Skazany za połów… w swoim stawie

Został skazany, bo łowił ryby we własnym oczku wodnym! Pan Henryk ma przepracować społecznie 30 godzin oraz zapłacić karę finansową. Dlaczego? Prokuratura uznała, że ryby znalazły się w oczku, bo wylała pobliska rzeka, a więc nie są własnością rolnika. Mężczyzna uległ wypadkowi i nie może pracować, a łowił, bo był głodny. Wartość złowionych okazów to… 9,05 zł.

- To jest teren prywatny. Na swoim terenie mogę wszystko, za to odprowadzam podatki – mówi Henryk Lachowicz.

W czerwcu zeszłego roku Henryk Lachowicz ze wsi Boguszyniec koło Gorzowa Wielkopolskiego wyszedł po wypadku ze szpitala. Z oczka wodnego znajdującego się na jego terenie, zaledwie 60 metrów od domu wyłowił kilka ryb. W sumie - trzy okonie, dwa karasie, karpia i płotkę o łącznej wartości 9 złotych i 5 groszy.

- W ciągu roku pięć razy byłem operowany. Wyszedłem ze szpitala i nie miałem pieniążków. Byłem na chorobowym, a chorobowe rolnicze to 10 złotych dziennie. Nie miałem co jeść, więc z kolegą postanowiliśmy złapać ryby - opowiada pan Henryk.

Straż Rybacka z daleka wypatrzyła mężczyzn łowiących ryby. Strażnicy nie wiedzieli, że to teren prywatny pana Henryka. Powiadomili policję, która ustaliła dane personalne rolnika i sprawę przekazała do prokuratury. A ta oskarżyła go o… kłusownictwo.

- Zapadł wyrok nakazowy. Oskarżonemu wymierzono karę trzech miesięcy ograniczenia wolności w zawieszeniu. Nie zgodziła się z tym wyrokiem prokuratura – mówi Renata Nowosadzka z Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim.

Prokuratura uznała, że wyrok jest zbyt łagodny i zaskarżyła decyzję. Śledczy żądali kary bez zawieszenia. Odbyła się rozprawa, na której pana Henryka, żyjącego samotnie i utrzymującego się z 750 złotych renty, skazano na 30 godzin prac społecznych oraz karę finansową.

- Czyli 100 złotych dla Polskiego Związku Wędkarskiego i koszty sądowe, czyli będzie to około tysiąca złotych. Jestem rencistą, inwalidą pierwszej grupy. W jednej nodze nie mam pół stopy, a w drugiej stopie nie mam palców. Ja do żadnej pracy się nie nadaję – mówi pan Henryk.

- To są nadużycia władzy, jakieś zaszłości socjalistyczne. Pan Lachowicz ma prawo do wolności na swoim terenie – ocenia Bronisław Bach, sołtys wsi Boguszyniec.

Oczko wodne znajduje się na nieopodal Warty. Kiedy rzeka na wiosnę wylewa, zalewa  pola i staw rolnika. Prawo do odłowienia ryb ma Polski Związek Wędkarski i to właśnie on wraz z prokuraturą domaga się surowego ukarania rolnika. Jak się jednak okazuje, w czerwcu zeszłego roku pan Henryk mógł zgodnie z prawem łowić ryby na swoim terenie.

- Jeżeli woda przekroczy granice rzeki i zaleje sąsiadujące grunty, to użytkownik uprawniony do rybactwa na tej wodzie może wejść na ten grunt i odłowić ryby. Musi to uczynić w ciągu 30 dni. Po 30 dniach uprawnionym do połowy ryb jest właściciel gruntu – tłumaczy Teresa Błaszczak z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Szczecinie.

Prokuratura uważa, że ten przepis odnosi się jedynie do tak zwanych wód stojących. A oczko wodne pana Henryka, ponieważ leży na terenie zalewowym, śledczy i Związek Wędkarski uważają za wodę płynącą. Nie zgadzają się z tym prawnicy Izby Rolniczej oraz Lubuski Komendant Straży Rybackiej.

- Nie zgadzam się z tą jednostronną interpretacją prokuratury. Ona nie ma odzwierciedlenia w ustawach o wodach śródlądowych – mówi Jan Kłysz, radca prawny Lubuskiej Izby Rolniczej w Gorzowie Wielkopolskim.

- Właściciel tego oczka wodnego nie powinien być ukarany. Sąd źle zinterpretował prawo. To jest jego oczko wodne i jest uprawniony do rybactwa – dodaje Ireneusz Grabka, Lubuski Komendant Państwowej Straży Rybackiej.

- Nie ja go skazywałem ani nie nasz związek go skazał. Błąd leży gdzieś w prawie wodnym albo w ustawie o rybactwie śródlądowym. Błąd popełnił ustawodawca – ocenia Andrzej Zakrzewski, dyrektor Polskiego Związku Wędkarskiego, Okręg Gorzów Wielkopolski.

- To nie jest staw, to jest nieużytek. Niech mi pokażą na mapie, że są tu naniesione wody. Nie ma. To są nieużytki. Przeżywam to. Całe noce nie śpię. Nie dość, że niewiele zdrowia mi zostało, to jeszcze mnie nękają – rozpacza pan Henryk.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl