Na skraju bankructwa. Przez komornika?
Młode małżeństwo od dwóch lat traci swój majątek. Pani Jolanta i pan Marek zajmują się produkcją mleka. Przez załamanie rynku wpadli w długi, ale mieli możliwości i plan, jak z nich wyjść. Dziś o to, że są na skraju bankructwa obwiniają komornik Teresę K. Rolnicy twierdzą, że odebrała im więcej, niż wynosił pierwotny dług, a teraz próbuje wyegzekwować drugie tyle.
- Pani Komornik sobie zarobi na sprzedaży naszej nieruchomości, a my zostaniemy bez środków do życia. Mamy czwórkę dzieci – rozpacza Jolanta Maciejewska.
Państwo Jolanta i Marek Maciejewscy są młodymi rolnikami z miejscowości Niechłonin koło Działdowa na Mazurach. Swoją przyszłość postanowili związać z rolnictwem i skupić się na produkcji mlecznej. Pięć lat temu zaciągnęli kredyt na budowę nowej obory dla krów, ale spadek cen mleka wpędził ich w kłopoty.
- W 2009 roku spały ceny mleka. Budowaliśmy oborę, musieliśmy dobrać kredytów i tak zaczęły się wszystkie problemy – opowiada Marek Maciejewski.
- Zadłużaliśmy się takimi pobocznymi kredytami na wyższe oprocentowanie – dodaje Jolanta Maciejewska.
Wierzyciele państwa Maciejewskich skierowali sprawę do egzekucji komorniczej. Długami zajęła się kancelaria Teresy K. z Działdowa. Część pieniędzy państwo Maciejewscy przynosili do kancelarii sami, a komornik co miesiąc zajmowała na poczet długów zarobki, które przynosiło gospodarstwo.
- To były różne kwoty, 20 tysięcy i więcej, to w zależności na jakim etapie była produkcja. Raz mleka jest więcej, innym mniej – opowiada Jolanta Maciejewska.
- Produkcja była efektywna, wpłaciliśmy komornikowi około 600 tysięcy złotych. Egzekucja dalej mogła być skuteczna, ale pani komornik zdecydowała się sprzedać nasze krowy i dochód się urwał – dodaje Marek Maciejewski.
- Egzekucja jest prowadzona zgodnie z przepisami prawa, była prowadzona z najmniej uciążliwego środka dla dłużników – broni się komornik Teresa K.
Zdaniem młodych rolników i ich pełnomocnika do takiej sytuacji nie doszłoby, gdyby komornik prowadząca sprawę nie zatrzymywała zbyt dużej części pieniędzy jako koszta własne.
- Przez ten cały okres, do dnia ogłoszenia pierwszej licytacji pani komornik wyegzekwowała od nas 400 tysięcy złotych. Wierzyciele nie byli jednak zaspokajani zgodnie z planem. Z zaświadczeń wynikało, że niektórzy nie byli zaspokajani nawet przez rok czasu – mówi Jolanta Maciejewska.
- Gdzie są pieniądze za mleko? Wydawałoby się, że powinny być rozdzielone na wszystkich wierzycieli, a okazuje się, że wierzyciele nawet przez rok nic nie dostają. Wtedy tacy wierzyciele mówią, że trzeba likwidować gospodarstwo, bo nie przynosi dochodów. A dochody przecież wpływają – dodaje Lech Obara, pełnomocnik państwa Maciejewskich.
- Zgodnie z zasadą proporcjonalności wszyscy wierzyciele dostają taką samą kwotę, jeżeli mieliby zgłoszone równe wierzytelności. Jeżeli któryś z wierzycieli posiada wyższą wierzytelność, otrzyma więcej – tłumaczy Rafał Wojtyna z Krajowej Izby Komorniczej.
W związku z brakiem regularnych wpłat wierzyciele zlecili pani komornik zajęcie wszystkich ruchomości należących do państwa Maciejewskich. W pierwszej kolejności komornik zlicytowała krowy, które przynosiły dochód. Potem zajęła sprzęt rolniczy i wszystkie nieruchomości… warte wielokrotnie więcej, niż długi.
- Nasza produkcja wzrastała. Uważamy, że ta sytuacja jest sprowokowana, by więcej na nas zarobić. Pani komornik wiedziała, że mamy kredyty zabezpieczone hipoteką i zależało jej, by się do tego dobrać – mówi Marek Maciejewski.
- Operat szacunkowy naszej hipoteki wynosi 2,5 miliona złotych, natomiast pani komornik wpisała 5 czy 6 wierzycieli na kwotę około 175 tysięcy złotych – dodaje Jolanta Maciejewska.
- Ja nie siedzę tutaj dla parady, ja nie zabieram, tylko oddaję to, co dłużnicy zabrali – twierdzi komornik Teresa K.
Państwo Maciejewscy, aby ratować swój majątek i miejsca pracy szukają pomocy, gdzie tylko się da. Wielokrotnie odwoływali się do sądów, gdy komornik zajmowała kolejne dobra - nawet te służące do normalnego funkcjonowania rodziny. Sąd nakazywał zwrot, ale komornik nie składa broni, podobnie jak rolnicy, którzy o interwencję prosili także parlamentarzystów.
- W tej sprawie interweniowałam u ministra sprawiedliwości, bo działania komornika noszą znamiona nieprawidłowości, a w sprawie takich przedmiotów jak łóżko, to nie wiem, czy nie są to znamiona jakiejś szykany – mówi Lidia Staroń, poseł na Sejm.
- W dwa, trzy lata byśmy całkowicie spłacili wierzycieli i oto nam chodziło. Tłumaczyliśmy pani komornik, że chcemy spłacać, że nie zależy nam na uciekaniu – podsumowuje Jolanta Maciejewska.*
* skrót materiału
Reporter: Leszek Tekielski