Umarła pod przychodnią

14 marca w Szczytnie tuż obok przychodni zdrowia zemdlała staruszka. Jednak mimo że ludzie pobiegli do przychodni po pomoc żaden lekarz nie wyszedł na ratunek. Wszystkie miejskie karetki były zajęte, została wezwana z innego miasta. Jednak zanim przyjechała było, już za późno. Prokuratura zajęła się sprawą.

W połowie marca w  centrum Szczytna mieszkańcy miasta znaleźli na ulicy nieprzytomną 80-letnią Janinę Załęską. Pobiegli po pomoc do znajdującej się naprzeciwko przychodni zdrowia, w której przebywało kilku lekarzy. Wezwano też pogotowie.


-  Ośrodek jest po drugiej stronie ulicy. Niestety nikt do nas nie wyszedł. Byli świadomi tego, że kobieta potrzebuje pomocy. My nie jesteśmy lekarzami. Nie wiemy, czy to zawał czy uderzenie w głowę -  mówi Izabela Miratyńska, świadek zdarzenia.


-  Personel medyczny przychodni czekał na przyjazd karetki, bez zaangażowania, chcieli żeby to było poza nimi - mówi Iwona Staszkiewicz - Grabarczyk, córka pani Janiny.


Mijały cenne minuty. Przechodnie kolejny raz pobiegli prosić do przychodni o pomoc, ale nikt nadal z niej nie wyszedł. Karetka także nie nadjeżdżała. Po około 30 minutach świadkowie zdecydowali się zanieść nieprzytomną kobietę do przychodni.

-  Jako lekarz zrobiłem wszystko - mówi Jacek K., lekarz z  przychodni. 

 Reporter: Wyszedł pan przed budynek?

- Tak,  za drugim razem jak przyszła pielęgniarka i powiedziała, że ją niosą - mówi Jacek K.

-  Lekarz nie wyszedł na zewnątrz. Nikt nie wyszedł. Dla mnie to jest zaniedbanie. Lekarz, pielęgniarka, ktoś powinien wyjść. Służba zdrowia nie zrobiła nic - mówi Izabela Miratyńska, świadek zdarzenia.


-  Obcy ludzie usiłowali ogrzać mamę, ocucić. Liczyły się minuty. Gdyby pomoc nadeszła po kilku minutach,  to prawdopodobnie mama  żyłaby, przynajmniej miałaby szansę -  mówi Iwona Staszkiewicz - Grabarczyk, córka pani Janiny.


Niestety Pani Janina zmarła. Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, pielęgniarka przyznała śledczym, że poinformowała lekarza internistę o nieprzytomnej kobiecie. Według wstępnych ustaleń doktor miał jej powiedzieć, że poza mury przychodni nie ma zamiaru wychodzić.


-  Jest  to skandaliczne. Jak ktoś sobie wybiera taki zawód, to powinien wiedzieć, że musi udzielać pomocy wszędzie,  czy w budynku, czy przed nim - mówi Iwona Staszkiewicz - Grabarczyk, córka pani Janiny.


Lekarz twierdzi, że uzyskał jedynie informację, że pacjent zasłabł, a karetka jest w  drodze, a także, że nie mógł wyjść z gabinetu - bo rozmawiał z pacjentem. Kiedy jednak panią Janinę przyniesiono do przychodni, podkreśla, że usiłował ją reanimować.


-  Nie byłem pierwszym lekarzem, który taką informację powziął. Wcześniej wiedziała o tym  pediatra.  Nie było informacji, że jest nieprzytomny pacjent. Była informacja, że zasłabła kobieta. Tylko tyle - mówi Jacek K., lekarz z  przychodni. 


-  Moim zdaniem lekarz powinien wyjść i udzielić pomocy,  bez względu, czy  było to zasłabnięcie czy utrata przytomności. On powinien,  to ocenić - mówi Aneta Głażewska, wnuczka pani Janiny.


Wszystko wskazuje na to, że inna lekarka z przychodni zdrowia całe zajście obserwowała stojąc przy oknie. Jednak także ona nie ruszyła na ratunek umierającej kobiecie. Usiłujemy porozmawiać z kierownikiem przychodni.


-  Nie będziemy wypowiadali się -  mówi kierownik przychodni.


-  Prokurator podjął decyzję o wszczęciu śledztwa. Stwierdził, że musi  weryfikować materiał dowodowy po przesłuchaniu lekarzy, pod kątem dwóch  czynów: nieumyślnego spowodowania śmierci i nieudzielenia pomocy -  mówi Artur Choroszewski z Prokuratury Rejonowej  w Szczytnie.


Dotarliśmy także  do pana Stanisława Samsela. 16 stycznia pojechał on ze swoją 85-letnią mamą do tej samej przychodni w Szczytnie. Wchodząc do budynku kobieta straciła na schodach przytomność. Zdaniem mężczyzny ten sam lekarz,  co w przypadku pani Janiny, nie udzielił pomocy jego matce.


-  Lekarz tylko wyszedł zobaczyć, co się dzieje. Pielęgniarka zaczęła podłączać sól fizjologiczną. Ponieważ karetka się spóźniała, to raz jeszcze zadzwonił i pośpieszał. Mama umarła. Kiedy pogotowie przyjechało, ratownik zaczął reanimację, a lekarz z przychodni tego nie zrobił - mówi Stanisław Samsel, który twierdzi, że jego mamie nie udzielono pomocy. *

*skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl