Na ratunek 15-latce
Rozpaczliwe wołanie o pomoc matki. 15-letnia Patrycja uciekła z domu i zabarykadowała się w mieszkaniu 28-letniego Pawła L. Zrobiła to już drugi raz. Po pierwszej ucieczce dziewczyna próbowała podciąć sobie żyły, leczyła się też w szpitalu psychiatrycznym. Jej matka jest załamana. Patrycji grozi niebezpieczeństwo, a policja nie reaguje. Ruszyliśmy z pomocą.
- Jej się może coś stać. Kiedy samochód jedzie, to myślę, że to może policja ją wiezie albo każą zidentyfikować moją córkę – rozpacza pani Barbara.
- Jak się stanie tragedia, to wtedy dopiero… Albo zabije, albo ona sama sobie coś zrobi. Przecież jest młoda, różne są myśli. Od czego mamy te władze? – pyta pani Janina, sąsiadka pani Barbary.
Barbara Obrębska mieszka z dwoma dorosłymi synami i piętnastoletnią córką Patrycją w miejscowości Żubrów, niedaleko Sulęcina. Kobieta rozwiodła się dwanaście lat temu. Nie mogła już dłużej znieść znęcania się psychicznego i fizycznego nad nią i dziećmi.
- Stwierdziłam, że nie, ja też jestem człowiekiem i też mi się coś od życia należy. Pomału zaczęłam tę walkę wygrywać – opowiada pani Barbara.
Kobieta wygrała walkę z mężem. Niestety, pojawiły się kolejne kłopoty. W grudniu ubiegłego roku zaginęła jej czternastoletnia wówczas córka. Matka na własną rękę rozpoczęła poszukiwania. Dzięki pomocy sąsiadów, znalazła Patrycję w mieszkaniu 28 -letniego Pawła L., mieszkańca Sulęcina.
- Wiem, że on miał żonę i że był skazany za znęcanie się nad żoną i dziećmi. Ja nie wiedziałam, czy ona jest pod wpływem narkotyków, pijana, czy wycieńczona. Wyglądała strasznie. Zastałam ją półnagą, przykrytą kocem – opowiada pani Barbara.
Rodzice Pawła L. pomogli pani Barbarze dostać się do jego mieszkania. Patrycja, widząc swoją rodzinę, próbowała popełnić samobójstwo.
- Wzięła żyletkę i próbowała podciąć sobie żyły. Mój brat wtargnął do łazienki, nie zdążyła tego zrobić na tyle mocno, ale zrobiła – rozpacza mama Patrycji.
Czternastolatka natychmiast trafiła do szpitala psychiatrycznego. Wyszła z niego kilkanaście dni temu i znowu zaginęła. Pani Barbara natychmiast zgłosiła zaginięcie córki na policję. Ta jednak odmówiła przyjęcia zgłoszenia.
- Jak w takim kraju można żyć? To jest Polska, ojczyzna? Żadnej pomocy, a przecież życie nie ma ceny – mówi pani Janina, sąsiadka pani Barbary.
Policja odmówiła poszukiwań, twierdząc, że znane jest im miejsce pobytu Patrycji. Dziewczyna znów przebywała w mieszkaniu Pawła L. Pani Barbara przypuszczała, że prawdziwy powód odmowy wsparcia policji jest inny. Paweł L. jest synem bogatego właściciela miejscowej rozlewni. Przerażonej samotnej matce nie chciał nikt pomóc. Paweł L. nie otwierał drzwi, a jego rodzice odmówili wsparcia.
- Policja przyjeżdżała pod adres wskazany i pani była informowana, że ma się udać do sądu. Czekamy na decyzję sądu – mówi Alina Słonik, rzecznik policji w Sulęcinie.
- Jak weźmie narkotyki, to może ją pobić, zgwałcić, nawet zabić – twierdzi znajoma Pawła L.
Pani Barbara obawiała się o życie i zdrowie córki. Złożyła wniosek do sądu o wydanie nakazu odebrania Patrycji. Musiałaby jednak czekać na rozprawę. Dla matki oznaczało to niekończący się koszmar. Pani Barbara była bezradna. O pomoc w odzyskaniu córki poprosiła więc nas. Skłoniliśmy funkcjonariuszy do interwencji. Paweł L. otworzył im drzwi i pozwolił przeszukać mieszkanie.
Kiedy okazało się jednak, że Patrycji nie ma w mieszkaniu, policja przyjęła od pani Barbary zgłoszenie o zaginięciu. Natychmiast po naszej interwencji sprawa nabrała tempa. Policja po raz kolejny trafiła do mieszkania Pawła L. i odebrała wyczerpaną Patrycję. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, dziewczyna podczas przeszukiwań cały czas przebywała w szafie.
- Nie rozumiem postępowania policji, to wszystko dzięki państwa interwencji – mówi Joanna Górczak z Sądu Rejonowego w Sulęcinie.
- Gdybyście nie przyjechali, to ona do dnia dzisiejszego by tam była, nic by nie zrobiono. Dzieci są najważniejsze, dlatego nie pozwolę, by taki człowiek zniszczył życie mojej córki. Oskarżę go o przetrzymywanie Patrycji – zapowiada pani Barbara.*
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz