Ucieka, bo mąż grozi, że zabije

- Jak mnie znajdzie, to zabije - mówi pani Aleksandra. Kobieta zabrała syna i uciekła z rodzinnego domu, bo boi się męża. Para jest w trakcie rozwodu i walki o dziecko. Pani Aleksandra odbiera od Łukasza R. setki telefonów i SMS-ów z groźbami. Ma nagrania, na których mężczyzna otwarcie przyznaje, że ją zabije. Chciała pozbawić męża praw rodzicielskich, ale sąd uznał, że dziecko jest bezpieczne i może widywać ojca.

„Powiedziałem ci, jeśli sąd nie odbierze ci dziecka i mi go nie przyzna, to sam go zabiorę! I k… tak ci wp… i twojej matce, że nie będziecie w stanie się nim zajmować! Sk… zaj…” - to fragment nagrania, jakie Łukasz R. zostawił na poczcie głosowej swojej żony.

- Skoro sąd nie chce mi pomóc, daje mu możliwość takiej bezkarności, to ja się pakuję i uciekam, bo ja i dziecko życia tutaj nie będziemy mieli – mówi pani Aleksandra.

W lutym pokazywaliśmy materiał o pani Aleksandrze. Kobieta w 2010 roku poznała Łukasza R. Zamieszkali razem, po kilku miesiącach okazało się, że pani Aleksandra jest w ciąży. Chcieli być rodziną. Pobrali się. Ale małżeństwo nie przetrwało nawet roku.

- On się bardzo szybko zmienił. W marcu 2011 roku wzięliśmy ślub, a w czerwcu już zaczęło się wszystko zmieniać. Zaczął stawiać na swoim, przestał się liczyć z moim zdaniem, a jak urodziło się dziecko, to doszły wyzwiska, pretensje, że wszystko źle robię. Doszłam do wniosku, że nie znam tego człowieka – opowiadała w lutym pani Aleksandra.

Kobieta złożyła pozew o rozwód. Wtedy zaczęły się problemy.

- W majówkę codziennie miałam interwencje policji, bo on przyjeżdżał, były groźby, szarpaniny. Przekroczył granicę, kiedy groził, że zabije mi dziecko – wspominała pani Aleksandra.

- Dzwoni i mówi: odłóż suko telefon, nie do ciebie dzwonię. I tak siedem razy w ciągu  piętnastu minut, a bywały dni, że osiemdziesiąt razy - opowiadała Danuta Żurawska, matka pani Aleksandry.

- Chociaż tyle człowiek może zrobić, żeby kogoś op… codziennie, bo nic innego nie może. Ja nie dopuszczę, żeby ona nie dawała mi się z dzieckiem spotykać, ja patrzę przez pryzmat dziecka. Wolę ją zeszmacić dziesięć razy, a z dzieckiem się spotykać. Jej krzywda mnie nie interesuje – twierdził w lutym Łukasz R., mąż pani Aleksandry.

Mężczyzna został już raz skazany za naruszanie nietykalności cielesnej i znieważanie pani Aleksandry. Ale to nie pomogło. Łukasz R. był coraz bardziej agresywny. Prokuratura, mimo wielu nagrań, SMS-ów i zeznań świadków, nie chciała pomóc pani Aleksandrze. A Łukasz R. zostawiał takie wiadomości na poczcie głosowej swojej żony:

„Cwana sk… odbieraj telefon. Nie pozwolę ci. Charakter dziecka wyrabia się do trzeciego roku życia, sk…, bo będzie taki jak ty, zaj…, zap… cię, jak będzie trzeba, zanim dziecko skończy dwa lata, żebyś sk…wpływu na niego nie miała”.

- W szerszym kontekście brzmi on mniej więcej tak, że nie wyobraża sobie, że ktoś go powstrzyma przed kontaktami z synem, że jeżeli ma postanowienie sądu, które nakazuje żonie umożliwianie kontaktu z synem, to żadna osoba nie może mu tego zabronić. Jeżeli będzie próba powstrzymania go przed kontaktem, to on użyje wszelkich możliwych działań – mówił Jerzy Sajchta, zastępca prokuratora rejonowego w Szczecinku

- Zmieniło się po Interwencji to, że policja sama wszczęła postępowanie przeciwko mojemu mężowi o stalking, groźby karalne, kolejne pobicie i znęcanie się psychiczne. To postępowanie trwa – mówi pani Aleksandra.

Chcieliśmy ponownie porozmawiać z Łukaszem R. Niestety, nie zastaliśmy go w domu.

Po kolejnej interwencji policji i opinii rodzinnego ośrodka diagnostyczno-konsultacyjnego pani Aleksandra złożyła wniosek o ograniczenie mężowi kontaktów z dzieckiem. Sąd odmówił.

- Sąd nie znalazł podstaw do gwałtowanych zmian tych kontaktów. Skoro dziecku nie dzieje się krzywda, skoro ani razu ojciec nie zachował się wulgarnie wobec dziecka, to sąd nie znalazł podstaw do zakazania tych kontaktów. Zakaz kontaktów jest czymś najdalej idącym, już więcej nie można zrobić – tłumaczy Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.

- W mojej ocenie prawidłowo zachował się Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno-Konsultacyjny w Koszalinie, który wydał opinię mówiącą o tym, że jeśli ten pan nie podda się terapii, to powinien być pozbawiony władzy rodzicielskiej. Pan oświadczył w sądzie, że nie podda się terapii, a mimo to ma kontakty z dzieckiem - mówi Teresa Żurowska, pełnomocnik pani Aleksandry.

Po ostatniej rozprawie pani Aleksandra podjęła desperacką decyzję. Postanowiła, że będzie ukrywać się z synkiem.

- Będę przebywała na terenie Polski, będę się zgłaszała na terminy rozpraw. Nie wiem, jak będzie wyglądało moje życie. To chyba będzie jedna wielka ucieczka, zmiana miejsc, żeby mnie nie znalazł, bo powiedział, że jak mnie znajdzie, to zabije – podsumowuje pani Aleksandra.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl