Oszust wśród celebrytów?
Daniel W. obraca się wśród gwiazd polskiego show biznesu. Uchodzi za prężnie działającego producenta telewizyjnego. Są jednak osoby, dla których to zwykły oszust, który nie płaci za wykonaną pracę. Panowie Marcin i Krzysztof są operatorami kamer. Obaj pracowali dla Daniela W. przez miesiąc i nie dostali za to ani złotówki.
- Show biznes to jest czyste oszustwo, to są same oszustwa – mówi Krzysztof K.A.S.A. Kasowski, muzyk.
- Na tym polega show biznes – dodaje aktor, Borys Szyc.
A w show biznesie bywa różnie. Daniel W. to producent telewizyjny i właściciel telewizji internetowej. Do naszej redakcji zgłosiły się osoby, które czują się przez niego oszukane, a czasem też zastraszane. Marcin Adamski jest operatorem kamery.
- Podpisałem umowę operatorską na miesiąc, opiewała na 2 tysiące złotych netto. Zapłaty nie otrzymałem mimo wezwań telefonicznych i mailowych. Przedsądowe wezwanie do zapłaty wysłałem na adres widniejący na umowie. Pod tym adresem nic nie ma, więc dostałem zwrot tego wezwania, na tym się skończyło – opowiada pan Marcin.
Krzysztof Król jest operatorem kamery. Po 25 latach spędzonych w Kanadzie wrócił do Polski. Szukał pracy. Trafił na ogłoszenie Daniela W.
- Znalazłem ogłoszenie w internecie. Spotkaliśmy się w mieszkaniu, niby było to biuro. Podpisałem umowę na miesiąc, miałem dostać 2 tysiące złotych. Upominałem się o pieniądze wiele razy. Najpierw nie było żadnej odpowiedzi, bo unikał mnie. Później przeczytałem w interencie kilka opinii o nim, było napisane, że nie płaci – mówi Krzysztof Król.
Daniel W. bywa widywany na imprezach celebryckich. Na jednej z takich imprez udaje nam się go spotkać:
Daniel W.: Każde umowy działają w dwie strony. Nikt, kto doprowadzi do jakichś moich strat, nie otrzyma pieniędzy za źle wykonaną pracę.
Reporter: A Krzysztof Król, operator, którego pan zatrudnił? Jego materiał jest na stronie pańskiej telewizji, czyli praca została wykonana dobrze. On nie dostał za to pieniędzy.
Daniel W.: To, że coś jest na stronie internetowej mojej telewizji… Zastanówmy się, czy to było na czas, czy faktycznie było, jak być miało.
Na forum internetowym poświęconym Danielowi W. sporo jest wpisów o jego zaległościach finansowych.
„Mnie okradł na 700 złotych. Niby nie dużo, ale to moje ciężko zapracowane pieniądze.”
„Mnie wisi 1400 zł, a nazbierał tak sobie przez parę lat ze mną.”
„Daniel W. to prawdziwy Dyzma!”
Ryszard Piotrowski zajmuje się projektowaniem domów eksperymentalnych. U Daniela W. chciał zamówić film o budowie jednego z takich domów. Umowa zakładała wpłatę zaliczki - 12 tysięcy złotych - jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć do filmu. Pan Piotrowski mówi, że gdy spóźnił się o jeden dzień z wpłatą, natychmiast zaczęły się kłopoty.
- Pan Daniel zaczął mi przysyłać SMS-y na zasadzie: Proszę natychmiast zapłacić itd. Przychodziły średnio co pół godziny i były coraz bardziej natarczywe. Wtedy zapaliła nam się czerwona lampka i wstrzymaliśmy tę płatność, czym sprowadziliśmy na siebie lawinę kolejnych SMS-ów – opowiada Ryszard Piotrowski. Projektant cytuje kilka ostrzymanych SMS-ów: „Mam nadzieję, że ten dług kupią jacyś sku… jak pan i nie będą się tak z panem cackać. Żegnam.” „Pan jest głupi, że nadal nie chce zapłacić i coś z tego mieć. Ja panu nie popuszczę, a sprawę karną mam w dupie. Sprzedaję pana dług zgodnie z prawem, niech pan wpłaci pieniądze, a nie pisze głupie SMS-y.”
- Byłam bardzo zdziwiona jego reakcją na przesunięcie terminu naszej współpracy. Mieliśmy klauzulę w umowie, że ze względów pogodowych możemy przesunąć termin realizacji. Nagrania miały odbywać się na zewnątrz, a wiadomo jaki był kwiecień, praktycznie do końca miesiąca leżał śnieg – mówi Bianka Naciążek, współpracowniczka Ryszarda Piotrowskiego.
To kolejny fragment rozmowy z Danielem W., producentem telewizyjnym:
Reporterka: A czy pan zrealizował ten projekt, że domaga się pieniędzy od pana Piotrowskiego?
Daniel W: Są na to umowy i o tym zdecyduje sąd.
Reporterka: Prosta odpowiedź: tak czy nie?
Daniel W: Proszę pani, są umowy.
Reporterka: Czy pan albo ktoś z pana firmy groził panu Piotrowskiemu?
Daniel W: Nie.
Reporterka: Nie było też SMS-ów z pogróżkami?
Daniel W: Oczywiście, że nie.
- Po trzech dniach zadzwonił do mnie człowiek, który między wierszami przedstawił się, że jest od pana Daniela . Powiedział, że jak nie zapłacimy, to połamie mi nogi i ręce. Zgłosiliśmy to policji. Zostały przez policję przeanalizowane te SMS-y i uznano je za groźby karalne. Policja wszczęła postępowanie – mówi Ryszard Piotrowski.
- On bazuje na tym, że zastrasza ludzi i oni się wycofują. Lansuje się w celebryckim świecie, chodząc na imprezy celebryckie – mówi Marcin Adamski, operator kamery, który czuje się oszukany przez Daniela W.
- Zastanówmy się, dlaczego przez te wszystkie lata funkcjonuję. Szkoda mi tylko, że nieraz pracuję z idiotami i nie mogę się rozwijać, to mnie niestety troszeczkę hamuje – twierdzi Daniel W., producent telewizyjny.*
* skrót materiału
Autor: Michał Bebło, współpraca: Martyna Grzenkowicz