Przez błąd sądu nie ma pieniędzy

Pani Helena z Poznania musiała spłacić swoje pasierbice. Z pomocą rodziny zrobiła to w terminie. Jednak komornik zaczął egzekucje na poczet jednej z pasierbic. Jak okazało się żadna z nich nie zgłosiła się do komornika, a sąd wydał postanowienie na osobę o tym samym imieniu i nazwisku.

76 - letnia pani Helena z Poznania ma cukrzycę i problemy z sercem. Po opłaceniu mieszkania i wykupieniu leków, na życie zostaje jej zaledwie 300 złotych.  Ostatnie lata nie były łatwe także dlatego, że mąż pani Heleny długo chorował. W 2006 roku  zmarł na raka. Córki męża pani Heleny z pierwszego małżeństwa zażądały pieniędzy za mieszkanie. Kobiety założyły sprawę spadkową i wygrały   po 19 tysięcy złotych. Pani Helena z pomocą rodziny pieniądze zapłaciła w terminie. I tu zaczynają się schody….


- Zdziwiłyśmy  się bardzo kiedy mama dostała list od komornika, że jedna z córek  zmarłego męża domaga się całej kwoty pieniędzy -  mówi pani Aleksandra,  córka pani Heleny.


-  Wierzyciel odpowiedział, że nie otrzymał pieniędzy - mówi Piotr Tomaszewski,  komornik sądowy  przy Sądzie Rejonowym w Poznaniu.


Maria B.,  pasierbica pani Heleny, potwierdziła, że pieniądze dostała w terminie.  Na początku roku złożyła zawiadomienie do prokuratury w sprawie podrobienia jej podpisu w sądzie.


- Nie wiem, co się dzieje. Nie chodziłam na sprawy, więc chciałam zobaczyć akta. Zgłosiłam się telefoniczne. W sądzie usłyszałam, że oni już nie wiedzą o co proszę, bo tyle wniosków złożyłam. Jak pojechałam do sądu okazało się, że są podrobione moje podpisy – mówi pasierbica pani Heleny.


 Okazało się, że w aktach sądowych jest także błędny adres pasierbicy pani Heleny. Kto zatem kryje się pod adresem, z którego do komornika wysłano wniosek o wszczęcie egzekucji? Ku naszemu  zaskoczeniu osoby, które zastaliśmy  w podpoznańskim Śmiglu chętnie zgodziły się na rozmowę przed kamerą.


- Nazywam się tak samo jak ta pani, która jest w postanowieniu. I te dokumenty  do mnie trafiły – mówi Maria B., która złożyła wniosek o wszczęcie egzekucji.


Pani Maria w ubiegłym roku dostała z sądu wezwanie do zapłaty. Chodziło o 300 złotych tytułem kosztów postępowania spadkowego. Małżeństwo twierdzi, że próbowało wytłumaczyć, że sąd pomylił adres i wysłał wezwanie do niewłaściwej Marii. Państwo B. w sądzie mieli usłyszeć, że o pomyłce nie ma mowy.


- Na podstawie tego wezwania wystąpiliśmy do sądu o kserokopię postanowienia, żebyśmy wiedzieli, o co chodzi w sprawie - mówi Piotr B., mąż pani Marii.


-  Mamy do czynienia z sytuacją, kiedy zachowanie pana Piotra B. było zwróceniem uwagi na niesprawiedliwość,  na stan faktyczny, który nie powinien był się zdarzyć -  mówi Magdalena Mazur – Prus,  rzecznik prasowy  Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.


- Zrobiliśmy tak,  żeby udowodnić  błędy sądu. Niech sędzia ma odwagę przyznać się do błędu  - mówi  pan Piotr.
Czy to możliwe, że sąd przez wiele miesięcy wysyłał oficjalne dokumenty do niewłaściwych osób? Dlaczego nikt nie zauważył pomyłki?


- Jeżeli chodzi o meritum sprawy nie jestem w stanie w chwili obecnej  szczegółowo wypowiedzieć się.  Z tego względu, że akta sprawy znajdują się w tej chwili u prokuratora -  mówi Joanna Ciesielska – Borowiec,  rzecznik prasowy  Sądu Okręgowego w Poznaniu

-   Kiedy sąd przyzna się do błędu i cofnie  postanowienie, chociaż  jestem bankrutem, zapłacę tej pani wszystko - mówi pan Piotr.  *

*skrót materiału

Reporterka: Marta Terlikowska


mterlikowska@polsat.com.pl