Umarła przez złą diagnozę?
Marta Aniszewska miała 28 lat. Kiedy w zeszłym roku okazało się, że jest w ciąży, kobieta była bardzo szczęśliwa. Była pod stałą opieka ginekologa, jednak w 6 miesiącu źle czuła się. Trafiła do szpitala we Włodawie. Była w nim trzy dni, stwierdzono nadciśnienie tętnicze i zagrożenie przedwczesnym porodem. Niestety, diagnoza była błędna, już po porodzie lekarze stwierdzili, że był to zespół Hellp.
Marta i Łukasz byli parą przez dwanaście lat. Kiedy w zeszłym roku okazało się, że kobieta jest w ciąży oboje szaleli z radości.
- Czekaliśmy na to dziecko, robiliśmy wszystko, żeby ta ciąża przebiegała prawidłowo bez żadnych komplikacji. w sumie byliśmy czternaście razy na kontroli w przychodni - mówi Łukasz Szepeluk, narzeczony pani Marty.
Problemy zaczęły się w marcu. 28-letnia pani Marta źle się czuła. Miała podwyższone ciśnienie. Dwukrotnie była przyjmowana do włodawskiego szpitala.
- Podawano sól fizjologiczną, starano się zbić ciśnienie. Lekarze przychodzili, stwierdzali, że jest dobrze. I tak od wizyty do wizyty - mówi pan Łukasz.
Ciężarna kobieta czuła się coraz gorzej. 25 maja narzeczony pani Marty po raz kolejny zawiózł ją do szpitala. Dopiero następnego dnia wykonano cesarskie cięcie.
- Wojtek jak urodził się, praktycznie nie oddychał przez pięć minut, prowadzono reanimację - mówi pan Łukasz.
Dopiero po porodzie lekarze z włodawskiego szpitali zdiagnozowali u pani Marty zespół Hellp. Jak twierdzi rodzina kobiety, jej stan był już wtedy bardzo poważny.
- Marta była cała żółta, szczególnie na twarzy i miała straszliwe wymioty, wymioty koloru czarnego. Udaliśmy się do ordynatora i zadaliśmy kilka kłopotliwych pytań: dlaczego nic się nie robi, skoro ona wymiotuje? - mówi pan Łukasz.
- Zespół Hellp ma kilka objawów: zaburzenia układu krzepnięcia, podwyższenie enzymów wątrobowych i małopłytkowość. Pojawia się w trzecim trymestrze ciąży - mówi Mahfoz Terbosh, ginekolog ze szpitala we Włodawie.
Pani Marta została przewieziona do szpitala w Lublinie. 6 czerwca kobieta zmarła. Swojego synka widziała tylko raz.
- W przyczynach zgonu jest ostra niewydolność wielonarządowa, zespół wątrobowo-nerkowy, encefalopatia. Każda z tych chorób mogła doprowadzić do śmierci, stan był tragiczny już w chwili opuszczania Włodawy – mówi pan Łukasz.
Pan Łukasz nie może pogodzić się ze śmiercią narzeczonej. Uważa, że kobieta zmarła z winy lekarzy ze szpitala we Włodawie. Dlatego mężczyzna zawiadomił prokuraturę.
- Zawiadamiający wskazuje, że przez okres ciąży niewłaściwie zdiagnozowano matkę jego dziecka, niewłaściwie prowadzono leczenie, skutkiem czego była śmierć pokrzywdzonej – mówi Beata Syk – Jankowska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Trzytygodniowy Wojtuś jest już w domu pod troskliwą opieką taty. Przed panem Łukaszem trudny egzamin z samotnego tacierzyństwa.
- Trauma jest straszna, przygniata mnie, ale mam dziecko mam dla kogo żyć. O pamięć Marty będę walczył zawsze, nie chcę żeby takie przypadki miały miejsce, nie dopuszczę do tego - mówi pan Łukasz. *
*skrót materiału
Reporterka: Paulina Bąk