Brat zamienił mieszkanie w melinę
Pani Jolanta odziedziczyła po matce mieszkanie, jednak wchodzi do niego tylko w asyście policji. Gdy jej brat Jerzy M. wyszedł z więzienia, urządził w nim melinę, a siostrze zagroził śmiercią. Miasto przyznało mężczyźnie lokal socjalny, ale ten nie skorzystał. Twierdzi, że nie ma pieniędzy na czynsz. U siostry przecież taniej...
- To suka jest, to nie jest człowiek. To nie jest siostra, to jest śmieć. K…, żebym miał, to bym ją, k.., zastrzelił. Teraz – mówił Jerzy M.,brat Jolanty Kucharskiej.
W mieszkaniu w centrum Radomia Jolanta Kucharska żyła razem z matką i młodszymi braćmi - Jerzym i Januszem. Gdy bracia wyprowadzili się, to ona opiekowała się matką. Kobieta wykupiła mieszkanie na własność. Gdy matka zapisała jej lokal aktem darowizny, nie spodobało się to Jerzemu, który wrócił z więzienia.
- Mama pani Joli była w bardzo ciężkim stanie, chorowała na raka, a w mieszkaniu były libacje alkoholowe. Ta ciężko chora kobieta patrzyła na to wszystko – opowiada Włodzimierz Wolski z Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu.
- Kiedy otworzyłam drzwi, usłyszałam straszny krzyk matki. Wyła jak zwierzę. Z pokoju obok wyszedł brat Jerzy i mówi: Tak się, k…, całą noc darła, nie mogłem spać. On zjadł matce jedzenie, które zostawiłam przy łóżku – wspomina pani Jolanta.
Po śmierci matki bracia zażądali od pani Jolanty po 20 tysięcy złotych. Jerzy M. chciał, żeby siostra kupiła mu kawalerkę albo pozwoliła zamieszkać w jej mieszkaniu własnościowym, które dostała w darowiźnie od matki. Gdy odmówiła, poszedł do sądu.
- Sąd uznał, że to, że nie mieszkał w tym mieszkaniu i nie został wpuszczony, jest naruszeniem prawa i przywrócił tak zwany stan posiadania. Czyli zobowiązał właścicielkę mieszkania do wpuszczenia go, do podłączenia prądu, do tego, żeby on tam mieszkał – informuje Włodzimierz Wolski z Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu.
- Powiedział, że jemu mieszkanie socjalne nie jest potrzebne, bo nie będzie go utrzymywał, że ja go będę utrzymywała tak, jak go utrzymywała matka – dodaje pani Jolanta.
Prawniczka pani Jolanty trzykrotnie umawiała się z braćmi M. na przekazanie kluczy. Do spotkania jednak nigdy nie doszło. Janusz M. zwrócili się do komornika, żeby ten „wprowadził” pana Jerzego do mieszkania siostry. Pani Jolanta została obciążona za to kwotą 1300 złotych.
- Po wszczęciu postępowania egzekucyjnego, wysłaliśmy informację do komornika, że klucze były trzykrotnie dobrowolnie wydawane, ale on się nie zgłosił – mówi prawniczka Jolanty Kucharskiej.
- Ale wysuwane były warunki w kwocie kilku tysięcy złotych, które on miał uiścić – mówi Janusz M., drugi brat pani Jolanty.
- Mieszkanie zostało przez panów Jerzego M. i Janusza M. przekształcone w melinę pijacką i w burdel. Z tego, co wiem od sąsiadów, pożyczane są klucze postronnym osobom. Przychodzą panie z panami, słychać ich tam i po godzinie wychodzą – mówi pani Jolanta.
- Podszedł do mnie kolega. Dał mi 50 zł. Na godzinę dałem mu klucz i od tej pory nie mam kluczy, nie mam nic – twierdzi Jerzy M., brat pani Joanny.
Zapchany kibel, obdrapane ściany, zdewastowane meble i walające się butelki po alkoholu. Tak wygląda M-3 pani Jolanty po półrocznym użytkowaniu przez brata Jerzego. Właścicielka mieszkania mówi, że na razie woli mieszkać gdzie indziej. W odwiedziny wchodzi z policją.
- Po informacji telefonicznej od sąsiadów byłam w tym mieszkaniu z patrolem interwencyjnym, gdzie Jerzy M. był pijany, towarzystwo pijane, pełno butelek. Był z dwiema osobami, one nie chciały mi oddać kluczy, pan dzielnicowy też nie potrafił im odebrać – opowiada pani Jolanta.
- Okradła mnie ze wszystkiego. Jeszcze z wami jeździ! Ty złodzieju, tylko ich nie okradnij – mówił do siostry Jerzy M., gdy zastaliśmy go na jednym z osiedli w Radomiu.
Radomski sąd uznał, że pan Jerzy powinien wyprowadzić się z M-3 Jolanty Kucharskiej. Najpierw trzeba mu jednak zapewnić lokal socjalny. Pani Jolanta mówi, że w taki oto sposób sędzia zapewnił bratu dożywocie w jej mieszkaniu, bo brat przeprowadzić się nie chce.
- System prawny w naszym kraju, niestety, chroni menela, alkoholika, kryminalistę w przeciwieństwie do osoby, która chce żyć normalnie – mówi Włodzimierz Wolski z Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu.*
* skrót materiału
Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba