Skatowali, bo nie spłacił siostry?

Robert Zabłocki bał się o własne życie, dlatego nocował u znajomego. Oprawcy i tam go znaleźli. Bili bez opamiętania drewnianymi kołkami po głowie. Mężczyzna otarł się o śmierć. Twierdzi, że został skatowany, bo nie spłacił swojej siostry. Kobieta wniosła pozew o podział majątku i sąd przyznał jej 80 tys. zł. Dla pana Roberta to kwota nieosiągalna. Mężczyzna tonie w długach po ojcu i opiekuje się dziadkami.

Robert Zabłocki ma 21 lat. Mieszka z babcią i dziadkiem w miejscowości Degucie niedaleko Suwałk. Mężczyźnie nigdy nie było łatwo. Kiedy miał zaledwie 4 lata, został sam z ojcem i młodszą siostrą. Matka postanowiła dzieci porzucić.

- Ja te wnuki wychowywałam od pierwszego dnia i dochowałam do dzisiejszego dnia – mówi Helena Zabłocka, babka pana Roberta.

Pan Robert i jego siostra Mariola wraz z ojcem mieszkali w domu dziadków. Utrzymywali się przede wszystkim z gospodarstwa. Niestety, ojciec pana Roberta nadużywał alkoholu. Z dnia na dzień popadał w ogromne długi. Siostra wyprowadziła się z domu i urodziła dziecko. Sytuacja rodzinna była coraz trudniejsza. Aż w końcu rok temu we własnym domu ojciec popełnił samobójstwo.

- Pił, pił, pił, długów narobił, komornik nie wychodził i padło na mózg. Samobójstwo popełnił – mówi Robert Zabłocki.

Pan Robert musiał po śmierci ojca zająć się gospodarstwem, opieką nad chorymi dziadkami i chodzeniem do szkoły. Co gorsze to na pana Roberta spadł obowiązek spłaty długów ojca - prawie 80 tysięcy złotych. 

- Bieda to za mało powiedziane. Tam jest tragedia u tych ludzi – mówi Janina Stawińska, która pomaga panu Robertowi.

Pan Robert musi spłacać długi, ale i oddać pieniądze siostrze. Pani Mariola wniosła sprawę do sądu o podział majątku. Sąd nakazał oddać jej 80 tysięcy złotych. Pan Robert nie ma z czego oddać takich pieniędzy. Twierdzi, że zaczął być zastraszany przez siostrę.

- Przyjeżdża, nęka, wygraża temu chłopcowi, tak jak on mówił. Wygraża, że ona się go pozbędzie, nie wiem jak będzie dalej – mówi Janina Stawińska, która pomaga panu Robertowi.

- Ojciec zadłużył gospodarstwo, ale nie do tego stopnia, że nie można spłacić 80 tysięcy, które mi się należą, Ja pracowałam na tym gospodarstwie – uważa Mariola Zabłocka, siostra pana Roberta.

Pan Robert bał się o życie, postanowił noce spędzać u kolegi - pana Leszka. Wierzył, że  w jego domu będzie czuł się bezpieczniej. Niestety, kilka tygodni temu dwóch zamaskowanych mężczyzn wtargnęło w nocy do domu pana Leszka i pobiło pana Roberta.

- Walili kołkami w głowę, czułem te ciosy. Gdyby nie chcieli zabić, to by walili po plecach, a nie centralnie w głowę – opowiada pan Robert.

- To było takie bicie... żadnego bydlaka by tak nie bił, jak oni go bili. Zaczęła krew uszami iść, coś strasznego – opowiada Leszek Pacholski, świadek pobicia. 

Pan Robert i pan Leszek twierdzą, że zamaskowani mężczyźni to znane im osoby. Marcin i Kamil A. Jednym z nich był konkubent siostry.

- Karetka przyjechała, lekarz mówił: „schodzi nam, schodzi”. Później na sygnale zawieźli go do Suwałk – wspomina Leszek Pacholski, świadek pobicia. 

Siostra pana Roberta w pobicie brata jednak nie wierzy. Wszystkiemu zaprzecza.

Siostra pana Roberta: Ja myślę, że nikt go nie pobił.
Reporterka: Nikt go nie pobił? Te krwiaki? Ta epikryza? (Szpitalny opis historii choroby - przyp. red.) To wszystko jest wymyślone?
Siostra pana Roberta: Jak najbardziej.
Reporterka: To nie był pani konkubent i jego brat?
Siostra pana Roberta: Nie, tej nocy Marcin był ze mną w domu, siłą rzeczy nie mógł być w dwóch miejscach.

- Już następnego dnia policjanci zatrzymali trzy osoby. Materiał dowodowy uzasadniał postawienie zarzutów jednej z nich. Mężczyzna usłyszał zarzuty pobicia z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Wystąpiono z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie, jednak sąd nie przychylił się do zastosowania tego środka. Zastosował poręczenie majątkowe, dozór policji i zakazał opuszczania kraju – informuje Andrzej Baranowski z policji w Białymstoku.

Sprawa jest w toku. Jednak pan Robert boi się każdego dnia o własne życie. Jest w bardzo trudnej sytuacji. Ma krwiaka w głowie. Nie może pracować. Tonie w długach. Znajomi pomagają jak mogą. Jednak młody mężczyzna potrzebuje wsparcia.

- Rano i wieczorem jeżdżę pomagać krowy doić, trawkę oberwać. Kiedyś pomogłam wciągnąć dziadka, bo spadł z łóżka. A Robert wrócił ze szpitala i leży w łóżku. Siedzi w pokoju przestraszony i tylko pilnuje, żeby babka drzwi zakluczyła – mówi Janina Stawińska, która pomaga panu Robertowi.

- Myśli pani, że nie chciałbym normalnie żyć, mieć spokojne życie? Mieć ojca, mieć matkę, mieć jakąś przyszłość? Pewnie, że bym chciał, ale co zrobić… - mówi łamiącym się głosem pan Robert.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl