Rzeź w Wołominie!
O tragedii w Wołominie słyszeli wszyscy w Polsce. Kilka dni temu Jerzy N. zamordował swoją konkubinę, jej 15-letnią córkę, a także usiłował zabić dwójkę swoich dzieci. Sam popełnił samobójstwo. Czy można było zapobiec tragedii?
Niedziela. 28 kwietnia 2013 roku. Około godziny 9 rano policjanci otrzymują dramatyczny telefon. Mieszkanka Wołomina informuje, że w domu jej siostry doszło do zbrodni. Kiedy na miejscu pojawia się patrol, widok okazuje się przerażający. Na podłodze leży kobieta i trójka dzieci. Wszyscy są cali we krwi.
- Na ciałach dzieci znaleziono rany cięte. Policjanci znaleźli ciało matki tych dzieci, ich siostry, znaleziono też ciało mężczyzny, ten mężczyzna targnął się na własne życie - mówi Mariusz Mrozek, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji.
Katarzyna C. i Jerzy N. byli parą od 12 lat. Mieszkali w Wołominie. Oboje byli stałymi bywalcami opieki społecznej. Jerzy N. był też znany organom ścigania. Dwukrotnie siedział w więzieniu. Katarzyna wychowywała z nim troje dzieci.
- Budził respekt. On był osobą dobrze zbudowaną, nadużywającą alkoholu, zaburzoną psychicznie, mówię o faktach. Do tego dobudował masę mięśniową czyli ćwiczył i zażywał różne sterydy - mówi Radosław Kowalczyk z Ośrodka Pomocy Społecznej w Wołominie.
- Zamykali go, wypuszczali i był do tego psychiatrycznego szpitala też zabierany - mówi sąsiadka zamordowanej Katarzyny C.
- Oczy podbite, okulary ciemne zakładała. On leczył się. Prochy brał. I chlał - mówi sąsiad zamordowanej Katarzyny C.
W 2011 roku pani Katarzyna dwukrotnie zgłosiła się do prokuratury. Złożyła zawiadomienie o tym, że Jerzy N. brutalnie się nad nią znęca. Mężczyźnie postawiono zarzuty, ale gdy przyszło do zeznań, kobieta z dnia na dzień wycofała swoje oskarżenia.
- Mówiła, że jej konkubent, jeżeli jest trzeźwy, jest do rany przyłóż. Osoby zachowywały się w stosunku do siebie jak dwa gołąbeczki - mówi Artur Orłowski z Prokuratury Rejonowej w Wołominie.
- Prokuratura nie miała prawa słuchać jej. Jeżeli stwierdziła, że było znęcanie, prokuratura powinna była działać - mówi Bogdan Bednarek z Fundacji Razem Lepiej.
- Takie sytuacje zdarzają się w czterech ścianach. Jeżeli były w czterech ścianach, to jakie my mamy wówczas dowody? - mówi Artur Orłowski z Prokuratury Rejonowej w Wołominie.
Katarzyną C. i Jerzym N. interesowała się opieka społeczna przez ponad 6 lat. Mimo to, urzędnicy twierdza, że nie wiedzieli o tym, że są razem. Nie mieli też pojęcia, że mają dzieci. Nie docierały do nich żadne sygnały na temat przemocy, jaka ma miejsce w ich domu.
- Wychodzi z tego, że warto było wzmocnić naszą czujność i zwrócić uwagę na pewne elementy - mówi Radosław Kowalczyk z Ośrodka Pomocy Społecznej w Wołominie.
- Takie rzeczy zdarzają się, ale zawsze przychodzi refleksja dopiero po tragedii. Zawsze tak jest - mówi sąsiadka zamordowanej Katarzyny C.
Noc z soboty na niedzielę. Katarzyna i Jerzy spędzają wieczór w pobliskim pubie. Wypijają kilka piw. Około trzeciej nad ranem wychodzą do domu. Kilkadziesiąt minut później dochodzi między nimi do awantury. Jerzy zadaje kobiecie kilkanaście ciosów nożem w twarz i gardło. To sami robi każdemu z bezbronnych dzieci. Na końcu odbiera sobie życie. Katarzyna C. zginęła na miejscu. Krótko po niej, na skutek odniesionych ran zmarła też jej 15-letnia córka. 8-letni chłopiec i jego 10-letnia siostra w ciężkim stanie trafili do szpitala. Dziś oboje walczą o życie. *
*skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski