Spadł na nią samobójca…

Świat 28-letniej Beaty Jałochy zawalił się w ułamku sekundy. Rehabilitantka szła właśnie do jednej ze swoich pacjentek, gdy z okna kamienicy na siódmym piętrze spadł na nią samobójca. On zginął, ona ma złamany kręgosłup, jest sparaliżowana od pasa w dół. Osoba, która kiedyś stawiała na nogi ofiary ciężkich wypadków, dziś sama potrzebuje pomocy, by wrócić do normalnego życia…

- Pierwszą rzeczą, którą podobno zrobiłam, to były telefony do moich pacjentów, że do nich nie przyjdę, bo miałam wypadek i mam złamany kręgosłup – rozpacza pani Beata.

- Wydaje mi się, że jeśli nam ktoś pomoże, to zrobimy bardzo wiele i Beata będzie chodzić – mówi Danuta Jałocha, mama pani Beaty.

28-letnia Beata Jałocha niosła pomoc innym, rehabilitowała ofiary wypadków, chorych po udarach. Dziś sama potrzebuje pomocy. Los okrutnie z niej zakpił.

- Zastanawiam się, dlaczego ten człowiek nie spadł sekundę czy dwie przed albo sekundę czy dwie po, dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił, jak siedziałam w tym samochodzie albo dlaczego przeparkowałam ten samochód. Gdybym go nie przepakowała, to bym żyła, znaczy… chodziła – rozpacza pani Beata.

Świat pani Beaty zawalił się w ułamku sekundy. 18 maja przyjechała na ulicę Grójecką w Warszawie do jednej ze swych pacjentek. Zaparkowała auto. By uniknąć mandatu, chwilę później je przeparkowała.

- Przeparkowałam samochód i zaczęłam iść w kierunku budynku. W tym momencie już nie pamiętam, co się dalej wydarzyło – opowiada pani Beata.

- Otrzymaliśmy informację, że na przechodzącą chodnikiem kobietę spadł z siódmego pietra mężczyzna. 22-latek zginął na miejscu – mówi Andrzej Browarek z Komendy Stołecznej Policji.

Pani Beata trafiła do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Lekarze stoczyli walkę o jej życie.

- Trafiła do nas w stanie ciężkim z licznymi obrażeniami narządów wewnętrznych, które były zagrożeniem dla jej życia oraz obrażeniami narządów ruchu. Naliczyliśmy tych złamań kilka, począwszy od kręgosłupa szyjnego, kręgosłupa piersiowego, lędźwiowego ze zwichnięciem na poziomie TH 12 L1 i złamania prawej nogi, wieloodłamowego złamania goleni, a po stronie lewej złamani kości stopy - wylicza prof. dr hab. nauk medycznych Krzysztof Kwiatkowski, kierownik Kliniki Traumatologii i Ortopedii Wojskowego Instytutu Medycznego.

- Pierwsze, co mi się rzuciło, to brak czucia w nogach. Pierwsze pytanie, które zadałam, to czy mam przerwany rdzeń – wspomina pani Beata.

Odpowiedź na to pytanie zabrzmiała jak wyrok. Wskutek wypadku pani Beata ma przerwany rdzeń kręgowy. Jest sparaliżowana od pasa w dół.

Dla pani Beaty to tym większy dramat, iż życia bez ruchu sobie nie wyobraża. Jest absolwentką krakowskiego AWF-u. Od kilku lat prowadziła zajęcia fitness.

- Bardzo lubiła tańczyć, chodziła na kurs salsy – dodaje jej mama Danuta.

Teraz najważniejsza dla pani Beaty jest rehabilitacja. Kobieta wie, jak ciężko jest się pozbierać po takim urazie. Wie, bo od 3 lat sama rehabilitowała pacjentów po wypadkach w Konstancinie. Teraz znalazła się po drugiej stronie.

- Teraz na pierwszym miejscu jestem pacjentem a później rehabilitantką. Coś tam wiem, ale nie będę mojemu rehabilitantowi mówić, co ma robić. Jak powie, że mam usiąść, to usiądę, jak powie, że mam wstać, to wstanę, jak będę mogła…- rozpacza pani Beata.

- Życzeniem Beaty jest rozpoczęcie leczenia, wczesnego leczenia w ośrodku w Niemczech. W Polsce nie ma tak zintegrowanych ośrodków wczesnego usprawniania, gdzie jest zintegrowany system szpitalny i fizjoterapeutyczny – mówi Ernest Wiśniewski z zarządu głównego Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska.

- Pobyt tam kosztuje około 400 euro dziennie. To bardzo dużo, przecież ja nie będę tam tydzień, ja potrzebuje roku, żeby być na tej rehabilitacji w Niemczech, bo miesiąc czy dwa nic mi nie dadzą. Chcemy zebrać pieniądze po to, żeby ta rehabilitacja była możliwa, żebym mogła przynajmniej częściowo wrócić do normalnego życia – dodaje pani Beata.

Zgromadzenie tak dużej kwoty – kilkudziesięciu tysięcy euro – to zadanie niełatwe. Bliscy pani Beaty wierzą jednak, że jej musi się udać.

- Ludziom czasami się wydaje, że przelać 5 zł, to za mało, nie ma sensu. Ale to ma sens, bo jeżeli 1000 osób przeleje 5 zł, to już mamy jakąś kwotę, a jeżeli tych osób będzie 100 000… - mówi Sylwia Balcerzewska, manager w sieci Fitness Clubów Zdrofit, gdzie pracowała pani Beata.

- Muszę wierzyć w to, że prędzej czy później stanę na własnych nogach – mówi pani Beata.*

* skrót materiału

** Informacje o numerze konta, danych do przelewu można znaleźć na stronie pani Beaty: www.beatajalocha.pl

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl