Na wózku przez Polskę

Pan Janusz Radgowski jest mieszkańcem domu opieki społecznej. Życie go nie oszczędzało: cukrzyca, amputacja nogi, ślepota na jedno oko, a także przeszczep nerki. Jednak postanowił walczyć o swoje marzenia. Pan Janusz zaczął brać udział w maratonach na wózku inwalidzkim. Niestety jego wózek uległ zniszczeniu podczas wypadku. Nie stać go na nowy. Pan Janusz tracąc wózek, traci marzenia.

Alkoholizm, rozpad rodziny, bezdomność. 45-letni pan Janusz mówi, że w życiu przeszedł wiele. Nie ukrywa,  że popełnił wiele błędów i był na samym dnie. Jednak bolesne doświadczenia i choroba odmieniły jego życie.


- Główną chorobą jest cukrzyca typu pierwszego, niestety dopadły mnie również powikłania, mam amputowaną nogę, na jedno oko nie widzę - mówi Janusz Radgowski, który jest uczestnikiem maratonów.


- Jest po przeszczepie nerek, w związku z tym tych chorób ma trochę więcej niż przeciętny człowiek, ale daje sobie z tym radę - mówi Wiesław Chrobot,  prezes Stowarzyszenia Integracyjny Klub Tenisa w Płocku.


Mężczyzna od 8 lat mieszka w Domu Pomocy Społecznej w Koszelewie. To tu pojawiła się pasja do sportu. Pan Janusz na wózku rozpoczął treningi, które pozwoliły mu wystartować w maratonach.


-  To nie jest wózek do maratonów, to jest aktywny wózek do rehabilitacji, do poruszania się w życiu codziennym - mówi Stefan Dobaczewski,  znajomy pana Janusza.


- Z dumą mogę powiedzieć, że jestem maratończykiem. Dzięki sportowi żyję, poznaję wspaniałych ludzi na mojej drodze - mówi pan Janusz.


Aby ukończyć zawody, pan Janusz musi być silniejszy od bólu i słabości, które mogą spotkać go na trasie. Nie ma z tym problemu. Jednak pierwsze trudności pojawiają się długo przed startem. Chodzi o pieniądze. Miesięcznie panu Januszowi na wydatki zostaje 140 zł.


- Gdy zbliżają się zawody, to ja kilka miesięcy wcześniej ze swoich 140 złotych odkładam po kilkadziesiąt złotych na opłaty startowe, na dojazdy na te zawody.  Koszt samych rękawic wynosi 100 złotych za  jedną parę. Na szczęście mam tu panią Krysię, naszą krawcową, która ceruje mi tę jedną parę,  którą docieram - mówi pan Janusz.


Mężczyźnie kibicuje pani Iza, jego dawna znajoma. Po latach spotkali się właśnie w Domu Pomocy Społecznej i zaczęli wspólne życie.


- Trafiając do naszej placówki był rozwiedziony, poznał jedną z mieszkanek, z którą zawarł związek małżeński na terenie naszego domu - mówi Dorota Jędra,  dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Koszelewie.


Pan Janusz ma kolejny cel. W przyszłym roku chce przejechać na wózku z Krakowa do Sopotu. Mówi, że aby sprostać wyzwaniu trenuje od ponad 2 lat.


-  Pięć  dni w tygodniu jeżdżę w takim górzystym terenie po 25 - 27 kilometrów, wieczorem ćwiczę lekkimi ciężarkami na wzmocnienie ramion, to są butelki półlitrowe z wodą - mówi pan Janusz.


- Takim wózkiem można rozwinąć 12 - 13 kilometrów na godzinę, to bardz

o wyczerpuje organizm - mówi Stefan Dobaczewski,  znajomy pana Janusza.


Niestety plan pana Janusza może się nie udać. Podczas jednego z treningów wózek, na którym się porusza, uległ awarii. Natomiast na nowy sprzęt nie ma pieniędzy.


- Prawdziwy wózek sportowy z jednej całej ramy, odpowiedniego materiału to jest 7,5 tysiąca złotych. Dla mnie to jest kosmiczna  suma. Gdybym miał wózek taki z prawdziwego zdarzenia, to mógłbym zdobyć cały świat, a przy okazji pokazywać ludziom radość swojego życia - mówi pan Janusz. *


Wszystkich, którzy chcą pomóc, prosimy o kontakt z redakcją. Tel: (22) 514 41 26 lub interwencja@poslat.com.pl

 

*skrót materiału

Reporter: Grzegorz Kowalski

gkowalski@polsat.com.pl