500 zł za śmierć męża!
Stanisław Świrk mógł żyć, ale gdy trafił do szpitala z silnym bólem pleców i klatki piersiowej, lekarze nie zrobili mu właściwych badań. Zamiast wykonać EKG i USG serca, szukali udaru. Szpital miał zaproponować wdowie po panu Stanisławie zadośćuczynienie. I zaproponował… 500 zł.
- Niedługo minie rok, ale dla mnie to jakby było wczoraj. Z chwilą, kiedy umarł mi na rękach, cały świat się zawalił – rozpacza pani Maria. Jej mąż Stanisław miałby dziś 59 lat. Miałby, bo dziś pozostały po nim tylko pamiątki i wspomnienia... Mężczyzna nigdy nie chorował. 2 maja ubiegłego roku w nocy nagle źle się poczuł.
- Mówił, że strasznie boli go w plecach. W te pędy zadzwoniłam po karetkę – wspomina pani Maria.
Karetka zabrała pana Stanisława do Akademickiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Podejrzewano udar. Szybko go jednak wykluczono.
- W pierwszym szpitalu zrobiono tylko tomografię głowy pod kątem udaru. Podstawowe badania ominięto, mimo bólu pleców – mówi pani Maria.
- Jeżeli pacjent uskarża się na bóle w klatce piersiowej, bóle pleców, a oni go leczą na głowę, pod kątem udaru, to jest to wierutny brak wiedzy medycznej - dodaje Wioletta Świrk, córka pan Stanisława.
Zamiast dalej diagnozować, Akademicki Szpital Kliniczny po kilku godzinach odesłał pana Stanisława do szpitala rejonowego. Tam, mimo że już 4 maja doszło do pierwszego zatrzymania akcji serca, nie wykonano od razu specjalistycznych badań.
- Nie mogli zrobić USG serca, pani doktor mi powiedziała, że muszą poczekać do poniedziałku, bo pani jest na urlopie – opowiada pani Maria, żona pana Stanisława.
Badania wykonano dopiero po 8 dniach. Diagnoza była szokiem: tętniak rozwarstwiający aorty. Po tej diagnozie pana Stanisława natychmiast przewieziono do trzeciego szpitala na oddział kardiochirurgiczny. Jego stan był już bardzo poważny.
- Lekarze od razu mnie wzięli do pokoju i powiedzieli, że stan jest tragiczny, mało powiedziane, to jest masakra. Mąż zszedł z łóżka, przyszedł do tego pokoju, gdzie lekarze ze mną rozmawiali, siadł na krzesło i powiedział: Mario, ja idę do domu. Tylko ja nie wiedziałam, do jakiego domu… W tym momencie skonał – rozpacza pani Maria.
- Niestety, jak się później okazało, to już wszystko było czynione zbyt późno – mówi Łukasz Bielawski, prawnik, który pomaga pani Marii.
Zrozpaczona wdowa zwróciła się do Wojewódzkiej Komisji do Spraw Orzekania o Zdarzeniach Medycznych – organu badającego, czy dany szpital nie popełnił błędu. Komisja nie miała wątpliwości. W pierwszym szpitalu zabrakło tak podstawowych badań, jak EKG i USG serca.
- Postępowanie odbywało się w dwóch składach orzeczniczych. Każdy z tych składów uznał, że mamy do czynienia ze zdarzeniem medycznym – informuje Alicja Haczkowska z Wojewódzkiej Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych we Wrocławiu.
- Z orzeczenia komisji wynika, że gdyby przeprowadzono te badania, to pacjent miałby szansę przeżyć – dodaje Łukasz Bielawski, prawnik, który pomaga pani Marii.
Na mocy prawomocnego już orzeczenia, szpital został zobowiązany do zaproponowania kwoty zadośćuczynienia dla bliskich zmarłego pacjenta. To, co zaproponował było szokiem.
- Propozycją odszkodowania była kwota 500 zł! Tyle dla szpitala było warte życie pana Stanisława – mówi Łukasz Bielawski, prawnik, który pomaga pani Marii.
- To tak jakbym dostała w policzek. W tym momencie szpital roześmiał mi się w twarz, chcąc mi powiedzieć: no i co nam zrobisz – mówi pani Maria.
Skąd tak niska kwota? Próbowaliśmy umówić się na spotkanie z przedstawicielem Akademickiego Szpitala Klinicznego. Niestety, bezskutecznie. Poszliśmy więc do szpitala, by zapytać, dlaczego wycenił ludzkie życie na 500 zł. Oprócz wskazania lakonicznego komunikatu na stronie szpitala, nikt nie chciał jednak z nami rozmawiać.
Pani Maria i jej bliscy nie mogą się pogodzić z tym, jak potraktował ich szpital. Nie chcą się poddawać. Będą walczyć o sprawiedliwość.
- To nie jest kwestia pieniędzy, ale taka kwota, to jest jakby nam napluli w twarz – mówi Wioletta Świrk, córka pan Stanisława.
- Mam nadzieję, że życie mojego męża nie pójdzie na marne, ze może w końcu się ockną i zastanowią, bo nasza służba zdrowia umiera – dodaje pani Maria.*
* skrót materiału
Reporterka: Irmina Brachacz