Odesłał do domu z pękniętą czaszką!

Artur Kosiński trafił do szpitala w Jeleniej Górze z ciężkim urazem głowy. Był półprzytomny, ledwo mówił. Chirurg Bogdan Ś. uznał, że mężczyzna jest zapewne pod wpływem alkoholu. Zlecił badanie rentgenem, a następnego dnia odesłał do domu. Dwa dni później mężczyzna zapadł w śpiączkę i zmarł. Okazało się, że miał pękniętą czaszkę i liczne krwiaki mózgu. Uraz widać było na rentgenie, który oglądał chirurg Ś…

- Kiedyś to był standard, ale w tej chwili wiemy, że badanie rentgenem w takich sytuacjach nie wystarcza - mówi prof. Juliusz Jakubaszko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej.

13 lipca 2012 roku pani Beata Winkel z Jeleniej Góry nigdy nie zapomni. Tego dnia jej 45-letni brat Artur Kosiński został znaleziony z urazem głowy na ulicy w centrum miasta. Nie miał przy sobie dokumentów ani pieniędzy.

- Ktoś wezwał pogotowie, Artur był prawie nieprzytomny, bełkotał. Podejrzewamy, że został uderzony – mówi Beata Winkel, siostra pana Artura.

- Karetka zabrała go na oddział ratunkowy szpitala w Jeleniej Górze. Tam doktor zrobił mu rentgen – dodaje Daria Kosińska, matka pana Artura.

W Szpitalnym Oddziale Ratunkowym dyżurujący chirurg Bogdan Ś. stwierdził, że mężczyzna jest zapewne pod wpływem alkoholu. Zlecił badanie rentgenem i następnego dnia odesłał do domu. W karcie chorego napisał, że prześwietlenie nie wykazało żadnych zmian urazowych.

- Należy się zastanowić, dlaczego tego zdjęcia w chwili zdarzenia nie interpretował radiolog dyżurny szpitala. Z pewnością radiolog dopatrzyłby się więcej szczegółów niż chirurg ogólny  – mówi prof. Juliusz Jakubaszko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej.

W domu z panem Arturem nie było żadnego kontaktu. Bolała go głowa. Kiedy zaczął drapać ściany, rodzina wezwała pogotowie. Po 36 godzinach mężczyzna ponownie trafił do szpitala. Dopiero wówczas przeprowadzono badanie tomografem. Okazało się, że pan Artur miał złamaną kość sklepienia oraz pękniętą podstawę czaszki z licznymi krwiakami podczaszkowymi.

- Pół godziny później zadzwonił lekarz. Powiedział, żebym przyjechała, jeśli chcę jeszcze syna zobaczyć, bo stan jest krytyczny. Syn był 12 dni w śpiączce. Nie odzyskał przytomności, zmarł – mówi Daria Kosińska, matka pana Artura.

- To wypisanie pacjenta było na wagę jego życia. Jeśli ktoś traci przytomność, to trzeba wyjaśnić, jaka była tego przyczyna. Tu pojawiły się krwiaki. Tego można było uniknąć, gdyby była konsultacja neurologa. Przez to, że on był w domu, pozbawiono go możliwości uratowania życia – ocenia Adam Sandauer ze Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere.

Rodzina pana Artura powiadomiła wrocławską izbę lekarską oraz policję. Sprawą zajęła się też prokuratura. Powołany przez śledczych biegły stwierdził, że na zdjęciu rentgenowskim zrobionym podczas pierwszej wizyty w szpitalu, ewidentnie widać świeże pęknięcie na czaszce. Sam szpital nie chce komentować sprawy.

- Z opinii biegłych, którą dostaliśmy 22 maja tego roku wynika, że działanie lekarza było błędne. Sam lekarz stwierdził, że to złamanie musiał ocenić jako rowek naczyniowy lub też stare złamanie – mówi Violetta Niziołek z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.

Co na temat swojej pracy sądzi Bogdan Ś., lekarz jeleniogórskiego szpitala, który zlecił badanie rentgenem?

Reporter: Realizujemy materiał o panu Arturze Kosińskim…
Lekarz: To, co miałem powiedzieć, to powiedziałem.
Reporter: W prokuraturze pan się przyznał, że nie rozpoznał urazu. Mam przy sobie pana zeznanie.
Lekarz: Nie wiem, czy do telewizji powinny trafić zeznania. Ja już wszystko powiedziałem.
Reporter: Pacjent nie żyje. Może warto uderzyć się w pierś?
Lekarz: Wiem, o co chodzi, proszę pana.
Reporter: Miał pan obowiązek zlecić badanie tomografem.
Lekarz: Pan wie, co do pana należy, a ja wiem, co do mnie.
Reporter: Nie ma pan sobie nic do zarzucenia?
Lekarz: Proszę mi nie przeszkadzać załatwiać pacjentów (lekarz wypełniał dokumentację – przyp. red ).

- W chwili obecnej toczy się postępowanie w prokuraturze. Nie wydajemy w tej sprawie żadnych komunikatów – powiedział Stanisław Woźniak, dyrektor Wojewódzkiego Centrum Szpitalnego Kotliny Jeleniogórskiej.

Prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej profesor Juliusz Jakubaszko  nie ma żadnych wątpliwości. Kiedy pan Artur pierwszy raz trafił na jeleniogórski SOR, chirurg zlecił niewłaściwe badania. Dlatego postawił błędną diagnozę.

- To był uraz czaszkowo-mózgowy. Lekarz powinien w tej sytuacji zlecić badanie tomograficzne głowy. To jest standardowe działanie w takich urazach. To badanie pozwala potwierdzić lub wykluczyć uraz wśródmózgowy – mówi profesor.

- Uważam, że błąd ten wynika z braku szacunku do pacjenta i przedmiotowego traktowania pacjenta – dodaje Beata Winkel, siostra pana Artura.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl