Wrobiony ksiądz?

Afera z księdzem Mirosławem Bużanem wybuchła w 2010 roku. Wtedy to 15-letnia parafianka oskarżyła go o molestowanie. Ksiądz Mirosław przez cały czas twierdził, że jest niewinny, jednak sąd nie uwierzył mu i go skazał. Ale ksiądz Bużan nie zakończył swojej walki o sprawiedliwość. Zdobył nagrania dziewczyny, z których wynika, że dziewczyna miała być podstawiona, a za wszystkim miał stać lokalny biznesmen.

 Trzy lata temu w miejscowości Bojano na Pomorzu wybuchła głośna sprawa molestowania przez księdza 15-letniej parafianki. Mieszkańcom trudno było uwierzyć w winę księdza.


-  Opowiadała, że jej polał, że zaczął ją całować, wziął ją na kolana. Po tym wszystkim   groził córce, że  jak ona cokolwiek powie, to on ją dorwie - opowiadała  nam matka dziewczyny.


 -  Ta dziewczyna  jest, że tak powiem, po prostu jest lekkich obyczajów. Ogólnie lubi pić, palić, ćpać i te sprawy – mówiła wtedy  mieszkanka wsi.


W 2011 roku ksiądz został skazany prawomocnym wyrokiem. Sąd wymierzył mu karę w zawieszeniu, a arcybiskup usunął proboszcza z parafii w Bojanie.


-  Przemocą polegającą na przytrzymywaniu jej rękami w pasie, przytrzymywaniu jej głowy, ręki oraz nóg doprowadził do poddania się innej czynności seksualnej w ten sposób, że całował ja w usta, wkładał język do ust, całował ją po szyi, uchu i masował ją ręką po plecach - mówił Grzegorz Kachel, sędzia prowadzący sprawę.


Zdruzgotany wyrokiem sądu ksiądz, przekonany o własnej niewinności, wpadł na karkołomny pomysł. Poprosił swojego siostrzeńca, aby zaprzyjaźnił się z 15-latką, której  zeznania go pogrążyły. Chciał także, aby rozmowy z nią siostrzeniec nagrywał. Dotarliśmy do stenogramów tych nagrań.


Chłopak:  Chciałem zapytać  się, czy to prawda, że całowałaś się z tym księdzem?

Dziewczyna: Zwariowałeś? Myślisz, że mogłoby być coś miedzy mną  a księdzem? W życiu, chłopie.


- Kiedy odsłuchałem  to pierwsze nagranie, to nie mogłem z samochodu wysiąść. Myślałem, że dostanę zawału serca, że tak jasno, bezpośrednio i  wprost zostało  to powiedziane - mówi ksiądz Mirosław Bużan.

Chłopak: No to czemu ludzie tak gadają?


Dziewczyna: No to była taka sytuacja wymyślona. Ale tak naprawdę nic między nami nie było. I trochę się zrobiła sprawa , ale nie rozmawiajmy na ten temat, bo nie ma o czym nawet. Może kiedyś dowiedzą się, o co chodziło. Teraz nie  mogę o tym gadać. Możesz być pewien jednego. Nic miedzy mną a tym księdzem, ani żadnym innym nie było.


 - Twierdziłem, że jedno nagranie to będzie  za mało, bo to można różnie się wytłumaczyć. I w sumie były trzy nagrania z tą dziewczyną, każde na innym dyktafonie - mówi  ksiądz Mirosław Bużan.


Chłopak:  Chodzi o tego księdza Mirka z Bojana. Mówiłaś, że ktoś  tak kazał mówić, możesz mi powiedzieć co to za osoby?

Dziewczyna: Przecież ci mówiłam, że ten T.  i moi rodzice.


Chłopak: I co ten T. taką świnią się okazał i zaplanował całe przedstawienie?


Dziewczyna:  Nie wiem, czy on sam, czy ktoś jeszcze tam był, ale on na pewno był.


Idziemy do Kazimierza T.,  którego nazwisko pojawia sie w stenogramach. Był kiedyś najbogatszym radnym  w Bojanie.
Reporter:  Chcę pana namówić na rozmowę.


T.: Ja  nie mam problemu, co wy chcecie ode mnie, problem ma Bużan, a nie ja.


Reporter: Pana nazwisko się pojawia w bardzo złym kontekście.


T.: Niech się pojawia. Ja się nie przejmuję, a pani się przejmuje, że moje nazwisko się pojawia?


 -  Kiedy trwała budowa kościoła, ludzie przychodzili tam do pracy.  Pan T.  przyjeżdżał, jakieś  piwo przywoził tym  chłopom, a zwłaszcza to intensywne było, kiedy były jakieś wybory. Mi się to nie podobało, że chłopy się napiją na budowie kościoła i drugi raz już nie przyjdą. I powiedziałam mu, że nie dam się wciągnąć w agitację polityczną. Ambona nie jest od tego. I ostatecznie, kiedy już tym radnym nie został,  to obarczył mnie winą -  mówi  ksiądz Mirosław Bużan.


-  Każdy od razu stwierdził, że za tym stoi T.,  po tym jak  chodził i chwalił się, że wyrzucił księdza z parafii. I takich świadków jest mnóstwo, którzy to słyszeli, że on wyrzucił księdza z parafii -  mówi Barbara Dziecielska, katechetka.


- My po cichutku wiemy, że on najprawdopodobniej finansuje całą tę sprawę - mówi mieszkanka Bojana.


Dziewczyna:  Wszystko, to była pewnego rodzaju gra. Kumasz?


Chłopak: Gra?


Dziewczyna:  Chodziło o jakieś pieniądze.


Chłopak :  Ten T.  i ksiądz chyba się pokłócili i on niby twoim rodzicom zapłacił dziesięć tysięcy, no nie wiem ile, za to żebyś poszła na plebanię?


Dziewczyna:  (…) Tak naprawdę,  to nie wiem, ile tam zapłacił moim rodzicom, no ale tak było rzeczywiście.


-  Ten człowiek wybierał różne rodziny. On taką rodzinę o nazwisku Herman też próbował przekupić. Oferował jej pieniądze, żeby oskarżyli mnie o pobicie dziecka.  On robił różne podchody – mówi ksiądz Mirosław.


-  Na drodze  mówił, że słyszał, że ksiądz mi  syna pobił, ale  on może mi  pomóc, że  da  pieniądze na dobrego adwokata, bo to będzie  ciągnęło się , bo ksiądz ma tyle  znajomych i w prokuraturze i wszędzie. A ja powiedziałam,  że nie  -  mówi  o Kazimierzu T. Stanisława Herman.


Mając nagrania ksiądz zawiadomił prokuraturę w Gdańsku. Przezornie zlecił wcześniej  prywatną ekspertyzę fonoskopijną nagrań u biegłego sądowego Bogdana Rozborskiego z Łodzi. Ze spisanym stenogramem złożył dyktafony w prokuraturze.

-  Z treści tego zawiadomienia wynikało, że ksiądz miał zostać  fałszywie oskarżony za przestępstwo, którego nie popełnił, a za które został skazany prawomocnym wyrokiem  sądowym - mówi Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.


Ekspert, który pracował na zlecenie prokuratury nie określił czy nagrania są autentyczne. Stwierdził, że głos dziewczyny nie należy do tej, która oskarżyła księdza. Prokuratura nie czekając na wyniki drugiej ekspertyzy, którą zlecił ksiądz, umorzyła sprawę ,  a dyktafony w prokuraturze zaginęły.


 -  Ten ekspert,  on  dokonał manipulacji w opisie i prokuraturze,  to wystarczyło -  mówi ksiądz Mirosław Bużan.

-  Nagrania są pozbawione jakichkolwiek cech, które mogłyby świadczyć o manipulowaniu. Jakichkolwiek! Tam nie ma nic. Stwierdzam tutaj, że nagrania są autentyczne w sposób kategoryczny. Głos z materiału dowodowego jest tożsamy z głosem kobiecym, który został zarejestrowany w prokuraturze i był używany jako materiał porównawczy zarówno w moich badaniach jak i badaniach pana D. -  mówi Bogdan Rozborski,  biegły sądowy, ekspert z dziedziny fonoskopii.


  Reporter:  Zna pan sprawę, że druga opinia, która jest wydana,  kompletnie przeczy pana opinii?


 Ekspert, wykonał analizę dla prokuratury: Mnie to kompletnie nie interesuje proszę pani i absolutnie nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia . Ja będę przed sądem się wypowiadał na ten temat,  a nie do mediów.


-  Informację o tym , że zaginęły dyktafony potraktowałem na początku jako niepoważną, jako formę dosyć makabrycznego żartu - mówi Janusz Masiak,  pełnomocnik  księdza Mirosława.

Reporter: Gdzie są dyktafony?


 Grażyna Wawryniuk,  rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku : Zaginęły.


Reporter: W jaki sposób zaginęły?


Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku zaginęły:  W jaki sposób, tego nie wiemy.

-  Gdybym nie miał dzisiaj tych kopii, gdybym nie pojechał wcześniej do tej Łodzi, tylko bezpośrednio gdybym pojechał do prokuratury,  to dzisiaj już byłby pogrzeb mój, byłoby już dzisiaj wszystko skończone i  już   nie miałbym  żadnych  szans -  mówi ksiądz Mirosław Bużan. *

*skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych


mfrydrych@polsat.com.pl