Krzesłem w córkę. Libacje i awantury

Codzienne libacje, awantury i groźby - tak od dwóch lat wygląda codzienność pani Angeliki, jej męża i dzieci. Młode małżeństwo mieszka na poddaszu. Piętro niżej melinę urządził sobie brat pani Angeliki, a na parterze jej matka z konkubentem. Dom bywa pełen obcych i pijanych ludzi, a imprezy kończą się awanturami z panią Angeliką. Ostatnio samochodem przejechał ją brat, bo nagrywała libację kamerą wideo.

Pani Angelika mieszka z mężem Tomaszem i trójką niepełnosprawnych dzieci na poddaszu rodzinnego domu we Władysławowie.

- Teściowa ma swoich znajomych, którzy z nią piją, a szwagier urządza libacje u siebie. Na dwóch piętrach są różne libacje, zdarza się, że piją razem. Są bójki, demolowanie mieszkania – opowiada pan Tomasz, mąż pani Angeliki.

- Ja w domu nie mogę mieć libacji z okazji urodzin? Wolnoć Tomku w swoim domku – mówi Helena M., matka pani Angeliki.

Pani Angelika, do której należy cały dom, od dwóch lat przeżywa gehennę. Matka i brat kobiety, mimo że nie płacą za rachunki ani grosza, to na dodatek organizują codziennie libacje. Rodzinny dom zamienił się w melinę

- Każdy dzień to wyzywanie, grożenie śmiercią, rzucanie przedmiotami we mnie i w dzieci. Do tego dochodzą inne osoby, które są buntowane przez brata. Piją tu alkohol i śpią po kilka dni, a nawet tygodni – opowiada pani Angelika.

Kiedy w domu dochodzi do dantejskich scen, jedynym ratunkiem dla pani Andżeliki jest wezwanie na pomoc policji. Według małżeństwa w przeszłości kilka razy zdarzyło się, że funkcjonariusze odmówili przyjazdu na interwencję.

- Wielokrotnie zgłaszaliśmy na policję, ze czujemy się zagrożeni. Matka i brat nie kontrolują się jak są pod wpływem alkoholu. Boję się, że zrobią dzieciom krzywdę – mówi pani Angelika.

- Pani Angelika nagrała jedną z interwencji, słychać, że matka rzuca przekleństwami, że są obelgi i czuję się zagrożona. Policja na to, że matka jest u siebie i może pić – opowiada Arleta Bolda –Górna, dziennikarka Twojej Telewizji Morskiej.

- Krzesła lecą, dwa razy mówiła, że benzynę rozleje i dom podpali albo gaz wypuści.  Jesteśmy zagrożeni – dodaje sąsiad rodziny Miłoszów.

Na wniosek ośrodka pomocy społecznej w listopadzie ubiegłego roku rodzinie Miłoszów założono niebieską kartę. Mimo to, jak twierdzi pani Angelika, przez 8 miesięcy dzielnicowy u niej pojawił się tylko raz. Dziwi to tym bardziej, że w kwietniu jej brat Daniel M. został przez sąd skazany za znęcanie się psychiczne nad siostrą. Mężczyzna dostał wyrok w zawieszeniu.

Kiedy 17 czerwca pod oknami domu i na oczach dzieci brat pani Angeliki zorganizował głośną imprezę, kobieta postanowiła kamerą video nagrać ordynarne i obsceniczne zachowanie jej matki, brata oraz pijących z nimi alkohol osób.

- Zaczęłam nagrywać. Brat mi groził, a matka zaczęła mi wyrywać kamerę. Wtedy brat podjechał potracił nas samochodem. Mąż wpadł na szybę, a mnie przejechał po nodze i uciekł z miejsca wypadku – opowiada pani Angelika

Pani Angelika trafiła do szpitala. Okazało się, że ma zmiażdżone podudzie kolana. Jej mąż doznał obrażeń ręki. Policja po kilku godzinach zatrzymała Daniela M. Miał dwa promile alkoholu we krwi. Jednak, kiedy oprawca wytrzeźwiał, został wypuszczony z aresztu i wrócił do domu, w którym mieszkają jego ofiary.

- Prowadzone jest postępowanie, w kierunku wypadku drogowego. Zawsze tę kwalifikację można zmienić. Jak się okaże, że zrobił to celowo, to zostanie zmieniona – mówi Łukasz Dettlaff z Komendy Powiatowej Policji w Pucku.

Dwa tygodnie temu sprawą zajęła się lokalna telewizja. Co zdumiewające, jeszcze kilka dni temu komendant komisariatu we Władysławowie oraz funkcjonariuszka Komendy Powiatowej Policji w Pucku zapewniali przed kamerą, że żaden poważny problem w tej rodzinie nie istnieje.

- Komendant twierdzi też, że nie widzi uchybień w pracy policjantów, że zawsze była wypełniana niebieska karta. To nie jest prawda! Nigdy nie była wypełniana. To można ocenić tylko w jeden sposób: nie dopełniono obowiązków – mówi Arleta Bolda-Górna, dziennikarka Twojej Telewizji Morskiej.

Policja zawnioskowała też do sądu o ukaranie pani Angeliki. Mundurowi uznali, że matka trojga dzieci bezpodstawnie telefonowała na numer alarmowy i prosiła o pomoc.  Kobieta podkreśla, że wzywała policję, ponieważ bała się o bezpieczeństwo swoje i dzieci. Dopiero, kiedy sprawą zajęła się Interwencja, sprawy zaczęły nabierać innego wymiaru.

Reporter: Dlaczego policja skierowała wniosek do sądu o ukaranie pani Angeliki?
Łukasz Dettlaff, policja w Pucku: Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Komendant powiatowy wszczął postępowanie, które ma wyjaśnić, czy policjanci działali zgodnie z prawem.

- W dniu, kiedy przyjechaliście i realizowaliście materiał po brata przyjechała policja. Został aresztowany, ale pozostaje jeszcze kwestia matki i jej konkubenta. Każdego dnia grożą, że wywiozą nas do lasu i podpalą – mówi pani Angelika.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl