Nowy sposób. Kradzież z wypożyczalni aut

Złodzieje samochodów okradają wypożyczalnie aut. Podszywają się pod klientów, a gdy dostają kluczyki, ślad po nich ginie. Tak ukradli hondę w Radomiu i volvo w Warszawie. Kary grożą im niewielkie, bo według prawa, nie jest to wcale kradzież a… przywłaszczenie. A skoro tak, to właściciele wypożyczalni nie dostaną pieniędzy z ubezpieczenia.

- Są zorganizowaną grupą, trudniącą się złodziejstwem samochodów. Stąd te lewe dokumenty – mówi Jarosław Otmar-Sztejn, właściciel wypożyczalni samochodów.

To był normalny klient. Niczym się nie wyróżniał. Tak zapamiętał go pan Jarosław, który w Radomiu prowadzi komis i wypożyczalnię samochodów. Klient wypożyczył samochód marki honda wart 65 tysięcy złotych.

- Dzwonił, używał angielskiego numeru telefonu, wszystko wskazywało na to, że faktycznie przyjechał na kilka dni do Polski i potrzebne mu jest auto. Wynajął na 5 dni, z tym że zorientowaliśmy się już  po jednym dniu, że coś jest nie tak, ponieważ ktoś grzebał przy urządzeniach alarmowych tego samochodu – opowiada Jarosław Otmar-Sztejn, właściciel wypożyczalni samochodów.

GPS zamontowany w samochodzie wskazywał, że auto jest w Warszawie na parkingu. Na miejscu okazało się zupełnie coś innego.

- Ludzie z ochrony zostali wysłani, po około 30 minutach samochodu już nie było, a urządzenie dalej pokazywało, że auto znajduje się w tym samym miejscu. Złodziej zdemontował to urządzenie z auta, podpiął go pod inne źródło zasilania i pozostawił w krzakach przy parkingu – opowiada pan Jarosław.

Patrycja Pieniążek i Kamil Pils prowadzą wypożyczalnię samochodów w Warszawie.  Nieuczciwy klient wypożyczył od nich volvo warte 130 tysięcy złotych. Wypożyczył i od ponad tygodnia nie oddaje. 

- Wzbudzał zaufanie, numer angielski, w Anglii mieszka, a okres jest teraz dla wypożyczalni taki, że dużo osób zjeżdża na wakacje i wynajmuje, więc to było wiarygodne. Volvo jest w leasingu, płacę ponad 2300 zł raty, a 10 000 zł uiściliśmy opłaty wstępnej i 2500 tysiąca za pierwszą ratę – mówi pan Kamil.

Jak się okazuje oba samochodu zostały wypożyczone na dokumenty należące do Seweryna K. z podwarszawskiego Legionowa. Próbujemy namówić mężczyznę na wypowiedź przed kamerą. Odmawia.

- Nie mamy możliwości sprawdzić dokumenty. Ten człowiek posługiwał się fałszywym dowodem i prawem jazdy na Seweryna K. – mówi pan Jarosław.

- Okazało się, że jestem kolejną osobą z wypożyczalni, która już była pod tym adresem. Otworzyła mama Seweryna K. z bratem. Pokazywali zaświadczenia, że skradziono mu dokumenty czy zgubił. Wtedy już wiedziałem, że jest to kradzież – dodaje pan Kamil.

Niestety, właściciele wypożyczalni samochodów nie mogą liczyć na odszkodowanie, ponieważ auta nie zostały im skradzione tylko… przywłaszczone.  A tego już ubezpieczenie nie obejmuje. Szanse na to, że odzyskają swoje samochody są niewielkie.  

- Od kradzieży można się ubezpieczyć, ale przywłaszczenia nie obejmuje żadne ubezpieczenie. Dzwoniłem do pośrednika, który ma oferty wszystkich towarzystw ubezpieczeniowych i powiedział mi, że nie ma ubezpieczenia od przywłaszczenia – mówi pan Kami.

- Policja przyjęła to nie jako kradzież, tylko przywłaszczenie, a żeby otrzymać ubezpieczenie musi to być kradzież. Muszę mieć dowód rejestracyjny auta i dwa komplety kluczy, których nie mam. Jedyną drogą do jakiejkolwiek ochrony to są po prostu wysokie kary za takie rzeczy. Jeśli ten człowiek zostanie złapany, to z tego, co mówili policjanci dostanie wyrok w zawiasach – podsumowuje pan Jarosław.*

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl