Zabrał zdjęcie córki i powiesił się

Pan Artur popełnił samobójstwo. W pożegnalnym liście miał napisać, że nie wytrzymał rozłąki z córką i pomówień żony. Kobieta oskarżyła go gwałt, znęcanie się nad rodziną oraz złożyła pozew o rozwód. Ciało pana Artura znaleziono w lesie. Miał przy sobie zdjęcie, na którym trzymał swoje dziecko.

Prawie dwa tygodnie temu na przedmieściach jednego z miast w Świętokrzyskiem pan Artur, jego rodzice i  4-letnia córka Maja spędzili sobotę. Właśnie na ten dzień sąd wyznaczył panu Arturowi spotkanie z córką. Tydzień później w pobliżu tego miejsca policja odnalazła jego ciało. Mężczyznę ostatni raz widziano w czwartek  14 marca.

- W piątek dostałem wiadomość od żony, że Artur zaginął. Pokazali mi jego pożegnalny list. Pojechaliśmy na policję, zgłosiłem zaginięcie. Całą noc przesiedziałem na fotelu, do okna wyglądałem, bo myślałem, że wróci. Łudziłem się – rozpacza pan Roman, ojciec pana Artura.

- Wstępne ustalenia pozwalają sądzić, że nikt nie przyczynił się do śmierci tego człowieka. Przy mężczyźnie znaleziono między innymi zdjęcie, na którym trzymał swoją córkę – opowiada Grzegorz Dudek, rzecznik świętokrzyskiej policji.

Rodzice pana Artura mówią, że z tego, co ich syn napisał w liście pożegnalnym wynika,  że zabił się, ponieważ jego żona Elżbieta ograniczała mu kontakty z czteroletnią córką Mają. Przedstawiała go też w złym świetle. Artur i Elżbieta poznali się siedem lat temu, nic nie zapowiadało katastrofy.

Rodzina i znajomi mówią, że nieporozumienia w małżeństwie zaczęły się we wrześniu 2011 roku. Wtedy to pani Elżbieta była na wycieczce z zakładu pracy. Pół roku później kobieta złożyła pozew o rozwód bez orzekania o winie. Po pięciu dniach pani Elżbieta składa zawiadomienie na policji, że mąż znęcał się nad nią i dziećmi oraz kilkakrotnie ją zgwałcił.

- Nie było gwałtów, Artur by się do tego nie dopuścił, to był bardzo wrażliwy człowiek – twierdzi pani Nina, matka pana Artura.

- Nigdy nie widziałam, żeby podniósł na nią rękę, żeby krzyknął na to dziecko. Nie wyobrażam sobie, nie wierzę w to – dodaje pani Marta, siostra pana Artura.

Prawie przez pół roku po przeprowadzce żony, pan Artur nie miał możliwości spotkania z córką. Gdy sąd zagroził pani Elżbiecie karą grzywny, czteroletnia Maja zaczęła odwiedzać ojca.

- Było postanowienie sądu i mimo to, musiał żebrać. Żebrał o takie proste: o Mikołaja, o Boże Naradzenie – twierdzi pani Nina, matka pana Artura.

- Podjeżdżał, było pozamykane i trzeba było wracać do domu z niczym. Jak pojechał na Święta Wielkanocne, chciał dziecku dać paczkę na święta, to musiał zostawić na płocie. Nikt do niego nie wyszedł – opowiada pan Roman, ojciec pana Artura.

- On sam przyniósł tę gazetę i pokazywał. Mówił: zobaczcie, co on tu wypisuje, jakie bzdury. Pozwę ją do sądu, bo to paszkwil – mówi  Krzysztof Wójtowicz, kolega pana Artura z pracy.

W liście pożegnalnym pan Artur prosił rodzinę, aby dopilnowała, żeby na jego pogrzebie nie było żony.

- Może w niebie było mu pisane takie krótkie życie…W testamencie prosił bym zadbał, by Majka o nim nie zapomniała. Zrobię wszystko, by go pamiętała – rozpacza pan Roman, ojciec pana Artura.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl