Uzbrojeni ochroniarze i miliony. Wojna o stację

Stacja benzynowa w Krajniku Dolnym to żyła złota, a wojna o nią przypomina gangsterskie porachunki. Stację zbudował i od wielu lat prowadził lokalny milioner Stefan Tarnowski. Teren należał jednak do gminy Chojna, kupił go inny paliwowy potentat, Adam B. Biznesmen powinien dalej dzierżawić go konkurencji. Zamiast tego wynajął ochroniarzy, którzy siłą zajęli i okupowali stację. Wojna trwałaby do dziś, gdyby nie zabójstwo Adama B.

Stefan Tarnowski ma 60 lat. Mieszka w Chojnie, małej miejscowości w województwie zachodniopomorskim. Jest najbogatszym człowiekiem w regionie. Wartość jego majątku przekracza 100 milionów złotych.

Swojej fortuny pan Tarnowski dorobił się jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Założył wtedy firmę Setpol, spółkę zajmującą się handlem paliwami. W krótkim czasie otworzył trzy stacje benzynowe. Jedna z nich, w Krajniku Dolnym, okazała się żyłą złota. Stacja leży tuż przy granicy z Niemcami, obok miejscowości Schwedt.

- A to oznacza, że dużo Niemców tu przyjeżdża i korzysta z cen paliwowych, bo w Niemczech paliwo jest o wiele droższe niż w Polsce. To jest „licencja na drukowanie pieniądza” -  mówi Stefan Csevi, fotoreporter prasy niemieckiej.

- Dziennego obrotu było w granicach stu kilkudziesięciu do dwustu tysięcy złotych – zdradza  Stefan Tarnowski, właściciel firmy Setpol.

Aby wybudować stację w Krajniku Dolnym, pan Tarnowski wydzierżawił ziemię od gminy. W 1995 roku podpisał z nią umowę, na mocy której mógł prowadzić tam stację przez kolejnych 20 lat. Umowa zapewniała mu prawo pierwokupu gruntu. Aby mieć zyski, najpierw trzeba jednak zainwestować.

- To był po prostu osuwający się w kierunku Odry, zarośnięty krzakami nieużytek, na który nawieziono bodajże kilkaset ton gruzu, żeby to wyrównać. Wartość tego gruntu przed zbudowaniem całej infrastruktury, to mogło być kilkadziesiąt tysięcy złotych, maksymalnie – opowiada Sławomir Błęcki, były radny gminy Chojna.

Reporter: Z tej umowy wynika, że może pan tę stację prowadzić jeszcze do lutego 2015 roku i w przypadku sprzedaży działki, przysługuje panu prawo pierwokupu. To jakim cudem działka i pana stacja znalazły się w rękach firmy Apexim?
Stefan Tarnowski: Umowa podpisywana w naszym państwie jest nic niewarta. O, to jest tyle (drze umowę - przyp. red.). 

W 2008 roku gmina Chojna wpadła w tarapaty finansowe. Burmistrz postanowił więc sprzedać ziemię w Krajniku. Rzeczoznawca wycenił ją na ponad 10 milionów złotych. Zgodnie z umową, jako pierwszy ofertę otrzymał pan Tarnowski.

- Ja mogłem kupić od gminy, ale jedynie grunt. Nie mogę kupić czegoś, co już było moje – mówi Stefan Tarnowski.

Rozmawiamy z Adamem Fedorowiczem, burmistrzem gminy Chojna.

Burmistrz: Płaciłby za to, co zostało wycenione w operacie szacunkowym.
Reporter: Czyli również za budynki, które sam wybudował, za które już raz zapłacił?
Burmistrz: To jest już pana interpretacja.

Kiedy pan Tarnowski odmówił kupna działki, na horyzoncie pojawiła się konkurencja. Do przetargu stanęła firma Apexim, spółka należąca do zielonogórskiego biznesmena Adama B. Wszystko trwało kilka minut. Chociaż nieruchomość wyceniono na 10 milionów złotych, pełnomocnicy Apeximu zaproponowali ponad dwa razy więcej.

- Zapłacili 22 miliony złotych. Byłem bardzo zaskoczony, nie mam pojęcia, dlaczego aż tyle -  mówi Adam Fedorowicz, burmistrz gminy Chojna.

Reporter: Czy umowa dzierżawy z panem Tarnowskim przestała być ważna?
Burmistrz: Umowa wiąże spółkę Apexim i pana Tarnowskiego.
Reporter: To jak to możliwe, że firma Apexim zamiast pozwolić panu Tarnowskiemu kontynuować działalność, wjeżdża na teren z drużyną uzbrojonych ochroniarzy i okupuje tę stację przez tydzień?
Burmistrz: To już nie do mnie pytanie. Proszę je skierować do nowego właściciela tej nieruchomości, do spółki Apexim.

- Nie udzielamy żadnych komentarzy – usłyszeliśmy od pracownicy firmy Apexim. 

Po sfinalizowaniu transakcji Apexim niemal natychmiast wypowiedział Setpolowi umowę dzierżawy. Pan Tarnowski odmówił jednak opuszczenia stacji. Rozpoczął się spór prawny, który trwa do dziś. W kwietniu tego roku w Krajniku wydarzyło się jednak coś nieoczekiwanego.

- Podjechały 3 lub 4 busy, z których wyskoczyli zamaskowani mężczyźni, w szarych kominiarkach, z bronią. To było jak na filmach amerykańskich – opowiada Paweł Matunin, pracownik firmy Setpol.

- To wyglądało jak napad. To był praktycznie napad – dodaje Dariusz Pawłowski, pracownik firmy Setpol.

- Wszystkie pieniądze zginęły z sejfu. Było tu 100 000 euro i 147 000 zł, które pracownicy wrzucili z utargu – mówi Stefan Tarnowski, właściciel firmy Setpol.

Po kilku godzinach okazało się, że uzbrojeni napastnicy to ochroniarze wynajęci przez firmę Apexim. Na miejscu niezwłocznie pojawił się patrol policji. Mimo to, nie wydarzyło się kompletnie nic.

- Na filmie widać, jak firma Apexim wypompowuje nasze paliwo. Warte było około 1,5 miliona złotych. Policja stoi, przygląda się, jak oni wypompowują i wyjeżdżają. Nie reaguje – prezentuje nagranie na komputerze Stefan Tarnowski, właściciel firmy Setpol.

- Nie wymagajmy od nas, policji, abyśmy kogokolwiek z tej stacji wyprowadzali. Policjanci nie mają prawa decydować w sprawach cywilnych – mówi Przemysław Kimon z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.

- W Niemczech to było przez cały tydzień tematem numer 1 w gazetach. Było np. napisane: „Wojna gangów o ulubioną stację berlińczyków” – opowiada Stefan Csevi, fotoreporter prasy niemieckiej.

Po tygodniu okupowania stacji sąd wydał Apeximowi nakaz opuszczenia terenu. Rozpoczęła się batalia na pisma. Kilka dni temu w sprawie nastąpił jednak kolejny zwrot. 4 czerwca Adam B., właściciel Apeximu został zamordowany.

- W tej chwili nie udzielamy żadnych komentarzy dotyczących tej sprawy. Jest prowadzone intensywne śledztwo, więcej informacji nie możemy przekazać – powiedział Jacek Buśko z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.

A co na to Stefan Tarnowski, właściciel Setpolu?

Reporter: Pan miał motyw. Czy ma pan cokolwiek wspólnego z tą śmiercią?
Stefan Tarnowski: No, wie pan, co… Pan mnie w tym momencie obraża. Pan mnie obraża!
Reporter: Jest pan bardzo bogatym człowiekiem, ktoś panu wchodzi w drogę i raptem ten ktoś ginie.
Stefan Tarnowski: (Śmiech) Nie umiem tego wytłumaczyć.
Reporter: Ma pan świadomość, że wielu ludzi będzie o tę zbrodnię podejrzewało właśnie pana.
Stefan Tarnowski: Czy ja wyglądam na bandytę? Proszę bardzo… niech mi udowodnią.

Stefan Tarnowski w przeszłości miał powiązania z gangsterami. W latach dziewięćdziesiątych zlecił bandytom odzyskanie miliona marek. Zwrócił się do grupy Marka M., pseudonim „Oczko”, rezydenta gangu pruszkowskiego w województwie zachodniopomorskim.

- Dał im zaliczkę 100 000 złotych na koszty. Oni mieli tę fortunę odzyskać i oddać mu. Miał pecha, bo nie byli to ludzie, którzy dotrzymują słowa. Odzyskali pieniądze, ale oczywiście mu ich nie oddali. To jest rzecz, która wszystkim przychodzi do głowy. Jeśli raz ich wynajął, to mógł zrobić to ponownie - opowiada Adam Zadworny, dziennikarz Gazety Wyborczej.

Obecnie stacje Adama B. są zamknięte. Ten, kto je przejmie, najprawdopodobniej z dnia na dzień stanie się milionerem. Stefan Tarnowski niecierpliwie czeka, aż pojawi się nowy właściciel. Zamierza bowiem wystąpić do sądu o gigantyczne odszkodowanie.

- Odszkodowanie będzie takie, jakie wyjdą koszty. Kilka milionów złotych. Nie wiem, czy je teraz odzyskam, czy znajdzie się adresat… - podsumowuje biznesmen. *

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl