Groził, że wysadzi dom…

Rodzinny dom państwa Krupskich miał być zlicytowany za długi ich syna. Komornik nie zdążył. Budynek wyleciał w powietrze. Prokuratura twierdzi, że to nieszczęśliwy wypadek. Mieszkańcy Baryczki koło Rzeszowa mają jednak swoją wersję. Mówią, że właściciel domu odgrażał się, że prędzej go wysadzi, niż odda obcemu.

Dom Krupskich wyleciał w powietrze w piątek 14 czerwca, około godziny 14. Pani Bronisława wyszła na chwilę do syna. Po kilkunastu minutach nie było do czego wracać. Cała wieś wciąż mówi tylko o wybuchu.

- Takiego huku w życiu nie słyszałem. Myślałem, że wojna wybuchła, czy co – opowiada Zbigniew Knaś, sąsiad państwa Krupskich.

- Najprawdopodobniej uszkodzenie domu to skutek wybuchu gazu zgromadzonego w butlach, które były w domu – informuje Paweł Międlar, rzecznik Podkarpackiego Komendanta Wojewódzkiego Policji.

- Jakby to by była rzeczywiście butla od kuchenki, to by chyba nie było takiego wybuchu – mówi jedna z mieszkanek wsi Baryczka.

Męża pani Krupskiej, Bronisława znaleziono w pokoju na parterze. W ostatniej chwili uratował go syn z wnukiem.

- Syn z wnukiem tyle co go wydarli z tego ognia, a ta płyta runęła, te żelaza wszystkie. Trzy trupy naraz by były – mówi mieszkanka sąsiedniej wsi.

- Gospodarz to lubił wypić, ale nie był szkodliwy, to dobry chłopina i ona dobra babina też. Psychicznie go to skończyło – mówią sąsiedzi Krupskich.

W prokuraturze w Rzeszowie mówią o nieszczęśliwym wypadku. Jednak w Baryczce ludzie swoje wiedzą. Dom Krupskich pierwszego lipca miał być wystawiony na licytację. Za długi syna. Najpierw Bronisława Krupska ukrywała przed mężem ten fakt. Gdy pan Bronisław się dowiedział, mówił we wsi, że prędzej wysadzi dom w powietrze, niż wpuści do niego komornika.

- Tak było, to mogę potwierdzić. On ten dom budował swoimi rękami. Pani swój dom by oddała? – mówią klienci pubu w Baryczce.

- Tylko i wyłącznie biegły może kategorycznie stwierdzić, czy było możliwe wymuszenie tego wybuchu, czy też doszło do tego wybuchu na skutek zwykłego niedbalstwa, nieostrożności, co przecież zdarza się czasami – twierdzi Paweł Międlar, rzecznik Podkarpackiego Komendanta Wojewódzkiego Policji.

- Mówili, że ten dom wyceniono na 50 tysięcy złotych. To śmiech na sali, a długu chyba było dużo więcej. Facet faktycznie nie wytrzymał nerwowo, może wkurzył się , odkręcił gaz i tyle – zastanawia się jeden ze świadków wybuchu.

- Za 50 tysięcy? Z działką, budynkami gospodarczymi? Tam jest jeszcze 30 arów przy rzece.  To wszystko wchodziło w taką cenę. Kto tak wycenia? – pytają sąsiedzi Krupskich.

Wraz z domem spalił się cały dobytek Krupskich. Nie dostaną ani złotówki odszkodowania, bo dom był nieubezpieczony. Mimo złych rokowań lekarzy pani Bronisława wierzy, że mąż wyzdrowieje. Kobieta chciałaby zamieszkać w swojej starej stodole. Idziemy z panią Bronisławą prosić wójta gminy Niebylec o pomoc w adaptacji budynku.  

- Ja jestem gotów do pomocy. Wierzę pani, że pani chce tam zamieszkać, tylko musimy się z synem umówić w jakiej formie będzie ta pomoc, co tam trzeba. Nawet od strony budowlanej, też jakiś budowlaniec musi określić, czy ten budynek nadaje się, żeby móc tam później mieszkać – mówi Zbigniew Korab, wójt gminy Niebylec.

- Organizm męża odrzuca leki, które podają. Zamiast poprawy, jest jeszcze gorzej, lekarze mówią, żeby przygotować się na najgorsze - opowiada pani Bronisława.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl