareagował dopiero, gdy w słuchawce usłyszał przeraźliwy jęk pani Izabeli. Niestety, na uratowanie kobiety było już za późno. Za swój błąd dyspozytor został skazany na karę grzywny… 2000 złotych.

Rozmowa szwagra pani Izabeli z pogotowiem ratunkowym w Zabrzu.

Dyspozytor pogotowia: Jeśli jest oddech, to niech pan nie robi sztucznego oddychania. (Słychać jęki pani Izabeli – przyp. red.) Halo? To ona tak zajęczała?
Szwagier pani Izabeli: Tak.
Dyspozytor pogotowia: Coś boli ją?
Szwagier pani Izabeli: Cały czas bolało ją w klatce. Dzwoniła na pogotowie, nie chcieli przyjechać.
Dyspozytor pogotowia: Bo podawała objawy grypy.

Pan Stanisław Jamrozowicz z Zabrza od 5 lat jest wdowcem. Sam wychowuje trójkę dzieci. Za śmierć żony pan Stanisław obwinia dyspozytora pogotowia ratunkowego w Zabrzu, który jego zdaniem zwlekał z wysłaniem karetki pogotowia do chorej żony.

- Nie dam za wygraną, bo żony nikt mi nie przywróci -  rozpacza pan Stanisław.
W 2008 roku pani Izabela urodziła trzecie dziecko. Po powrocie ze szpitala  poczuła się źle. Była 11 dni po porodzie. Pierwszy raz na pogotowie zadzwonił jej 14-letni wówczas syn Dawid.

Dawid: Moja mama się nie za bardzo czuje, a ma małe dziecko.
Dyspozytor pogotowia: To znaczy, co się dzieję?
Dawid: Między piersiami ją boli i plecy. 
Dyspozytor: Mogę z nią rozmawiać?
Pani Izabela: Boli mnie, aż mnie dźga z przodu i z tyłu, całe plecy.
Dyspozytor: Kłuje tak?
Pani Izabela: Tak.
Dyspozytor: Pogotowie wyjeżdża tylko i wyłącznie na ratunek, do stanów zagrożenia życia.  Ja pani podam numer do firmy wyjazdowej, ewentualnie może pani zamówić wizytę lekarską do domu, z poradni.

- Co taki 14-latek może zrobić… jeszcze dzieckiem byłem – wspomina Dawid, syn pani Izabeli i Stanisława.

Wezwać karetkę próbowała również rodzina pani Izabeli:

- Proszę pana, między piersiami i płuca ją bolą.
- Ja mówiłem, że ma wizytę zamówić.
- Nie ma, tam nikt się nie zgłasza, a ona ledwie już oddycha.
- Podaję numer do firmy wyjazdowej…

Później po karetkę dzwoniło jeszcze kilka osób - rodzina pani Izabeli. Dyspozytor karetki jednak nie wysłał. Ambulans wysłano dopiero, kiedy pani Izabela straciła przytomność:

- Czy mogę prosić o pomoc, moja siostra zemdlała, jest tydzień po porodzie!!! Coś się z nią dzieje, ona jest sztywna, proszę przyjechać!

Było już jednak za późno. Kobieta zmarła w szpitalu na zawał.

- Przyjechałem do domu, dzieci już czekały, szwagier powiedział, że żona nie żyje. Nie docierało to do mnie – mówi Stanisław Jamrozowicz.

Sprawa dyspozytora trafiła do sądu. Sąd Rejonowy w Zabrzu skazał dyspozytora Krzysztofa P. na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata i karę grzywny. Uznano, że dyspozytor źle przeprowadził wywiad medyczny z panią Izabelą. Sąd Okręgowy wyrok jednak zmienił i Krzysztof P. ma zapłacić grzywnę. Jedynie 2 tysiące złotych.

- Moja żona warta była tylko dwa tysiące złotych. Ja tego nie odpuszczę, będę walczył końca – zapowiada  Stanisław  Jamrozowicz.

- Nie można mówić, że to jest wycenienie życia na dwa tysiące złotych. Skazanemu nie postawiono zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci, tylko zarzut zaniechania. To miał też na uwadze sąd – wyjaśnia Marcin Rak z Sądu Rejonowego w Zabrzu.

Chcieliśmy spotkać się z Krzysztofem P. Mężczyzna przez swojego pełnomocnika odmówił jednak wypowiedzi przed kamerą.

- Skoro ustawa o ratownictwie medycznym pozostawia na stanowisku dyspozytora człowieka bez wykształcenia medycznego, a ma zebrać wywiad medyczny, to niesie to za sobą jakieś konsekwencje – mówi Andrzej Ryszka, pełnomocnik Krzysztofa P.

Krzysztof. P nie pracuje już jako dyspozytor zabrzańskiego pogotowia. Jest… ratownikiem medycznym.

- Może nim być. To są dwie rożne rzeczy, osoby na tych stanowiskach wykonują dwie rożne czynności. Czym innym jest zbieranie wywiadu i wysłanie ambulansu, a czym innym medyczne czynności ratunkowe, założenie wkłucia – mówi Artur Borowicz z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.

- Boli mnie, że on pracuje jako ratownik. On do tego błędu może powrócić, narazi inne osoby – mówi pan Stanisław.

Mężczyzna nie może się pogodzić z wyrokiem. Zapowiedział, że będzie wnosił o jego kasację. Jak twierdzi, chce walczyć dla swojej żony i dzieci.*

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl