Matka zmarła, dzieci trafią na bruk?
Mama zmarła, ojciec odszedł, a oni zostali z długiem. Katarzyna i Patryk Pawłowscy jeszcze się uczą. Rodzeństwo utrzymuje się z 1300 zł renty. Za te pieniądze musi opłacić mieszkanie i rachunki. W dodatku ciąży na nich prawie 30 tys. zł długu za zaległy czynsz. Młodzi ludzie na pomoc ojca nie mają co liczyć, sami też sobie nie poradzą. Boją się, że trafią na bruk.
- To był dramat. Wracałem z dworu i widziałem mamę pobitą albo różne inne rzeczy. Ojciec leciał z nożem na mamę, musiałem jej bronić, czasem było tak, że ona mnie broniła – opowiada Patryk Pawłowski.
Dziewiętnastoletnia pani Katarzyna mieszka ze swoim osiemnastoletnim bratem Patrykiem we Wrocławiu, w mieszkaniu komunalnym. Rodzeństwo od kilku miesięcy przeżywa dramat. Walczy o przetrwanie.
- Ja nie zasłużyłam na to, żeby to spłacać, to nie jest mój dług, nie miałam wpływu na to – mówi pani Katarzyna.
Życie rodzeństwa nigdy nie było łatwe. Matka pracowała jako opiekunka społeczna. Ojciec był listonoszem. Brakowało pieniędzy, rodzina tonęła w długach. Kilka lat temu sytuacja rodzinna pogorszyła się jeszcze bardziej. Ojciec przestał pracować.
Jak twierdzi pani Katarzyna i jej brat, w ich życiu działo się coraz gorzej. Ojciec zaczął nadużywać alkoholu. W domu dochodziło do awantur i przemocy.
- Był agresywny, mama mu mówiła, żeby chodził do pracy, a on ją odpychał. Raz poszli na spacer, to mama wróciła zapłakana, zęby jej wybił – rozpacza pan Patryk.
- Ja uciekałam z domu . Chodziłam do parku albo koleżanki i siedziałam do wieczora – dodaje pani Katarzyna.
Matka rodzeństwa, pani Jadwiga pracowała dniami i nocami, by spłacać długi. Zarabiała tylko 1500 złotych. Ojciec, jak twierdzi rodzina, domem nie interesował się. A zaległości rosły.
- Mama musiała spłacać 600 złotych miesięcznie, ojciec nie poczuwał się do niczego, olał sobie wszystko – mówi pani Katarzyna.
Pani Jadwiga latami znosiła bicie i poniżanie. Do października ubiegłego roku. Wtedy to postanowiła rozstać się z mężem. Pan Wacław wyprowadził się do swoich rodziców.
- Mam żal, że zostawił mamę z tym wszystkim, samą, że tyle razy go prosiła, a on odpuścił sobie wszystko, całe życie odpuścił – mówi pani Katarzyna.
Dzieci marzyły o skończeniu szkoły i pomocy matce. Niestety, nie zdążyły. W styczniu tego roku pani Jadwiga nagle zmarła. Martwą matkę w domu znalazł syn Patryk.
- To był dramat, jeszcze mamę odwracałem, była cała fioletowa. Jak jej głowę podniosłem, to słyszałem jak jej kręgi pękają – rozpacza pan Patryk.
Po śmierci pani Jadwigi na panią Katarzynę i jej brata spadł kolejny cios: dług za zaległy czynsz. Prawie 30 tysięcy złotych!
- Wynikł problem alkoholowy ich ojca. Chyba już z tą głową coś się stało, jego już inne sprawy nie interesują, żeby tylko mieć na papierosy i na kawę – opowiada Grażyna Zbylut ciotka, która pomaga rodzeństwu.
- Dlaczego oni żądają pomocy ode mnie? Co ja mam zrobić? Mam pójść za nią? (żoną- przyp. red.) – pyta pan Wacław, ojciec rodzeństwa.
Pani Katarzyna i jej brat potrzebują pomocy. Mają tylko 1300 złotych renty i uczą się. Ojciec długów nie ma z czego spłacać. Spółdzielnia mieszkaniowa zapowiedziała pomoc dla rodzeństwa. Jaka ona będzie, jeszcze nie wiadomo.
- Gmina Wrocław ma instrumenty prawne, które pozwalają na rozłożenie na raty, umorzenie częściowe lub całkowite tego długu – mówi Ewa Gorzkowska ze spółki Wrocławskie Mieszkania.
- Najbardziej się obawiam, że zapuka listonosz do drzwi, a w środku będzie nakaz eksmisji, że nas wyrzucą z mieszkania – dodaje pani Katarzyna.*
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz