Dziecko z sepsą bez pomocy!

Mała Martynka miała wysoką gorączkę, biegunkę i wybroczyny na ciele, ale jej rodzice nie znaleźli pomocy. Szpital w Nowym Sączu odesłał ich do lekarza pełniącego nocno-świąteczny dyżur, a ten kazał wrócić do domu. Kilka godzin później stan dziecka był krytyczny. Zabiła je sepsa.

Pani Beacie i Grzegorzowi Kunickim z miejscowości Zagorzyn niedaleko Nowego Sącza trzy lata temu urodziła się córka Martynka. Była zdrowym i pogodnym dzieckiem. Nigdy na nic poważnego nie chorowała.

- Była takim słoneczkiem na ziemi, aniołkiem. Bóg nam ją dał, żeby nas nauczyć żyć. Do wszystkich się garnęła, dawała szczęście – wspomina  Grzegorz Kunicki, tata Martynki.

Po raz pierwszy dziewczynka zaczęła chorować w sylwestrową noc 2011 roku. Dziewczynka miała wysoką gorączkę. Rodzice początkowo przypuszczali, że to przejściowa infekcja.

- Koło północy obudziła się jeszcze raz, wtedy gorączka sięgnęła 40 stopni – mówi Beata Kunicka, mama Martynki. 

Mijały minuty, a Martynka czuła się coraz gorzej. Pojawiły się wymioty, biegunka, drgawki oraz pierwsze wybroczyny na ciele. Rodzice starali się natychmiast wezwać pogotowie. Niestety, odmówiono przyjazdu.

- Opisałam objawy, lekarz powiedział, żeby zadzwonić do placówki w Nowym Sączu – mówi pani Beata.

Przerażeni rodzice nie czekali już dłużej. Własnym samochodem postanowili zawieźć ciężko chorą córkę do szpitalna na oddział ratunkowy. Niestety, tam, jak wierdzi pani Beata i pan Grzegorz, odesłani zostali do lekarza pełniącego nocno-świąteczny dyżur. 

- Skopałem drzwi tego budynku, dopiero wtedy łaskawie nam otworzono. Jeszcze czekaliśmy kilkanaście minut na panią doktor. Tak nie może być, życie ludzkie jest zbyt cenne – mówi pan Grzegorz.

Martynka została, jak twierdzą rodzice, zbadana przez lekarza bardzo pobieżnie. Beata D. nie stwierdziła żadnej poważnej choroby i odesłała dziecko do domu.

- Ja, jako matka trójki dzieci, mam już doświadczenie. Byłam w strasznym szoku, gdy  usłyszałam od zięcia i córki, że to nic takiego, jakiś nieżyt żołądka i kazano tylko smectę (lek – przyp. red.) pić - mówi Józefa Kunicka, babcia Martynki.

- Nie wiem, co musiałoby być, żeby córkę zostawili na oddziale pediatrycznym – rozpacza pani Beata. 

- Ja bym skłaniała się ku pozostawieniu dziecka w szpitalu. Takie dziecko należy na pewno dobrze zbadać, rozebrać – mówi Katarzyna Bukol-Krawczyk, lekarz rodzinny z Piaseczna.

Po powrocie od lekarza stan Martynki pogarszał się z godziny na godzinę. Rodzice  kolejny raz zawieźli dziecko w ciężkim stanie do szpitala. Tym razem została przyjęta na oddział. Lekarze robili, co mogli. Niestety, było już za późno. Martynka zmarła. Zabiła ją sepsa.     

- Ja za nią tęsknię, nie potrafię nawet tego opisać. W tym momencie wiem, że już nigdy się do niej nie przytulę – mówi pani Beata. 

Rodzice oskarżają doktor o błąd lekarski. Niestety, początkowo w prokuraturze sprawę umorzono. Rodzice się odwołali. Sprawa trafiła do sądu, a ten nakazał ponowne rozpatrzenie skargi w prokuraturze. Czy pani doktor podjęła dobrą decyzję?

- Patrząc na całą dokumentację oczywiście tak, bo było wpisane, że gdyby się dziecku pogorszyło, to proszę się zgłosić na oddział ratunkowy, wręcz od razu na pediatrię. Tak się postępuje rutynowo. Gorączka, biegunka są objawami typowymi, nie da się pozostawić każdej „biegunki” w szpitalu – mówi Andrzej Fugiel, zastępca dyrektora specjalistycznego szpitala im. J. Śniadeckiego w Nowym Sączu.

- Tego typu rozwiązanie jest bardzo niedobre, bo pacjent jest odsyłany, żeby nie zapłacić za badanie. Traktowany jest jak gorący kartofel, którego należy się pozbyć, przesłać do kogoś innego. Już wielokrotnie zdarzały się tragedie. W tym wypadku nie zrobiono podstawowych badań, które mogły wykazać, że rozpoczyna się sepsa – twierdzi Adam Sandauer ze Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere.

Doktor Beata  D. nie pracuje już w nowosądeckim szpitalu. Jest na  zwolnieniu, próbujemy więc skontaktować się z lekarką telefonicznie.

- Przepraszam, ale nie mogę rozmawiać, ponieważ  dotyczy mnie tajemnica lekarska – powiedziała doktor Beata D.

- Nie jestem w stanie się godzić z takim niedbalstwem. Ktoś, kto powinien ratować życie, ma to życie za nic! – mówi pani Beata, mama Martynki.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl