Sprzedał obrączki, żeby odzyskać auto

Pan Jerzy Pawelec z Warszawy od kilku lat jest posiadaczem karty parkingowej dla osób niepełnosprawnych, dzięki której ma przywileje na ulicach stolicy. Pod koniec maja tego roku karta straciła ważność a na nową musi czekać do połowy lipca. Kilka dni temu jego samochód został zholowany na polecenie straży miejskiej. Pan Jerzy jednak mandatu nie dostał, ale musiał zapłacić 515 złotych, żeby odebrać auto. Razem z żoną musieli sprzedać ślubne obrączki, bo nie było ich stać na wykup.

Pan Jerzy z Warszawy ma 67 lat. Ma niesprawne kolano, porusza się o kuli. Rok temu otrzymał jako inwalida kartę, dzięki której mógł parkować na miejscach dla niepełnosprawnych. 18 czerwca mężczyzna jak zwykle zaparkował auto na tym miejscu, nieopodal swojego mieszkania. Gdy 19 czerwca wyszedł na zewnątrz, przeżył szok!


-  Zobaczyłem na miejscu,  tam gdzie parkowałem czyli dla inwalidy, nie ma moj

ego samochodu. Tragedia dla mnie  stała  się, bo to był właściwie dorobek mojego całego życia - mówi Jerzy Pawelec,  któremu straż miejska odholowała auto.


Pan Jerzy udał się na najbliższy komisariat policji. Tam dowiedział się, że jego auto nie zostało skradzione. O 2 w nocy z koperty dla inwalidy odholował je Zarząd Dróg Miejskich na polecenie Straży Miejskiej. Powód? Karta parkingowa.


- Karta była nieważna w związku z tym zgodnie z przepisami, zgodnie z obowiązkami jakie nałożył na nas ustawodawca  wydaliśmy  dyspozycję usunięcia - mówi Monika Niżniak, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Warszawie.


Okazuje się, że ważność karty pana Jerzego skończyła się 31 maja w piątek. Datę kolejnej komisji orzecznicy wyznaczyli odgórnie na poniedziałek 3 czerwca. Lekarze potwierdzili, że pan Jerzy jest niepełnosprawny i przedłużyli mu uprawnienia do parkowania na kopercie. Ale drukowanie karty parkingowej trwa.


-   Są procedury, bo od wyroku orzecznictwa musi być okres 14 dni do uprawomocnienia się tej sprawy. Mam odbiór legitymacji 9 lipca, a karty parkingowej 20 lipca - mówi Jerzy Pawelec,  któremu straż miejska odholowała  auto.


-  To nie jest wina straży miejskiej, że ten pan w tym momencie, kiedy była podejmowana interwencja nie dysponował aktualną kartą. Takie są  przepisy - mówi Monika Niżniak, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Warszawie.


Zrozpaczony pan Jerzy postanowił jak najszybciej odzyskać auto. Udał się do siedziby straży miejskiej.


- Strażnik miejski, który rozmawiał z tym panem, przyjął tłumaczenia w związku z tym odstąpiliśmy od karania mandatem w wysokości 500 zł, zakończyliśmy tę sprawę pouczeniem -  mówi Monika Niżniak, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Warszawie.

 -  Uważam, że jeśli nie otrzymałem mandatu,  to automatycznie straż miejska przyznaje się do tego,  że  strażnik zrobił źle - mówi pan Jerzy.


Uspokojony tym faktem pan Jerzy udał się do Zarządu Dróg Miejskich po odbiór auta. Tu okazało się, że by je odebrać, mimo wszystko musi zapłacić 515 zł! Jeśli tego nie zrobi, po kilku miesiącach auto przejdzie na  rzecz skarbu państwa!


-  Nie miałem pieniędzy, żeby to zapłacić. Mam 1300 zł na życie na dwie osoby – mówi pan Jerzy.


-  Musimy działać zgodnie z przepisami,  nie możemy wydać i nie mogliśmy wydać temu panu tego pojazdu dopóty, dopóki nie wniesie tej opłaty -  mówi Karolina Gałecka, rzecznik prasowy  Zarządu  Dróg Miejskich.

-   Nic by się nie stało, gdyby urzędnicy odstąpili od tej kary, nie dawali mandatu panu Jerzemu i uznali tę sprawę za precedens, który w przyszłości trzeba po prostu naprawić – mówi Piotr Pawłowski, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji.


Pan Jerzy nie miał pieniędzy na wykup auta. Dlatego państwo Pawelcowie zdecydowali się na dramatyczny krok.


-  Ściągnęliśmy obrączki,  pojechałem tu niedaleko i tam sprzedałem. Żona  miała 170 złotych, dołożyliśmy i zapłaciłem  za ten samochód – mówi pan Jerzy. *

*skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl