Zabiorą dziecko, bo niepełnosprawna?

Niepełnosprawna pani Arleta i pan Dariusz przeszli wiele, by być razem. Ich historię pokazaliśmy w ubiegłym roku, gdy rodzina odizolowała panią Arletę od ukochanego. Kilka miesięcy później gościliśmy na ich ślubie. Teraz małżeństwo ma kolejny problem. 24 kwietnia urodziła im się córka. Jest wcześniakiem i leży w szpitalnym inkubatorze. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek zamieszka z rodzicami. Urzędnicy mają wątpliwości, czy pan Dariusz podoła w obowiązkach. Zamiast mu pomóc, powiadomiono sąd.

-  Czekaliśmy na to dziecko całe 8 miesięcy. Urodziło się miesiąc wcześniej. Wszystko miało być jak najlepiej – mówi pan Dariusz.

Panią Arletę i pana Dariusza poznaliśmy niespełna dwa lata temu. Wtedy nasza kamera towarzyszyła im w dramatycznej walce o to, aby mogli być razem. Pani Arleta cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Nie mówi i nie chodzi. Porozumiewa się za pomocą komputera lub SMS-ów. Jest w pełni sprawna umysłowo.

- Jesteśmy tutaj, ponieważ pani Arleta nie chce przebywać w domu ze swoją matką. Chce przebywać ze swoim konkubentem. Po konsultacjach z Prokuraturą Rejonową w Węgrowie nie widzimy przeciwwskazań do tego, aby pani Arleta opuściła ten dom, wyraża taką chęć i zgodę. Przesłuchaliśmy panią Arletę, byliśmy w kontakcie SMS-owym – mówiła wówczas Anna Maliszewska, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Węgrowie.

To fragmenty SMS-ów, jakie pani Arleta wysyłała do policji:

„Ale ja będę tam bezpieczna! Niech pan zrozumie! Chcę tylko wyjść!”
„Mama używa przemocy, jak nikogo nie ma. Do cholery, pomóżcie mi w końcu.”
„Teraz jestem, a co potem jak pojadą? Znowu będę bita. Mam się zabić, żebyście w końcu coś zrobili?”
„Błagam, chcę wyjść.”

W końcu udało się. Pan Dariusz zabrał panią Arletę do swojego mieszkania i w naszej obecności oświadczył się.

Dzień przed ślubem w życiu pani Arlety wydarzyła się bardzo ważna rzecz. Po kilkunastu latach rozłąki spotkała się po raz pierwszy z tatą. Jej rodzice są rozwiedzeni. Zdruzgotany naszym reportażem ojciec odszukał córkę. Arleta zyskała wsparcie chociaż części własnej rodziny.

24 kwietnia tego roku urodziła się córka państwa Klimczaków. Miał być to początek ich wielkiego szczęścia. Niestety, stało się inaczej. Najpierw dziecko i matka walczyły o życie. Tę walkę wygrały. Pani Arleta w naszej obecności po raz pierwszy zobaczyła córkę.

- Dobrze ją widzieć w takim zdrowiu, naprawdę. Ciągnie smoka, mocno ciągnie, czyli nabiera siły. Dopiero co walczyła o życie, a teraz już sama oddycha. Ja na początku nie wiedziałem czy przeżyje jedna, czy przeżyje druga. Żadnej nie chcę stracić. Obie kocham – mówi pan Dariusz.

Mała Monika wymaga jeszcze opieki lekarskiej, stan zdrowia pani Arlety jest już dobry i może wrócić do domu. Teraz przed panią Arletą i panem Dariuszem kolejna bitwa. Tym razem o to, aby dziecko mogło wrócić z nimi do domu.

- Zadzwoniła do mnie pani, która jest pracownikiem socjalnym w szpitalu i poinformowała, że musiała zawiadomić sąd rodzinny o naszej sytuacji. O tym, że Arleta jest niepełnosprawna, a ja mogę albo pracować, albo zajmować się dzieckiem. Czyli w tej sytuacji nie jesteśmy dobrymi kandydatami na rodziców – opowiada pan Dariusz.

- To jest kwestia niepełnosprawności. Taka matka nie jest w stanie się zająć dzieckiem, bo jest kompletnie niesprawna ruchowo. Ojciec musi zajmować się niepełnosprawną matką i jeszcze przyjdzie mu zajmowanie się dzieckiem. Czy on jest w stanie pogodzić te dwie trudne sytuacje? Jest to trudne do oceny – mówi Janusz Wróbel, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. A. Falkiewicza we Wrocławiu.

- Sędzia zlecił przeprowadzenie wywiadu kuratorowi zawodowemu. Ma sprawdzić, jakie panują tam warunki socjalno-bytowe. Po otrzymaniu tego wywiadu sąd podejmie decyzję.

To znaczy może wszcząć postępowanie w zakresie władzy rodzicielskiej lub też nie podejmować żadnego postępowania – informuje Marek Poteralski, rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

Czy rodzina ma szansę na wsparcie z ośrodka pomocy społecznej?

- Tak żeby ktoś zaproponował asystenta rodziny, to pierwszy raz dopiero słyszę. Nie wiedziałem nawet, że coś takiego mi przysługuje. Ja sam udałem się do nich jeszcze przed urodzeniem dziecka. Zaproponowali opiekę za taką kwotę, że na życie zostałoby nam 1000 zł – mówi pan Dariusz.

- Pan Klimczak pomylił pracowników, bo czym innym jest asystent rodziny, który nieodpłatnie chodzi, monitoruje i wspiera rodzinę, a czym innym są usługi opiekuńcze. Jeśli dziecko wróci do rodziców, to dostaną oni asystenta – zapewnia Krystyna Zaraś, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Czernicy.

Najważniejszym problemem jest jednak to, że panu Dariuszowi nie przysługuje urlop tacierzyński. Jeśli przestanie pracować, rodzina nie będzie miała z czego żyć. Pisze do wielu instytucji błagalne maile o pomoc.

- Rzecznik Praw Ojca, Rzecznik Praw Dziecka, Rzecznik Praw Osób Niepełnosprawnych, fundacja UNICEF. Już nie wiem, gdzie jeszcze mogę pisać, żeby znaleźć rozwiązanie dla tej sytuacji. Ja liczyłem, że dostanę urlop tacierzyński, ale wyszło na to, że kobieta musi być osobą pracującą, aby ona lub jej mąż dostali taki urlop. Moje składki do ZUS-u się nie liczą – mów pan Dariusz.  

- Jeśli mama niemowlęcia nie ma prawa do zasiłku macierzyńskiego, to siłą rzeczy również ojciec takiego prawa nie ma – potwierdza Jacek Dziekan, rzecznik ZUS.

W potwornym napięciu i niepewności państwo Klimczakowie czekają na decyzję sądu, co dalej stanie się z ich dzieckiem. Na razie codziennie odwiedzają córkę w szpitalu.

- Córka jest nasza, jest naszą miłością. Moje słoneczko kochane. Tak tęsknimy za tobą. Zdrowiej jak najszybciej. Czekamy, kochamy cię. Postaraj się skarbie – mówi do małej Moniki pan Dariusz.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl