Zmiażdżył koparką - nie miał uprawnień
Koszmarny finał imprezy przy ognisku. Komendant OSP z Płot, choć nie miał uprawnień, uruchomił stojącą obok koparkę. Łyżka maszyny zmiażdżyła 32-letniego mężczyznę. Świadkowie twierdzą, że strażak pił wcześniej alkohol, a po wypadku uciekł. Pół godziny później został zatrzymany. Twierdzi, że wypił dopiero po zdarzeniu.
To tragedia dla całej rodziny 32-letniego Grzegorza Siądeckiego z miejscowości Płoty koło Gryfic. To ona napisała list, w którym poprosiła nas o interwencję.
- Uważam, że gryficka prokuratura zbyt łagodnie potraktowała sprawcę wypadku. Ma postawiony tylko jeden zarzut, a był na miejscu pod wpływem alkoholu. Bez żadnych uprawnień wsiadł do tej koparki – mówi Sylwia Siądecka, siostra pana Grzegorza.
Dramat wydarzył się 8 lutego. Kilka osób pracowało przy rekultywacji terenu po byłym lotnisku wojskowym. Po zakończeniu prac zorganizowano ognisko. Niespodziewanie strażackim polonezem przyjechał na nie komendant gminny Ochotniczej Straży Pożarnej z Płot - Ryszard B.
- Jak komendant przyjechał na miejsce, to czuć było od niego alkohol, a potem pił przy nas piwo. Nawet nie wiem, kiedy podszedł do koparki i odpalił ją. Brat akurat palił papierosa i usiadł na łyżkę - opowiada Marcin Siądecki, brat pana Grzegorza.
Według relacji pana Marcina, brata ofiary i naocznego świadka tragedii, komendant Ryszard B. nawet nie podszedł, żeby zobaczyć, co stało się ze zgniecionym mężczyzną. Wsiadł do strażackiego poloneza i odjechał.
- Jeszcze ja i właściciel koparki chcieliśmy go zatrzymać. To o mało nas nie rozjechał. Uciekł – twierdzi pan Marcin.
- Pojechaliśmy do jego mieszkania i zabraliśmy go na posterunek. Tam został przebadany. Miał prawie półtora promila alkoholu w organizmie – informuje Przemysław Kimon z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.
- Jak później stwierdził, alkoholu napił się w domu na skutek reakcji na stres. Prokuratura postawiła podejrzanemu zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci – dodaje Krzysztof Mejna z Prokuratury Rejonowej w Gryficach.
O stanie nietrzeźwości Ryszarda B. w momencie wypadku wypowiedzą się biegli. Co zadziwiające, prokuratura, która prowadzi od ponad półtora miesiąca śledztwo, nie wie nawet, jakim samochodem poruszał się komendant w dniu tragedii.
Krzysztof Mejna z Prokuratury Rejonowej w Gryficach: Podejrzany własnym autem przywiózł do tego miejsca brata właściciela koparki.
Reporter: Własnym samochodem? Świadkowie zeznają, że strażackim.
Prokurator: Tego nie wiem, to nie ma znaczenia.
Ryszard B. jest zatrudniony przez burmistrza Płot. Oprócz sprawowania funkcji komendanta OSP i pracy w gminnym sztabie kryzysowym, urząd płaci mu pensję jako kierowcy wozu strażackiego. Podobno od dnia wypadku jest zawieszony, lecz w remizie przebywa.
- Może przebywać w remizie jako zwykły strażak. Nie widzę przeciwwskazań. Jego warsztatem pracy jest strażnica. Ma tam obowiązek siedzieć 8 godzin dziennie – mówi Marian Maliński, burmistrz gminy Płoty.
Grzegorz Siądecki osierocił półtorarocznego synka. Odwiedziliśmy sprawcę tragedii w domu. Drzwi nam jednak nie otworzył. Udało nam się z nim porozmawiać telefonicznie.
Reporter: Dlaczego wsiadł pan do koparki bez uprawnień?
Ryszard B.: Nie trzeba mieć uprawnień… Może pan wsiąść do samolotu, lokomotywy…
Reporter: Ale nie mogę pilotować samolotu czy prowadzić lokomotywy. A pan użył sprzętu.
Ryszard B.: To nie jest powiedziane... Dziękuję. Nie byłem pijany, nie uciekłem z miejsca zdarzenia. Ja nie chcę rozmawiać na ten temat.
- Grzegorz nawet nie zdążył się dowiedzieć, że jego konkubina jest w ciąży – mówi Sylwia Siądecka, siostra pana Grzegorza.
- Poszłam na USG. Jeszcze się zdziwiłam, bo były dwa zarodki. Lekarz powiedział, że powinnam się cieszyć, bo będą bliźniaki. A ja pytam: z czego? Dzieci nie zobaczą ojca, a on dzieci – rozpacza Małgorzata Zdunek, partnerka pana Grzegorza.*
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki