Przymusowe lekcje zumby

Cztery rodziny z Poznania dzień w dzień są nękane hałasem płynącym ze szkoły tańca. Budynek stoi zaledwie kilka metrów od ich domów. Właściciel szkoły tańca wyciszyć jej nie zamierza, bo twierdzi, że hałas nie przekracza dopuszczalnych norm. Mieszkańcy mówią, że ciszej jest tylko, gdy ma się odbyć kontrola. Przy nas zrobili pomiar i udowodnili, że mają rację.

- Mamy dzieciaki w wieku 3, 5 i 6 lat, które nie są w stanie ani spać, ani się uczyć. W weekendy jest hałas, po południu hałas, niejednokrotnie od 6 lub 7 rano, ostatnio w niedzielę od 7 mieliśmy „łubudubu”  – mówi  Adam Tychmanowicz, który walczy ze szkołą tańca.

Codzienne hałasy, głośna muzyka i ciągłe interwencje policji – tak od roku funkcjonują cztery rodziny z małymi dziećmi z Poznania. Powodem jest szkoła tańca oddalona zaledwie o 4 metry od ich domu.

- Walczymy, żeby właściciel tego klubu wygłuszył to pomieszczenie, żeby nie uprzykrzał życia sąsiadom. My nie możemy korzystać ze swojej nieruchomości, nawet przy zamkniętych oknach słychać te krzyki – mówi Cezary Ożarowski, który sąsiaduje ze szkołą tańca.  

- Szkoła ma zaklejone karton-gipsem okna od wewnętrznej strony, ale one cały czas istnieją. To nie były okienka, to były dużo większe okna niż nasze, na całe ściany – dodaje  Magdalena Pacanowska, której również przeszkadza hałas ze szkoły tańca.

- Proszę zerknąć w przepis prawny, ja nic nie muszę przystosowywać, ja muszę przestrzegać norm, a normy są zachowane. Jedynym szatanem na tej ulicy są ci państwo, oni chcą zlikwidowania mojej działalności gospodarczej, do czego ja nie dopuszczę – mówi  Andrzej J., współwłaściciel szkoły tańca.

W najtrudniejszej sytuacji jest pan Cezary Ożarowski. Jego żona pół roku temu zmarła na nowotwór żołądka. Kobieta ostatnie chwile spędziła w nieznośnym hałasie.

- Żona już nie mogła się ruszać z domu, była przykuta do łóżka. Musieliśmy słuchać tych hałasów i krzyków, a potrzebowaliśmy spokoju, bo to były ostatnie chwile spędzone razem – opowiada mężczyzna.

Pani Magdalena nie mogła spokojnie uczcić ostatnich urodzin 8-letniego syna, w których mogła uczestniczyć. Przyjęcie odbyło się w ogrodzie.

- Rokowania były bardzo złe, żona bardzo czekała na te urodziny. Udało jej się doczekać, ale urodziny nie przebiegały jak powinny. Przez głośną muzykę interweniowała policja, tak się skończyło – opowiada pan Cezary.

Na konflikcie dorosłych najbardziej cierpią dzieci, bo okna ich pokojów są od strony szkoły tańca. Głośna muzyka uniemożliwia im normalnie funkcjonowanie.

Współwłaściciel szkoły tańca problemu nie widzi. Tłumaczy, że działa zgodnie z prawem, bo nie przekracza norm hałasu. Powołuje się na wyniki kontroli Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, która nie wykryła ich przekroczenia. Problem w tym, że przy kontroli musi być właściciel, który może muzykę przyciszyć.

- Kontrola musi być zapowiedziana, a pomiar nastąpić w obecności właściciela. Materiał dowodowy zebrany w ten sposób nie jest wiarygodny – mówi Szymon Mikołajczak z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Poznaniu.

- Na jakiej podstawie i co mamy wygłuszać, skoro, zgodnie z przeprowadzoną kontrolą, nie przekraczamy norm? – pyta Andrzej J., współwłaściciel szkoły tańca.

W obecności naszej kamery rodzice sami zbadali poziom hałasu. Ich zdaniem znacznie przewyższa on normy. Bywa, że muzyka przekracza nawet 70 decybeli, a dopuszczalnych jest 55. Dlatego kilka razy w tygodniu mieszkańcy wzywają policję.

- Policjanci byli tam kilkadziesiąt razy. Prowadzili 6 postępowań.  Wszystkie spawy trafiły do sądu.  Są już pierwsze wyroki. Instruktorzy zostali ukarani przez sąd grzywnami w wysokości 300 zł – informuje Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.

Cztery rodziny znalazły się w patowej sytuacji. Nie mogą się porozumieć z współwłaścicielem szkoły tańca ani wyprowadzić z domu. Nie ma chętnych na mieszkanie w takich warunkach, a końca konfliktu nie widać.

- Te mieszkania są teraz nic nie warte. Każdy z nas zapłacił za mieszkanie z ogródkiem, przy lesie, gdzie jest cisza i spokój. W jednej chwili ten pan nam to odebrał – podsumowuje Magdalena Pacanowska.

- Ja będę walczył o ukaranie każdej rodziny, pozywam je do sądu. Przez rok miałem przez tych państwa tyle kosztów, że będą musieli je pokryć. Ja działam zgodnie z prawem – mówi Andrzej J., współwłaściciel szkoły tańca.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl