Wpędzają sklepy w długi
Firma G. z Warszawy oferuje sklepom dzierżawę terminali, które doładowują telefony komórkowe. Umowa jest jednak tak sprytnie skonstruowana, że sklepy zamiast zarabiać, płacą gigantyczne kary firmie G.
Gdy trzy lata temu pokazywaliśmy pierwszy reportaż o firmie G., jedna z naszych bohaterek - pani Teresa Janaszek z Żyrardowa była jeszcze właścicielką sklepu. Dziś kobieta mówi, że umowa z firmą G. na wydzierżawienie terminala sprawiła, że musiała zawiesić działalność. Pani Teresa spłaciła weksel firmy G., bo bała się komornika.
- Byliśmy zmuszeni wziąć kredyt, który całkowicie zrujnował nasze życie. Byliśmy zmuszeni opuścić nasze mieszkanie i z dziećmi przeprowadzić się do teściów. W tej chwili mamy bardzo chorego syna, którego leczymy, w Warszawie – mówi pani Teresa.
- Wydaje mi się to nieuczciwe. Firma G. nie poniosła żadnych kosztów, a ja straciłem przez nich 54 tys. złotych – dodaje Andrzej Kollwitz, przedsiębiorca z Warszawy.
Mechanizm działania firmy G. jest prosty. Najpierw przedsiębiorcę, który chce wydzierżawić terminal do doładowania telefonów, odwiedza przedstawiciel firmy. Zawsze się śpieszy i nie mówi wszystkiego. Zwłaszcza o karach umownych.
- Przedstawiciel wydawał się osobą wiarygodną. Oczywiście rozmawialiśmy na temat warunków zerwania umowy. Informacje, które od niego uzyskałem, okazały się nieprawdziwe – twierdzi Andrzej Kollwitz, przedsiębiorca z Warszawy, który musiał zapłacić firmie G. 54 tys. zł.
- Handlowiec musi tak załatwić sprawę, tak zagadać, by wsadzić szybko ten terminal, podpisać umowę i wyjść. Tak żeby klient nie zdążył zapytać, za dużo dowiedzieć się – mówił pan Paweł, były pracownik firmy G., gdy pierwszy raz zajmowaliśmy się sprawą.
- Za dzierżawę terminala płaci się około stu złotych miesięcznie, ale jeśli nie zrobi się minimalnego obrotu w wysokości tysiąca złotych, to płaci się, na zasadzie jakiejś kary, 150 złotych netto. Z powodu niewyrobienia minimalnego obrotu firma G. może zerwać umowę i oczywiście założyć karę – wyjaśnia Krzysztof Ludkiewicz, przedsiębiorca z Lidzbarka Warmińskiego.
- Jeśli sprzedam telekody za 500 złotych to zarobię 5 złotych minus podatek VAT, a opłata, za hosting wynosi 200 złotych – dodaje Elżbieta Deja, która jest właścicielką sklepu z bielizną w Pionkach koło Radomia. Kobieta nie chciała już więcej dopłacać do interesu z terminalem. Dotrwała do końca trzyletniej umowy i wypowiedziała ją. Okazuje się, że od współpracy z firmą G. nie jest wcale łatwo się uwolnić.
- Napisałam oświadczenie woli, że nie chcę kontynuować tej umowy. W odpowiedzi dostałam pismo, żeby przedstawić dokumenty księgowe, PIT-y – mówi Elżbieta Deja.
- Przedstawiciel potwierdził, że można zerwać umowę, a termin wypowiedzenia to sześć miesięcy. To oczywiście nie jest prawdą, bo w umowie jest jasno napisane, że nie można zerwać umowy wcześniej niż po 28 miesiącach – dodaje Krzysztof Ludkiewicz, przedsiębiorca z Lidzbarka Warmińskiego.
O metodach działania przedstawicieli firmy G. oraz karach umownych chcemy porozmawiać w siedzibie firmy w Warszawie. Na budynku nie ma tabliczki z nazwą. Trudno się też dostać do środka. Pracownica firmy nie chciała z nami rozmawiać.
Po wezwaniach do zapłaty firma szybko odsprzedaje weksle firmie windykacyjnej. Prawnicy przestrzegają przed podpisywaniem ugody.
- Moim zdaniem jedynym rozsądnym wyjściem z sytuacji, jeżeli weksel zostaje sprzedany firmie windykacyjnej, jest niestety wykupić go bez podpisywania ugody, która przewiduje zrzeczenie się roszczeń w stosunku do firmy G. Podpisanie takiej ugody uniemożliwia nam dochodzenie roszczeń odszkodowawczych – radzi Grzegorz Szymczyk, radca prawny.
- Kary są olbrzymie, sami nie wiemy, jak z nimi walczyć. Ta firma na okrągło naciąga. W tej chwili jeździ po małych miejscowościach na Warmii i Mazurach – mówi Elżbieta Deja, klientka firmy G. *
* skrót materiału
Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba